Bardzo serdecznie witam Was na moim blogu.
Będzie to opowieść o pewnej dziewczynie i jej przyjaciołach z One Direction, którzy odwiedzą nawiedzony dom- hotel.
Mam nadzieję, że choć trochę Was to zaciekawi i że niektóre wątki naprawdę będą dla Was straszne. Będą również wątki+18.

niedziela, 9 grudnia 2012

Rozdział IX

 *Bonnie*

    Zanim otworzyłam oczy miałam nadzieję, że obudzę się w ramionach Zayna, szczęśliwa i bezpieczna. Tak jednak nie było i zdałam sobie z tego sprawę już po odzyskaniu przytomności. Otworzyłam powoli oczy, jednak nie mogłam nic zobaczyć, było za ciemno. Serce biło mi jak szalone i łzy pojawiły mi się w oczach. Dlaczego nam się to przydarzyło?
- Zayn? - zapytałam, jednak gardło miałam zaschnięte, więc z moich ust wydobył się szept. Odchrząknęłam i powtórzyłam próbę. Nikt nie odpowiedział. - Chłopcy?... Niall? - bezsensownie wymieniałam imię każdego przyjaciela. Wiedziałam, że ich tutaj nie ma, ale nie wiedziałam co innego mogę robić. 
    Najwyższy czas podnieść się z podłogi i próbować jakoś wydostać. Gdy lekko sie poruszyłam, przygotowałam, by wstać, zorientowałam się, że ręce mam związane. Szarpnęłam mocno rękami, ale nie mogłam ich wydostać. Z mojego gardła wydobył się cichy szloch. Co ja teraz zrobię?
    Z daleka, tak jakby z innego pokoju doszedł do mnie głos Zayna. Zaczęłam się wydzierać jak głupia, lecz mnie nie słyszał. Wsłuchałam się w słowa mojego ukochanego... tak, tak mogę to ująć. Kocham go.  Umilkłam, starając się usłyszeć co mówi. Ciężko było, ponieważ głos dochodził z daleka, słabo było słychać.
    Serce po prostu mi pękło, gdy zrozumiałam co mówił. Nie chciałam w to wierzyć.
Pierdolić ją. Zależy wam na niej? Mi nie. Najważniejsze, żebyśmy teraz się stąd wydostali, nie będę ryzykował dla niej życia.
    Jeszcze gorsze niż to, że jestem tutaj uwięziona, były jego słowa. Zaczęłam wrzeszczeć, by wyrzucić z siebie gniew. Miałam ochotę w coś uderzyć, a najlepiej w tą jego cholernie idealną twarz. Miałam ochotę płakać. Miałam ochotę uciec. Miałam ochotę usunąć go z pamięci.
Kochaniutka, nie martw się. Jestem przy tobie, słońce.
    Wybiło mnie to z tropu. Uspokoiłam się i umilkłam, wciąż jednak głośno dyszałam. Nie był to głos Zayna. Nie był to też głos żadnego innego znajomego mi mężczyzny. Ten głos brzmiał naprawdę staro, obrzydliwie i chypkowato. Myślałam, że jak facet ma chrypę to jest to nawet seksowne, ale to teraz nie miało w sobie niczego pozytywnego. Zastanowiłam się nad jego słowami. "Jestem przy tobie" czy to ma znaczyć, że jest gdzieś tutaj? W tej ciemności? Przestraszyłam się jak nigdy dotąd. 
    Poczułam lodowatą dłoń na swoich bosych stopach, kierowała się w górę, po nogach, aż do ud. Dopiero teraz zorientowałam się, że pozbyli mnie większości ubrań. Byłam w samej bieliźnie. Przerażona tym dotykiem, przymknęłam mocno oczy i przygryzłam wargę, by stłumić pisk. Ten dotyk  wcale nie można było porównać z dotykiem Zayna - delikatnym, czułym, ciepłym. Ten był lodowaty, natarczywy, zły.
Uciekłaś mi...ale teraz mam cię z powrotem...i nie pozwolę ci teraz zwiać.
    Krople potu spadały mi z czubka głowy na moje nagie nogi. Nawet nie wiedziałam kiedy zaczęłam tak się pocić, ale teraz to nieważne. chciałam odsunąć nogi, ale trzymał je, bardzo mocno.
- Zayn! - mimo tego, że bardzo mnie bolało wypowiadanie tego imienia, musiałam to zrobić. Nie wierzyłam w to co usłyszałam. To po prostu nie mógł być on.
Oj, słoneczko...on ci nie pomoże. Nie słyszałaś? Nie zależy mu na takiej ślicznej, drobnej, bezsilnej, małej...Ethel.
- N- nie jestem Ethel! - wargi drżały mi ze strachu, głos się załamywał.
    Jako odpowiedź usłyszałam tylko głośny, przeraźliwy śmiech. Później znów ruszył dłonią wyżej. Sunął nią aż do krocza, a mnie przeszły ciarki. Bynajmniej nie z przyjemności.
- Zostaw mnie ty stary zboczeńcu! - szarpałam się, ale to nic nie dało, mocno mnie przytrzymywał.
    Wciąż nie otwierałam oczu, bo i tak nic bym nie widziała, a tak to chociaż trochę mogłam powstrzymywać łzy. Na całym ciele pojawiła mi się gęsia skórka, mimo tego, że było mi cholernie gorąco.
Oddałaś się takiemu...bydlakowi...więc, słoneczko, możesz oddać się i mnie.
    Jęknęłam głośno, bo nie chciałam dopuszczać do siebie takiej myśli. Zostać zgwałcona przez ducha? To nie może być możliwe. Nie może...
- Bydlakowi? To ty jesteś bydlakiem. Ty gwałciłeś swoje dzieci! Ty,skurwysynie!
    Ścisnął mocno moje nogi, wbił mi palce w skórę. Mogę się założyć, że już mam w tym miejscu siniaki. Od razu pożałowałam, że w ogóle się odezwałam. Teraz był wściekły, na pewno będzie brutalny. 
    Tak jakby na potwierdzenie moich słów, poczułam szarpnięcie, golutkimi plecami szurałam po lodowatej i brudnej podłodze, przysunął mnie do siebie. Nie wiem skąd, ale nagle w mojej głowie pojawiła się pewna myśl. Rozszerzyłam nogi. Przecież takich zboczeńcy jara strach ofiary. Może gdy nie będę się stawiać... Nie zawahałam się ani chwili, byłam pewna, że to zadziała. 
    Puścił moje nogi, nie czułam już jego lodowatej skóry. Przez sekundę myślałam, że mi się udało, jednak chwilę później mocno chwycił mnie za włosy, ciągnąc w górę. Czułam jego oddech przy moim uchu.
Nie ze mną takie sztuczki, słoneczko....
    Słyszałam jego głos, jednak nie wydobywał się z jego ust, tak było cały czas.
Wiem, że się boisz. Czuję to. Ale nie obawiaj się, maleńka...
    Jego głos był tak straszny, że ciarki automatycznie przeszywały moje ciało. Chciałam błagać go o litość, błagać o to, żeby mnie zostawił. Miałam jednak swoją godność, tą cholerną dumę, którą nawet w takich sytuacjach nie chciałam stracić. Puścił moje włosy, a moja głowa mocno upadła na ziemię.
    Mój mózg pracował na najwyższych obrotach, co chwilę miałam nowy pomysł, jak uciec, ale żaden nie zdał się jak na razie. Teraz miałam nowy, ale nie zdążyłam porządnie nad tym się zastanowić, bo poczułam jego dłoń na mojej szyi, kierującą się w dół, po obojczyku. Sparaliżowana wstrzymałam oddech. Mogłam teraz tylko wsłuchiwać się w bicie swojego serca, bo było je słychać tak głośno, choćby ktoś grał na bębnie tuż przy moich uszach. 
    Obrzydzenie we mnie wzrastało z każdym jego ruchem na moim ciele. Zsunął mi stanik, odkrywając piersi. Ujął je, a ja zaczęłam wrzeszczeć.
- Juliet! Juliet! - Może mi pomoże... - Mamo! - dodałam już zrezygnowana. 
    Błyskawicznie ściągnął ze mnie łapska, tak jakby ktoś go ode mnie odciągnął. Otworzyłam oczy, pierwszy raz od tych kilkunastu minut. Mimo iż było cholernie ciemno, mogłam dostrzec białą postać...a raczej białą sukienkę jakieś postaci. Uśmiechnęłam się. Pomogła mi.

*Zayn*

    Nie było przy mnie Bonnie, co doprowadzało mnie do szału. Cholernie się o nią bałem, modliłem się, by nic jej się nie stało. Chciałem być przy niej, by ją bronić.
    Nie odzywałem się ani słowem, zrozpaczony tą rozłąką. Nie mogłem racjonalnie myśleć, w głowie miałem tylko "Bonnie". I nawet jak Harry i Niall zostali zaatakowani, ja nie mogłem zbyt wiele zrobić. Pomagałem jak tylko mogłem, ale wciąż myślami byłem gdzieś indziej.
    Błagam cię, Bonnie, trzymaj się.
    Wiedziałem, że nie da się pomóc chłopakom, więc usiadłem w kącie i zacząłem szlochać. Nie przeżywałem tego co moi - prawie - bracia, ale też cierpiałem. Może wydawać się to głupie, ale tak było. Byłem wykończony, tyle że psychicznie. Nawet jeśli teraz mnie zaatakowałby ktokolwiek, nie wiem czy jakoś szczególnie bym na to zareagował.
    Tak jakbym się o to prosił, oślepił mnie biały blask, który pojawił mi się przed oczyma. Stanąłem na równe nogi, a serce zaczęło mi mocno walić. Rozglądałem sie po całym pomieszczeniu, ale widziałem tylko czerń i białe plamki, które miałem przed oczami dzięki temu show z blaskami. Zirytowany przetarłem dłońmi oczy.
- No chodź, kurwa. Co się kryjesz? - Nie wiem czy ino grałem takiego twardziela, czy naprawdę byłem taki głupi. Po prostu wyrwały mi się te słowa z ust. 
Śpieszy ci się gdzieś?  
    Usłyszałem ten drwiąc ze mnie dziewczęcy i przede wszystkim dziecięcy głos. Był wszędzie, nie dało się dokładnie stwierdzić skąd pochodzi. Obracałem się w koło,szukając...sam z resztą nie wiem czego szukałem w tych ciemnościach. 
- Tak, śpieszy. Może wreszcie będziesz tak miła i raczysz mi się pokazać. Tchórzysz? - starałem się o taki sam ton głosu - arogancki, drwiący, sarkastyczny.
    Pojawiła się we mnie taka adrenalina, że sam byłem w szoku. Zastąpiła mi po prostu strach, ogromny strach. Stałem tak, gotów na wszystko. 
- No, dalej, dzieciaku. Nie będę bawił się z tobą w chowanego. - Wypatrywałem jej, ale nic nie mogłem dostrzec.
Nie bądź taki wredny...chyba, że nie chcesz zobaczyć znów swej ukochanej...?
- Gdzie ona jest? Co wyście z nią zrobili? - znalazła mój słaby punkt.
Ja jej nic nie zrobiłam, starałam się jej nawet pomóc.
- To bądź tak miła i pomóż tym razem mnie. Chcę się stąd wydostać, i to natychmiast! Pokażesz mi gdzie jest Bonnie i sprawa załatwiona! - Moja cierpliwość się kończyła. Zresztą, czy ja kiedykolwiek miałem cierpliwość?
    Mała, drobna dziewczynka stanęła przede mną. Sięgała mi do klatki piersiowej. Popatrzałem na nią unosząc brwi, patrzyłem na nią z politowaniem.
- Ha, myślisz, że będę bał się takiej dziewczynki? Mogłaś już zostać w ukryciu, wydawałaś się wtedy str... - nie zdołałem dokończyć tego zdania, gdyż potworny ból przeszył moje ciało. Popatrzyłem na dziewczynę - uśmiechała się łobuzersko.
Lepiej licz się ze słowami. Chcę pomóc Bonnie, ale na pewno nie tobie.
    Ból ustąpił, na szczęście. Teraz mogłem wyobrazić sobie cierpienia moich przyjaciół.
- Dlaczego?! Powiedz mi dlaczego! Przecież my wam nic złego nie zrobiliśmy...nic - starałem się o łagodny ton głosu. Mimo tego, że byłem cholernie wkurzony, wyszło mi to.
Oszczędź sobie.
Zniknęła.

*Niall*

    Starałem się uspokoić. Nie słyszałem już głosu Harrego, jednak mój mózg wciąż powtarzał jego wrzaski. Uniosłem powoli głowę, bo usłyszałem coś przy sobie. To była Juliet. Wpatrywałem się w nią nie wiedząc co robić, po tym jak mnie pocałowała, naprawdę namąciła mi w głowie.
Wstań.
    Jej głos brzmiał ostro, jednak nie miałem zamiaru wykonywać jej poleceń. Zrobiłem kamienną twarz. Ani nie drgnąłem.
Powiedziałam: wstań!
- Dlaczego miałbym to zrobić? -zapytałem beznamiętnie.
Chcesz się stąd wydostać, ty nędzna istoto?!
    Podniosłem się, wciąż zachowując kamienny wyraz twarzy. W głowie miałem tysiące scenariuszy naszej dalszej rozmowy. Czy rzuci mną o sufit tym razem? A może wgniecie w ziemie? Wziąłem głęboki oddech.
Nad tobą są drzwi. Daje wam 3 minuty na wydostanie się. Bonnie jest niedaleko.
    Tego się nie spodziewałem. Tak jakby wróciłem znów do realnego świata, słyszałem chłopaków, słyszałem ich przyśpieszony oddechy, ich szlochy i jęki. Ucieszyłem się, że znów mam z nimi kontakt.
- Hej! Wstawajcie! Drzwi są gdzieś na suficie! Nade mną! Ktoś musi mnie podnieść! - Gadałem tak szybko, że gdybym sam siebie słuchał, to pewnie nic bym nie zrozumiał. Chłopcy jednak przyzwyczaili się do mojego gadania, i już ktoś pojawił się obok mnie.
- Co ty bredzisz? Skąd wiesz? - Liam.
- Nie mamy czasu, żeby ci to teraz tłumaczyć. Podejdź bliżej. - Wymachiwałem dłońmi, by go chwycić, a gdy się zbliżył przyciągnąłem go do siebie i bez żadnych ostrzeżeń wszedłem mu na plecy, a później na ramiona. - Trzymaj mnie!
    Będąc na ramionach Liama, bez problemu mogłem sięgnąć sufitu. I rzeczywiście, wyczułem pod palcami jakieś masywne drewno, musiała to być jakaś klapa, która się otwiera. Pchnąłem ją, ale nawet nie drgnęła.
- Nie chce się otworzyć! - ryknąłem.
- Pomogę ci! Zayn! - Był to Louis. Wspiął się na plecy Zayna i wspólnymi siłami pchaliśmy drzwiczki. Podejrzewam, że coś na nich leżało, ale udało nam się je otworzyć.
    Do pomieszczenia wpadło jasne światło. Wspiąłem się na górę i pomogłem również wyjść Louisowi.
- Idźcie po Harrego! - ponagliłem ich.
    Harry nie wyglądał dobrze. Był wykończony, ledwo oddychał, ale udało nam się go wyciągnąć. Zaraz po nim Liam, a na końcu Zayn. Sekundę po tym, jak padną na ziemie tuż przy nas, klapa zamknęła się z wielkim hukiem. Udało nam się.
    Pomieszczenie to było niewielkie, oświetlone małą, ledwo świecącą lampą na suficie. Ale nawet ta niewielka ilość światła dawała mi nadzieję i radość. Znów mogłem ujrzeć swych braci, i drzwi, które znajdowały się na końcu pomieszczenia. Tam musiała być Bonnie. Podbiegłem do nich, lecz były zamknięte.


............................................................................................................................................................

Przepraszam Was, że musieliście tyle czekać. W dodatku rozdział też nie powala na kolana...ach :(
Powoli zbliżam się do końca opowieści. Będą może jeszcze z 2 rozdziały, ale już mam pomysł na nową opowieść, będzie równie niebanalna jak ta. Mam nadzieję, że będziecie czytać. Pozdrawiam xx



niedziela, 4 listopada 2012

Rozdział VIII

*Harry*

    Do łazienki wparował Louis z Liamem. Uniosłem lekko głowę, by na nich spojrzeć, odetchnąłem głośno i usiłowałem się podnieść. Nie poszło tak źle, chociaż dłoń strasznie bolała. Bez słów wyszedłem z łazienki i w zdrową rękę chwyciłem swój plecak.
- Nie będę czekał, aż Niall lepiej się poczuje, nie będę czekał, aż samochód będzie naprawiony i, kurde, nie będę nawet na was czekał, jeśli teraz ze mną nie pójdziecie - mój głos był dziwnie spokojny.
- Ale trzeba pierw zrobić coś z twoją ręką. Zaczekaj, mam bandaż w swoim plecaku - Louis zaczął grzebać w kieszonce z plecaka.
- Do cholery jasnej! Nie obchodzi mnie teraz moja ręka, rozumiesz?! - obróciłem się w stronę drzwi i wyszedłem.
- Harry zaczekaj! - ryknął Liam. - Pójdę po resztę - powiedział prawdopodobnie do Louisa, ale nie obchodziło mnie to. Zszedłem na dół, minąłem portiernie i chwyciłem klamkę od drzwi, gdy nagle usłyszałem kogoś za sobą. Obróciłem się. Stała przede mną właścicielka tego przeklętego hotelu. Instynktownie odsunąłem się od niej.
- Już się zbieracie? Nie zostaniecie jeszcze na obiad? - zapytała z fałszywym uśmiechem na twarzy. Miałem ochotę przywalić jej i zmazać ten uśmieszek raz na zawsze.
    Zmrużyłem oczy i podszedłem do niej, tak blisko, jak tylko się dało. Była o wiele niższa ode mnie, więc schyliłem się nieco, by móc spojrzeć jej w oczy. Włączył się we mnie agresor.
- Ty tępa, stara krowo - wypowiedziałem te słowa powoli, wyraźnie - Jak myślisz, że spędzę w tym domu chociażby minute dłużej i dam się katować twoim zdechłym córeczkom, to się grubo mylisz.
- Ależ Harry... - uniosła rękę, by dotknąć mojej twarzy, ale w ostatniej chwili ją strąciłem. Uśmiechnęła się jedynie słodko i już chciała kontynuować, ale jej przerwałem.
- Nie dotykaj mnie, bo cię połamię - wysyczałem.
    Jeszcze nigdy nie zachowywałem się tak agresywnie i to jeszcze w stosunku do kobiety. Ale te dwa dni tutaj mnie zmieniły. Nie było mi za to wstyd, nie czułem wstrętu do siebie, nie czułem nic.
    W tej chwili wszyscy, jeden za drugim, zeszli po schodach i skierowali swój wzrok na mnie. Popatrzyłem na każdego po kolei. Niall wyglądał już lepiej, twardo stał na nogach.
    Nacisnąłem na klamkę i pchnąłem drzwi, które oczywiście się nie otworzyły.
- Otwieraj - rzuciłem do babki. - Otwieraj te cholerne drzwi, do kurwy! - wydarłem się, kopiąc drzwi i stając znów przed nią, gotów, by zrobić jej krzywdę.
    Reszta zdążyła zebrać się już obok mnie. Myślałem, że będą mnie uspokajać, odciągać od staruszki, ale się myliłem. Zayn pchał i kopał drzwi; Louis i Liam próbowali otwierać okna; Niall stanął obok mnie.
- Liczę do pięciu. Jak przez ten czas nas nie wypuścisz, to przysięgam na Boga, że wezmę te gwoździe, które wyrzygałem i powbijam ci je w oczy - głos Nialla był zimny, nieznoszący sprzeciwu. Nigdy nie miałem zaszczytu poznać tej strony Nialla, na szczęście. - Jeden... - Zayn odsunął się spory kawałek od drzwi, wziął rozbieg i z całej siły pchnął ramieniem drzwi. - Dwa... - Louis wziął drewniane, masywne krzesło i rzucił nim w szybę. - Trzy... - Liam zrobił to samo, jednak wziął coś cięższego. - Cztery... - Niall zazgrzytał zębami, zaciskając mocno pięści. - Pięć - ogarnął mnie spokój.
    Nawet nie poczułem jak upadam na ziemię. Po prostu poczułem się senny...

*Niall*

    W chwili, w której po prostu chciałem udusić tą starą mendę, padłem. Padłem na ziemię, zasypiając.
    Teraz otworzyłem oczy i nie wiedziłem nic. Otarzała mnie czerń nic więcej. Leżałem na zimnej podłodze, a gdy lekko się uniosłem, poczułem straszny ból w głowie. Przyłożyłem dłoń do czoła, krzywiąc się.
- Liam? - wyszeptałem, będąc już w pozycji półleżącej. - Harry? - po chwili dodałem zrezygnowany: - Zayn? Bonnie? Lou?
    Przełknąłem głośno ślinę. Miałem nadzieję, że po chwili będę choć troszeczkę widział w tej ciemności, ale nic z tego. Musiał być to jakiś pokój bez okien, lub innych źródeł światła.
    Klęknąłem, macając rękami podłogę, może ktoś leży obok mnie i jeszcze śpi. Po chwili poczułem coś pod dłońmi i w pierwszej chwili nieco się zawahałem, gdyż mogło to być wszystko - trup, jakieś szczątki zwierząt, albo coś zagrażającego moje życie. Odegnałem od siebie te myśli i powoli posunąłem dłonią po czyimś ciele. Na pewno było to ciało, ponieważ wyczułem delikatny materiał, najprawdopodobniej była to bluzka. Już pewniej skierowałem dłonie na twarz tej osoby, chciałem w ten sposób ją poznać. Długi prosty nos, loczki - Harry.
- Harry - potrząsłem nim. - Harry obudź się - drgnął.
- E...c-co jest? - powiedział niewyraźnie.
- Harry, kurwa, obudź się. Jesteśmy gdzieś uwięzieni...
- Niall? To ty? Do cholery jasnej, nic nie widzę! - powiedział już głośniej, najwyraźniej już się przebudził.
- Wybraź sobie, że ja ciebie też nie widzę. - w tym momencie do głowy przyła mi myśl, że może nas oślepili, zrobili coś z oczami. Odruchowo dotknąłem swoich oczu. Gałki oczne były, oczy zbytnio nie bolały, więc jest chyba okay.
    Chyba Harry usiadł, bo poczułem na policzku czyjś oddech. Modliłem się, by to był jego.
- Gdzie reszta? - zapytał, co dowiodło, że naprawdę usiadł i to jego oddech muska mój policzek.
- Nie wiem, przed chwilą się obudziłem i potem znalazłem ciebie. Chodź poszukamy ich...
    Nie chciałem wstawać na nogi, bo mogłem kogoś podeptać, niechcący skrzywdzić, więc wciąż klęcząc wodziłem dłońmi po podłodze. Nie miałem pojęcia w jakim kierunku zmierzam, ta ciemność była przerażająca.
- Louis? - powiedział Harry, chyba go znalazł. - Louis, wstawaj stary!
    Postanowiłem nie skupiać się na nich, tylko na poszukiwaniach. Ból w głowie uniemożliwiał koncentracje, ale starałem się z całych sił ignorować ten ból.
- W sumie to po co się tak męczyć i szukać każdego po kolei? Nie lepiej ryknąć i obudzić wszystkich na raz? - usłyszałem głos Harrego.
- Czyś ty oszalał?! Nie mogą wiedzieć, że się obudziliśmy, bo Bóg wie co nam zrobią. Szukaj i nie marudź - mówiłem szeptem, ale w takiej ciszy nawet to wydawało się strasznie głośne.
    Napotkałem dłońmi na coś masywnego, najwyraźniej kolejne ciało. Potrząsnąłem nim, już nie wnikając kto to jest. Ale musiał to być albo Zayn albo Liam, bo ciałsko było ciężkie.
    Po chwili usłyszałem jak Zayn szepce, żeby dać mu spokój, bo chce spać. Gdybyśmy nie znajdowali się w tak poważnej, śmiertelnej sytuacji to wybuchnąłbym śmiechem. Teraz nie było mi do śmiechu.
- Zayn, idioto! - wysyczałem. - My tu będziemy umierać, a ty spać chcesz?
    Chyba doszło do niego w końcu co się dzieje, bo gwałtownie się podniósł przywalają mi przy okazji czołem w nos.
- Fuck! - tylko tyle byłem w stanie powiedzieć. Krew zaczęła lać się z nosa, więc musiałem przyłożyć dłoń i jakoś to zatamować. - Zabije cię.
- Przepraszam, Niall, w porzątku? Gdzie jesteś? - poszułem jego dłoń na kolanie.
- No tutaj... -wyszeptałem, czując jak krew wpływa mi w usta. - Ale mnie załatwiłeś.
- Sorry...  gdzie jest Bonnie?! - wypowiedział to tak gwałtownie, że aż drgnąłem.
    Ściągnąłem z siebie bluzę, by wytrzeć nią krew, poza tym było tutaj cholernie gorąco, że pot aż kapał mi z czoła. Zayn chyba poszedł szukać Bonnie, bo nie czułem go już obok siebie. Louis z Harrym znaleźli w między czasie Liama.
- Gdzie jest Bonnie? - ponikował Zayn.
- Tutaj już nikogo nie ma, przeszukaliśmy każdy centymetr podłogi po tej stronie - odpowiedział mu Harry.
- Kurwa, to gdzie ona jest? - wyraźnie było słychać, jak głos mu się załamuje.
    Zacząłem szukać z nim, jedną ręką przytrzymywałem bluzę przy nosa, drugą szukałem Bonnie. Nie ma czasu, by się teraz nas sobą użalać. Nie ważne, że wszystko mnie boli. Ważne, żeby się stąd wydostać.
    Po dość długiej chwili szukania, nic nie znaleźliśmy. Szukaliśmy w piątkę, ale Bonnie tutaj nie było. Zayn nie skomentował tego ani słowem.
- Musieli zamknąć ją w innym pomieszczeniu - stwierdził Liam.
    Ten pokój był dość duży, wiedziałem to, mimo tego że nic nie widzę. Gdy nie ściszaliśmy głosów, to nasze słowa powtarzało echo.
    Usiadłem pod ścianą, chyba obok Liama. Nos przestał krwawić, ale czułem jak pulsuje, a to sprawiało, że głowa jeszcze mocniej bolała. W dodatku czułem pustkę w żołądku, po prostu mi go wykręcało. Zrobiłbym chyba wszystko, by tylko móc coś zjeść.
    Z zamyślenia wyrwał mnie przeraźliwy krzyk Harrego. Nie trwało to nawet sekundy, jak zerwałem się na równe nogi i do niego podbiegłem. Teraz dłonie służyły mi jako oczy, wyczułem, że leży na podłodze, wije się i szlocha.
- Harry co się dzieje? Harry słyszysz mnie? - nie słyszał. Był teraz w innym świecie, tak jak ja wcześniej. Nie mogliśmy nic zrobić.
- Zostaw mnie! - jego krzyk był tak głośny, że ciężko było powstrzymać się od zasłonięcia uszu. W dodatku było w nim słychać tyle cierpienia, tyle strachu, paniki. Po plecach pociekła mi strużka zimnego potu.
- Przytrzymajcie go - powiedział Liam, opanowany, spokojny. Zrobiłem co chciał, przytrzymałem nogę Harrego, gdyż zaczął się wić, kopać, oczywiście musiałem znów dostać. I to nie lekko.

    Reszta dołączyła do nas, każdy z całych sił przytrzymywał potrząsające się ciało Harrego.
- Może to jakoś pomoże, wyrwie go z tej halucynacji - rzekł Liam. Zastanowiłem się, czy tak można to nazwać. Halucynacja. W takim razie jet to bardzo realna, brutalna halucynacja.
    Pod dłońmi poczułem coś ciepłego. Krew lała się z nogi Harrego. Jak to możliwe, że akurat w tym miejscu, gdzie trzymam swoje dłonie, ktoś go skaleczył?
- Jest ranny! - ciężko było przekrzyczeć Harrego. Jego krzyki robiły się coraz głośniejsze.
    Siedzieliśmy przed nim wszyscy, bezradni. Wciąż jednak go trzymaliśmy, ale miał tyle siły, że telepotał nami na wszystkie strony. Nie miało to sensu. Puściłem go i zatkałem uszy, nie chcąc słyszeć jego głośnego szlochania. Było to straszne. Osoba tak nam bliska, musiała tak cierpieć, na naszych oczach, a my nie mogliśmy nic zrobić.
    Łzy zaczęły pchać mi się do oczodołów. Tak starałem się nie płakać, ale nie mogłem inaczej. Byłem wykończony psychicznie. Teraz mój szloch zlał się z szlochem Harrego.
    Poczułem czyjąś dłoń na sobie, jednak nie było to to co myślałem. Pchnęło mną na sam koniec pokoju, walnąłem plecami w ścianę tak mocno, że całe powietrze z płuc mi uciekło. Upadłem na podłogę, ciężko łapiąc powietrze.
- Niall! - usłyszałem czyjś krzyk, ale nie mogłem się odezwać, nie mogłem nic powiedzieć.
    Kolejne uderzenie, kolejna fala bólu. Przeturlałem się na bok, łapczywie zaciągając się powietrzem. Słyszałem jedynie krzyk Harrego, ale zdawało się, że znajdował się gdzieś bardzo, bardzo daleko. Z trudem podniosłem się na nogi, i rozejrzałem się. Było to bezsensowne, bo wciąż było ciemno.
    Mimo panującej tutaj ciemności ujrzałem coś przed oczami, jakaś postać, cała biała, przebiegła mi tuż przed nosem. Obróciłem się w stronę w którą biegła, jednak nic nie dostrzegłem. Za to otrzymałem kolejny szlag, tym razem w głowę. Było w nim tyle siły, że ponownie znalazłem się na podłodze, nosem uderzyłem o twardą podłogę, co spowodowało ponowne krwawienie. Kląłem w myślach z bólu.
   Nie miałem zamiaru znów się poddać, więc dzielnie się podniosłem. Krew z nosa spływała mi po twarzy. Nie robiłem z nią nic. Odwróciłem się do tyłu, słysząc czyjś chichot. Przed oczyma miałem drobną, lecz już dorosłą dziewczynę. Była strasznie blada, w dodatku ubrana na biało. Jej postać tak wyłaniała się z czerni, że miałem wrażenie, że świeci, jak księżyc. Im dłużej na nią patrzyło, tym bardziej raziła w oczy.
- Z czego, do kurwy, rżysz? - Zawsze miałem problem z przeklinaniem. Nigdy jednak nie zwracałem się tak do kobiety.
     To nie jest kobieta, to demon.
    Wciąż się śmiała, a we mnie się gotowało. Przywaliłem jej pięścią w twarz, ją to jednak nie poruszyło. Pogłaskała się w miejscu, gdzie dostała, uśmiechając się chytrze.
    Nie wiem jakim cudem, ale mój wzrok przykuł łańcuszek na jej szyi. Literka "J". Bonnie mówiła nam wszystkie imiona od dziewczyn zamieszkujących niegdyś ten dom. Skupiłem się chwilkę i sobie przypomniałem. Były dwie: Juliet i Janet. A ponieważ ta druga była najmłodsza, więc ta stojąca przede mną to musiała być Juliet.
- Juliet...? - wyszeptałem spoglądając na jej twarz. Ściągnęła brwi, przybliżając się do mnie. Oddaliłem się o kilka kroków.
- Juliet, posłuchaj mnie. - plecami naparłem na ścianę, nie mogłem się dalej już ruszyć. - Juliet, uspokój się...ja ci nic - urwałem, ponieważ mnie pocałowała.
    Tak pocałowała mnie! Patrzyłem na nią z szeroko otwartymi oczyma. Ona jednak kontynuowała pocałunek, wciskając mi język w gardło. Czy teraz naprawdę będę całował się z trupem...? Z piękną dziewczyną, ale mimo to trupem.
    Chyba nie pozostało mi nic innego. Położyła mi dłonie na policzkach i niemal zmusiła, bym odwzajemnił pocałunek. Tak też zrobiem. Było to bardzo dziwne uczucie, obrzydzało mnie to, ale nie mogłem się od niej oderwać, nie pozwalała na to. Z każdą chwilą coraz bardziej wkręcałem się w pocałunek, stawał się normalniejszy, zwykły. Czułem w ustach jednak obrzydliwy smak krwi, nos pewnie wciąż krwawił.
    W tej chwili przerażałem sam siebie. Dotarło to do mnie i z całej siły odepchnąłem ją od siebie, a ona zniknęła. Zapragnąłem znów ją zobaczyć, ale tylko dlatego, że mogłem w ogóle coś zobaczyć,  nie znosiłem tej ciemności.
    Znów usłyszałem krzyki Harrego. Nie ogarniając kompletnie niczego podbiegłem do miejsca, skąd z początku dochodziły te krzyki, jednak nie było go nigdzie. Krzyk otaczał mnie, był wszędzie. Robił się coraz głośniejszy, coraz bardziej nieznośny.
    Niall! Niall błagam! Pomóż mi! Błagam...
    Jego ból był moim bólem, nie mogłem tego znieść. Zacząłem go wołać, jednak nie dostawałem odpowiedzi, wciąż jedynie błagał mnie o uratowanie go. W jego głosie było tyle bólu, ja po prostu nie mogłem tego wytrzymać.
    Zacząłem walić pięścią w ścianę, chciałem jakoś odreagować. Na nic się to nie zdało, dlatego przysłoniłem uszy i sam zacząłem się wydzierać w niebo głosy. Nawet nie wiem kiedy mój krzyk ustąpił cichemu szlochaniu. Przez płacz cięzko było złapać mi powietrze. Skuliłem się na ziemi, tak samo jak wtedy na strychu. Zatykałem uszy, broniąc się przed tą falą psychicznego bólu. Harry musiał teraz tak cierpieć, wszyscy musieli, a to tylko przeze mnie! Po co czytałem ten jebany pamiętnik?! - myślałem o tym non stop, w kółko.

poniedziałek, 29 października 2012

Rozdział VII

*Niall*

    Poczułem ucisk na plecach, tracąc równowagę wpadłem do ciemności znajdującej się tuż przy moich nogach. Wymachiwałem nogami i rękami, próbując się stąd wydostać, jednak coś spowalniało moje ruchy. Próbowałem ryknąć, jednak w ustach miałem coś lodowatego, blokowało dojście powietrza do płuc. Dusiłem się. Dopiero po chwili obraz się wyostrzył, tak jak moje zmysły i mogłem stwierdzić gdzie jestem - ze wszystkich stron otaczała mnie lodowata woda. To ją miałem w ustach, to ona powodowała ten niemiłosierny ból w płucach i gardle. 
    Płynąłem w górę, jednak miałem wrażenie, że przez to tonę coraz głębiej. Płuca mnie piekły, jakbym połknął ogień - zaraz się uduszę.
    Coś w błyskawicznym tempie przepłynęło obok mnie, dźgając mnie czymś ostrym w lewe ramię. Ciemnoczerwona krew w mgnieniu oka rozeszła się po całej wodzie. Przycisnąłem dłoń do ramienia, po pierwsze, by pohamować krwawienie, a po drugie po prostu z bólu, jaki w tym miejscu odczuwałem. Nie minęło nawet 5 sekund, a znów poczułem dźgnięcie - tym razem w biodro. Od siły z jaką napastnik wykonał to wcięcie, odrzuciło mnie do tyłu. To wszystko działo się tak szybko, że nie wiedziałem jak na to zareagować, co robić.
    Obudziłem się i pierwsze co zrobiłem to łapczywie zaciągnąłem się powietrzem. Wciąż odczuwałem ból. Musiałem odkaszlnąć, dokładnie tak jakbym właśnie zakrztusił się wodą.
    Przecież to był tylko sen.
    Ciężko dysząc rozejrzałem się po pokoju. Było ciemno, więc pewnie był środek nocy. Liam leżał niedaleko mnie. Tak w ogóle to dlaczego w tym hotelu nie mają osobnych łóżek? Nonsens.
    Podniosłem się z łóżka, masując swoją obolałą szyję. Poszedłem do łazienki i tam oblałem twarz zimną wodą, ponieważ pot leciał ciurkiem z mojego czoła. Spojrzałem na siebie w lustrze - nie widziałem w nim Niallera,  który zawsze jest wesoły, uśmiechnięty i przede wszystkim wypoczęty. Widziałem w lustrze obcą mi osobę. Niby do mnie podobny - blond włosy, niebieskie oczy, kształt twarzy ten sam. Jednak tamten Niall nie ma worów pod oczami, twarz zmęczoną, wyglądającą na 5 lat starszą niż naprawdę jest. Przecież to nie mogę być ja...
    Mój wzrok przykuło moje ramię. Miałem na nim wielką ranę ciągnącą się aż na środek pleców, wyglądało to jak draśnięcie paznokciami, tyle że o wiele głębsze niż to możliwe. Obróciłem ramię do lustra, dokładnie mu się przyglądając. Na oko rany były głębokie na jakieś 2 cm! O dziwo nie leciało z nich za wiele krwi. Przypomniałem sobie nagle o biodrze i szybko na nie spojrzałem - na nim również było pięć ciągnących się linii.
    Pokręciłem głową nie wierząc w to co własnie widzę. Przecież ja spałem! To był tylko jakiś cholerny koszmar!
    Wybiegłem z łazienki, by obudzić Liama i mu to pokazać. W pokoju zastałem jednak pustkę. Nie było Liama, nie było łóżka, nie było niczego. Tylko cztery puste ściany. Okna i drzwi również zniknęły. Serce pracowało na najwyższych obrotach, czułem jak tętno pulsuje, krew przepływa w żyłach, dłonie zaczęły mi się pocić. Ciężko przełknąłem ślinę, a raczej coś w rodzaju wielkiej, gęstej kluchy.
    Wiedziałem co mnie czeka. Nie byłem jednak na to przygotowany i nigdy chyba nie będę. Co teraz mnie czeka? Jaki rodzaj bólu, jaki rodzaj tortur? Ledwo te kilka słów pojawiło mi się w głowie, a już krew zaczęła lecieć z ran na mym ciele. Cholernie bolało, krew była gorąca, jak wrzątek. Ścisnąłem mocno szczękę, by tylko nie krzyczeć. Przecież właśnie tego chcą. Bym krzyczał, błagał o litość... Nic z tego.
    Oddychałem szybko, nierównomiere, gdyż ból robił się powli nieznośny. Ściskałem zęby tak mocno, jak tylko mogłem. Samo to przyprawiało mi wiele bólu, ale nie będę krzyczeć. Nie będę. Upadłem w końcu na kolana, paznokcie wbiłem w starą, drewnianą podłogę.
     Nie będę krzyczeć.
    Ból przeszył me ciało, uczucie jakby porażenie prądem. Dłonie zaczęły mi blednąć, cała krew ze mnie wypływała. Jednak trzymałem się, nie mdlałem, choć już dawno powinienem nie żyć.
    Nie chcą mnie zabić, chcą się tylko trochę pobawić. Dobrze, więc niech robią co chcą. Ja jednak tak łatwo już się nie dam.
    Ręce zgięły mi się w łokciach. Przymknąłem powieki z których zaczęły lecieć łzy. Ukryłem twarz w rękach, ale nie kładłem się wciąż na podłogę. To byłby znak, że się poddaje. Zęby bolały, nie mogłem dłużej ich ściskać, dlatego wgryzłem się w swoją rękę. Krzyknąłem, jednak to stłumiło dźwięk wydobywający się z mego gardła. Dobrze. Wytrzymaj jeszcze. Dziewczynki nie były jednak głupie, nie poddają się póki i ja się nie poddam. Ból dotknął każdy centymetr mojego ciała. Miałem wrażenie, że obdzierają mnie ze skóry. Z całych sił starałem się nie drzeć się, jak zabijana świnia. Niestety było mi coraz ciężej.
    Nagle wzięło mnie na odruch wymiotny. Wszystko z żołądka dźwignęło mi się w górę. Jęknąłem głośno, czując jak coś ostrego przechodzi mi przez gardło. Z moich ust pierw wydobyła się gęsta krew, zaraz potem wypadały ogromne gwoździe, jeden za drugim. Ból był nie do opisania. Z trudnością łapałem powietrze. Moje płuca płonęły, tak jak i skóra. Nie wygram tego, nie ma szans. Będą mnie katowały do upadłego.
     Z mojego gardła wydobył się przeraźliwy krzyk. Jakby nie należał do mnie. Padłem plecami na ziemię, dusząc się własną krwią. Krzyczałem, krzyczałem ile się dało.
- Skończcie! -  Każdy odgłos wydobyty z mojego gardła, kosztował mnie wiele bólu. Nie obchodziło mnie to już.  - Błagam!
    Przeturlałem się na brzuch, jednak miałem za słabe ręce, by się podnieść. Znów zwymiotowałem gwoździami, tym razem mniejszymi. Nawet jeśli bym chciał już nie odezwę się ani słowem. Jedynie głośno jęczałem, na tyle było mnie stać. Krew lała się z ust, nosa, w uszach mi dzwoniło, więc pewnie stamtąd też wydobywały się strużki krwi. Drżałem na całym ciele, nie, to nie było drżenie, ja po prostu trząsłem się, coś na podobę padaczki. Przed oczami miałem białe i czarne plamki. Łzy boleśnie wypływały z oczu, szlochałem, plując krwią.
     Leżałem na podłodze nie mogąc się ruszyć, niczym roślinka. Klatka piersiowa unosiła się lekko, wciągałem w nie tylko odrobinę powietrza- więcej po prostu nie mogłem złapać. Słyszałem cichutki śmiech, tuż przy uchu, ale kogo to już obchodziło?
    Otworzyłem powoli powieki, wydawały się cholernie cieżkie. Pierwsze co ujrzałem to przejętego Liama nachylającego się nade mną.
- Obudził się! - powiedział do kogoś.
    Chciałem otworzyć usta, coś powiedzieć, ale nie wydobyłem z siebie żadnego dźwięku. Liam z Harrym - poznałem po głosie, szeptali coś niezrozumiałego do siebie - wzięli mnie pod ramiona i przenieśli na łóżko. Starałem się im jakoś to uławić, lecz ciało odmawiało posłuszeństwa, tak jakby nie należało do mnie.
- Jak się czujesz? - zapytał Harry pełnym troski głosem.
    Popatrzałem na niego krzywiąc się lekko. Co za durne pytanie. Jak mógłbym się teraz po tym wszystkim czuć? Dobrze? A może wręcz rewelacyjnie? Ale mój przyjaciel chciał dobrze.
    Poczułem, że znów płaczę. Te wszystkie przeżycia naprawdę nieźle zepsuły mi psychikę. W życiu nie byłem tak wykończony. Ale czuję, że to dopiero początek. Jestem tego wręcz pewny. Zrobią wszystko by się na nas odegrać. Za co? Za to co robił im ich skurwiały ojciec. Niestety my musieliśmy oberwać za jego poczynania.
- Ch-ch-cę się.... - musiałem się naprawdę wysilić na te kilka słów. Trochę to trwało zanim dokończyłem: - stąd wy-nieść....
    Popatrzeli na mnie, smutek i współczucie mieli wymalowane na twarzy.
- Widziałem co się z tobą dzieje, Niall - wyszeptał Liam po dłuższej chwili milczenia. - Pobiegłem szybko po Harrego. Nie wiedziałem co mam robić... To było tak, jakbyś mnie nie widział. Choćbyś był w jakimś innym świecie....
    Nie bardzo chciałem tego teraz słuchać. To jak wciskanie palca w świeżo rozciętą ranę. Pokiwałem lekko głową, miałem nadzieję, że zrozumie co chce mu przez to przekazać. Chyba zrozumiał, bo umilkł. Nie miałem ochoty przypominać sobie tego wszystkiego.
-  Coś czuję, że i mnie znowu się oberwie... - wyszeptał Harry. Wyraźnie było słychać jego strach.


*Harry*

    Widok Nialla tarzającego się po podłodze, krzyczącego i płaczącego z bólu był nie do zniesienia. Obudził resztę zespołu, jednak nie wpuściliśmy do pokoju nikogo. Ciężko było ich odgonić, ale ustapili po jakimś czasie.
    Jeszcze bardziej przerażające od Nialla, był fakt, że mnie to też spotka. Nie chciałem tak myśleć, nie chciałem być samolubny, czy coś takiego, ale strach robił swoje. Ostatnio już oberwałem mocniej od niego... następnym razem też może tak być. Jestem tchórzem, cholernym tchórzem. Nienawidziłem siebie za to.
    Ogarnęła mnie panika. Po co czytałem ten cholerny pamiętnik?! Wstałem z łóżka na którym leżał półprzytomny Niall. Próbowaliśmy zawiadomić pogotowie, policję, ale do nikogo nie dało się dodzwonić. Te cholerne stwory manipulują wszystkim. Chcą, żebyśmy tutaj zostali.
    Drżącymi dłońmi przeczesałem włosy. Uspokój się. Wdech. Wydech. Jeśli się stąd wydostaniemy to z pewnością to się już nie powtórzy. Nie ma szans, nie wydostaniemy się stąd...
- Harry, uspokój się. - poczułem dłoń na swoim ramieniu.
    Prychnąłem.
- Człowieku! Jak ja mam się uspokoić?! Spójrz na Nialla! Jest jedną nogą na drugim świecie! Mnie czeka to samo! - przyłożyłem dłoń do ust, by opanować ich drżenie.
- Wydostaniemy się stąd. Nie potrzebne nam auto. Jak tylko Niall poczuje się nieco lepiej, wiejemy stąd! -  w jego głosie było słychać strach.
    Liam podszedł do drzwi, by je otworzyć, bo ktoś zaczął w nie rąbać jak popaprany. Był to Zayn z całą resztą. Wparowali do pokoju, odpychając na bok Liama.
- Co tu się, do kurwy nędzy, dzieje? - zapytał Zayn.
- Chcą nas kurwa pozabijać! To się dzieje! - wyparowałem wściekły.
- Kto? - zapytała łagodnie Bonnie.
    Opowiedzieliśmy wszystko, od początku do końca, z każdym ważnym szczegółem. Nawet Niall z wielką niechęcią i z trudem powiedział, co niedawno przeżył. Wtedy Bonnie opowiedziała nam co powiedziała jej kucharka, i jaki miała sen. Wszystkie nasze przypuszczenia się sprawdziły. Doszliśmy do wniosku, że Elizabeth wraz z siostrami zabiła swego ojca.
- Czyli jest tak jak wam mówiłem - wtrącił Liam - to co działo się dziewczynom i później ich ojcu, dzieje się wam - wskazał mnie i Nialla.
-  Ale...co z gwoździami? Skoro to co mówisz jest prawdą, to te gwoździe też muszą coś oznaczać... - powiedział Niall. Głos powoli rozbił mu się normalny.
    Liam uniósł ramię. Oczywiście na to nie znamy odpowiedzi.
- To jak zabili ojca, nie sądzisz, że nas też pozabijają? - zapytałem po chwili ciszy.
- Przecież to duchy, widma lub zjawy, to raczej niemożliwe, żeby nas zabili... - wtrącił się Louis. - Wszystko, co się wam zdarzyło to było tylko w waszej głowie, waszej wyobraźni. Oczywiście oni tym manipulowali, ale naprawdę nic się wam nie działo.
    Oczywiście Louis próbował w jakiś logiczny sposób sobie i nam to wytłumaczyć. Gdybym nie przeżył tego na własnej skórze, pewnie też bym tak robił.
- Dobrze, Louis, ale czy widziałeś rękę Nialla? Niby to było w jego głowie, ale obrażenia mimo to na ciele ma.
    Louis skierował wzrok na Nialla, ten leżał tak, że lewej ręki nikt nie widział. Lou podniósł się i obkrążył łóżko, by móc przyjrzeć się ranie. Skrzywił się.

    Po 15 wszyscy zebrali się do swoich pokoi, chcieliśmy popakować resztę rzeczy i się stąd wynieść. Zaproszono nas na obiad, jednak odmówiliśmy, każdy stracił apetyt, a gdybym w ogóle coś zjadł... od razu bym to zwrócił.
- Idę jeszcze do łazienki - poinformowałem Louisa.
    Westchnąłem cicho i podniosłem się z łóżka, poszedłem do łazienki. Tam usiadłem na krawędzi wanny, stamtąd mogłem wzrokiem dosięgnąć lustra i mojej twarzy w nim odbitej. Ostatni raz, gdy oglądałem siebie w lustrze nie wyglądałem tak koszmarnie.
    Zdziwiony zmrużyłem oczy, ponieważ zauważyłem w sobie jakąś nagłą zmianę - oczy mi poczerwieniały. Podniosłem się i jednym wielkim krokiem pokonałem odległość, jaka dzieliła mnie od lustra. Rzeczywiście: gdy przed kilkoma sekundami patrzyłem w lustro nie miałem czerwonych oczu, teraz miały odcień czystej krwi.
    Zamknąłem oczy i potarłem je kilka razy pięściami. Otwarłem je z powrotem. Nic się nie zmieniło. Ogarnięty paniką obróciłem się, by pobiegnąć po Louisa, ale w ostatniej chwili zatrzymałem się, ponieważ niemal wpadłem na dziewczynę stojącą przede mną. Była trupio-blada; włosy miała złote, proste, z jednej strony uplecione za uchem w francuskiego warkocza; oczy prawie okrągłe, zielone; szczupła i wysoka. Piękna. Ubrana była w prostą białą sukienkę do kolan, na stopach miała białe buciki. Na szyi miała przewieszony łańcuszek z zawieszką. Była to mała literka E.
    Elizabeth...
    Patrzyłem na nią wytrzeszczając oczy. Miała łagodny wyraz twarzy, wpatrywała się we mnie, a w kącikach jej ust błąkał się złowieszczy uśmieszek. Ręce trzymała na plecach.Malutkimi i powolnymi krokami podchodziła bliżej, a ja współgrając z jej krokami cofałem się w tył, tak długo, aż nie miałem już gdzie się ruszyć, za mną była już tylko ściana.
- Louis! - miał być to krzyk, ale z mojego gardła wydostał się tylko szept. Spróbowałem jeszcze raz. Na marne.
    Nie odrywałem wzroku od Elizabeth. Hipnotyzowała mnie swoją urodą. Gdybym nie był na sto procent pewien, że jest to duch, to chętnie bym ją poznał. Teraz nie miałem na to odwagi, bo cholernie się jej bałem.
    Podeszła już na tyle blisko, że czułem jej lodowaty oddech na szyi (była niższa ode mnie prawie o głowę). Uśmiechnęła się do mnie słodko, lecz jej oczy nie wyrażały żadnych uczuć, były puste, tak więc i jej uśmiech był pusty, fałszywy.
    Nie trwało to ani sekundy, jak wyciągnęła zza pleców ogromy nóż i wycelowała mi nim w twarz. W samą porę zsunąłem się w dół. Wyglądało to wszystko jak w jakimś beznadziejnym horrorze, który niedawno widziałem, jednak to była rzeczywistość - przerażająca rzeczywistość.
    Szybko przemknąłem się obok niej i uciekłem na drugi koniec łazienki. Pod wpływem adrenaliny węzeł w moim gardle, który na początku miałem, rozwiązał się i mogłem drzeć się o pomoc. Całe szczęście dziewczyna nie była taka szybka jak ja, jej ruchy były spowolnione, tak jakby chodziła w wodzie.
    Słyszałem pukanie do drzwi. To Louis próbował się do mnie dostać. Dzięki Bogu!
    Podbiegłem do drzwi unikając tak kolejnego ciosu. Co jak co, ale miałem cholerne szczęście w tej chwili. Drzwi były zamknięte i nie mogłem ich otworzyć. Pchałem z całych sił, kopałem, waliłem ramieniem, ale ani nie drgnęły.
- Louis! Louis błagam cię otwórz jakoś te cholerne drzwi! Ona tu jest! - wyjęczałem.
    Kolejnego ciosu wymierzonego w moją otwartą prawą dłoń przyłożoną do drzwi nie udało mi się już uniknąć. Nóż przebił się przez dłoń, wbijając się również w drzwi. Stłumiłem krzyk. Przygwoździła mnie do tych cholernych drzwi, nie mogłem już zwiać.
    Nie byłem w stanie wyciągnąć noża, sprawiało mi to za wielki ból. Odwróciłem się w stronę Elizabeth, która stała jakieś dwa kroki ode mnie.
- Elizabeth... Elizabeth, proszę... - czyżby jej ściśnięte ze złości szczęki nieco się poluźniły? - Błagam cię... to nie ja. To nie ja cię krzywdziłem - wrażenie, że ulega trwało tylko sekundę. Jej oczy były pełne nienawiści.
    Nie chciałem być takim tchórzem, mięczakiem, dlatego ciągnąłem za nóż, wyciągając go powoli, boleśnie. W między czasie próbowałem dalej przemawiać do Elizabeth.
- Wiem, że mnie nienawidzisz... aaach - przygryzłem mocno wargę, strając się nie krzyczeć - Ja cię rozumiem, ale błagam...
    Stała tak tylko i się we mnie wpatrywała. To chyba już jakiś sukces, powinienem chyba mówić dalej...
- To twój ojciec wam to robił. Ukarałyście go...wystarczy... - mówiłem powoli, starając się nie koncentrować na bólu przeszywającego moją dłoń.
    Nóż tkwił mocno w drzwiach, ciężko było go stamtąd wysunąć. Pociągnąłem za niego mocno, wydobywając go z drzwi, jednak nie udało mi się go wyciągnąć również z dłoni. Louis wciąż starał się otworzyć drzwi i zdaje mi się, że słyszę też wołanie Liama. Nie mogą mi jednak pomóc...
    Złość przeraźliwie wykrzywiała Elizabeth twarz. Wkurzyłem ją tym, że się uwolniłem. Musiałem za to zapłacić.
    Upadłem kolanami na ziemię, wykrzywiając się z bólu w łuk. Nie mogłem się ruszyć, bo każdy mój ruch powodował kolejne połamanie kości... Pierwsze poczułem w kręgosłupie, kolejne w kolanach, gdy na nie upadłem. Teraz miałem poczuć kolejne, ponieważ nie utrzymywałem się już w takiej pozycji. Upadłem twarzą na podłogę, czując kolejną falę bólu. 
    Łzy ciekły mi z oczu, powietrze zatrzymało się w moich płucach, jakby nie mogło wydostać się już na zewnątrz. Ciało było sparaliżowane bólem. Odliczałem w głowie sekundy...czas w którym moje ciało, mój umysł, moje serce się podda.
    Dłoń mi pulsowała, czułem każdą pojedynczą żyłę, tętnice, każdy mięsień i nerw. Głowę miałem skierowaną właśnie na tą dłoń, mogłem przyglądać się odstającemu z niej nożu. Uśmiechnąłem się lekko. Chyba już całkiem mi odbiło, ale po prostu pomyślałem o kilku wspaniałych chwilach w moim życiu. Chciałem zachować je w pamięci, mieć przed oczyma, gdy już umrę. Płuca piekły, upominały się o powietrze. Nie miałem sił, by wciąć chociażby mały wdech... to wywołałoby przecież ból. A ja mam go już pod dostatkiem.
    Kątem oka ujrzałem Elizabeth. Wciąż nie robiła nic, tylko patrzała jak cierpię. Osz ty suko - tylko taka myśl pojawiła się w mojej głowie. Nie mogę jej się dać, nie mogę się poddać. Przypomniały mi się słowa Louisa: "to co się stało było tylko w waszej głowie". Może miał rację? Przecież jak mogłem połamać sobie kości, gdy nawet nie dostałem żadnego ciosu? Elizabeth manipulowała mym umysłem, dawała mi tylko takie odczucia. Nic z tego tak naprawdę się nie stało.
    Wziąłem głęboki wdech, bez namysłu, po prostu to zrobiłem, nie zważając na ból. Przewróciłem się na plecy, bo miałem na to siłę. Popatrzyłem na nią i się do niej złośliwie uśmiechnąłem. Podniosłem się do pozycji półleżącej. Bolało tylko trochę. Elizabeth wybuchnęła krzykiem, wściekła, że mną już nie manipuluje.
    Zniknęła.
    Ja upadłem znów na podłogę, czując zmęczenie, a w głębi siebie czułem triumf.




................................................................................................................................................................

I jak podoba wam się opowiadanie? Może być trochę głupie, ponieważ żaden rozdział nie był wcześniej przemyślany, piszę na spontana, co mi do głowy wpadnie. Dlatego mogą niektóre rzeczy po prostu nie trzymać się kupy. Wybaczycie mi to, prawda? :) Pozdrawiam.

poniedziałek, 22 października 2012

Rozdział VI

*Harry*

- Dlaczego mnie zostawiłeś?! - wparowałem do pokoju Liama. Siedział na łóżku i dyskutował z Niall'em. Popatrzył na mnie ze zdziwieniem marszcząc czoło.
- O co ci chodzi?
- Dlaczego mnie zostawiłeś? Wiesz co ja przeżywałem? A ty sobie po prostu poszedłeś, bo się wystraszyłeś? - wydzierałem się jak nienormalny. Aż dziwne, że reszta zespołu wraz z Bonnie nie znaleźli się już w tym pokoju.
 Nigdy mu tego nie wybaczę. Nie pomógł mi. Po prostu mnie zostawił.
- Przecież wróciliśmy razem ze strychu. - powiedział to spokojnie, badawczo mi się przyglądając. Choćby miał przed sobą jakiegoś świra, który w każdej sekundzie może się na niego rzucić i bóg wie co mu zrobić. Skierowałem wzrok na Nialla - wyglądał choćby miał się zaraz rozpłakać. Musiał przeżyć to samo piekło co ja.
    Nie wiedziałem co powiedzieć. Byłem wykończony i przerażony. Jak Niall'owi po takim czymś udało się tak w miarę spokojnie tutaj stać i z nami rozmawiać? Ja tak nie potrafiłem. Oparłem się o ścianę i opadłem na podłogę, wybuchając płaczem. Chłopcy w sekundzie znaleźli się przy mnie.
- To było potworne... Nie wróciłem z tobą Liam! Byłem tam i przeżywałem piekło, rozumiesz?! Istne piekło. - wyszlochałem, kryjąc głowę w dłoniach. Było to tak żenujące, że aż zrobiło mi się wstyd. Łzy jednak same płynęły mi z oczu.
- Harry, przysięgam na Boga, że wyszliśmy stamtąd razem. Wsadziłeś do kieszeni pamiętnik, twierdząc, że później go poczytasz i się stamtąd zmyliśmy.
    Patrzyłem na niego niepewnie. Przecież minute temu sam stamtąd wybiegłem. Sięgnąłem do tylnej kieszeni spodni i naprawdę coś tam było. Wyciągnąłem to i okazało się, że to ten cholerny pamiętnik. Nie chowałem go tam. Wypadł mi z dłoni na strychu...
    Nie ogarniałem niczego. Czyżby mi się to wszystko tak jakby przyśniło na jawie? Niemożliwe. Ból odczuwałem nawet teraz.
- Niall...Niall, proszę, uwierz mi! Czytałem ten cholerny pamiętnik i...nic. Wielkie nic! Straciłem wzrok. Było tak zimno... Myślałem, że umrę! Ktoś się ze mnie śmiał, skakał mi nad głową, ciesząc się, że tak cierpię...
- Wierzę ci. Naprawdę. Ktoś chce nas stąd wypędzić, albo co gorsze - uwięzić tutaj i psychicznie wykończyć... - wyszeptał wbijając wzrok w podłogę. Jego twarz nie wyrażała żadnych uczuć.
    Pokiwałem głową, dając mu do zrozumienia, że się z nim zgadzam.
-  Ale dlaczego...ty wróciłeś stamtąd cały? Nic ci się nie stało? - zapytał Niall Liama. Popatrzyłem na tego drugiego.
- Nie czytałem tego pamiętnika. Nie chciałem... Chyba wiem o co chodzi. Czytaliście o całym bólu tej osoby, która pisała ten pamiętnik. Może...to co przeczytaliście wam się przydarzyło? - patrzył to na mnie to na Nialla. Ten pokiwał głową.
- To chyba nie to. Nie opisywała tego bólu. Ja przeczytałem tylko, że się boi...i że chce z kimś skończyć.
- Ja czytałem to samo. Tylko o tym zabijaniu kogoś to nie... - wyszeptałem drżącym głosem. Oparłem głowę o ścianę, z trudnością przełykając ślinę. - dajcie mi coś do picia...
    Liam w mgnieniu oka podał mi butalkę z wodą. Wypiłem ją całą. Zimna woda działała kojąco na moje suche, bolące gardło.
- Właśnie! - ożywił się Niall. - Gdy szedłem coś zjeść, to przyglądałem się obrazom na ścianie... Na każdym było mnóstwo kobiet i tylko jeden facet.
-  Myślisz... - zawahałem się. - myślisz, że ten facet im coś robił? I że to o tym bólu Elizabeth pisze w pamiętniku? - na samą myśl o tym wzięło mnie na wymioty. Nic dziwnego, że dziewczynki tak wrogo podchodzą do każdego faceta...
- Możliwe... Słyszałem płacz dziewczynki, wołała swoją mamę o pomoc. Ta chyba jednak jej nie pomogła... - Niall przygryzł wargę, kręcąc głową.
    Wyglądał strasznie. Miał wielkie cienie pod oczami i ogólnie wyglądał choćby nie spał przez kilka dni. Nie chciałem wiedzieć, jak ja w tej chwili się prezentuję.
- Najlepiej jak się stąd jak najszybciej wydostaniemy. Nie chce spędzić tu ani minuty dłużej.. - wtrącił Liam. - Idę powiedzieć reszcie, by się pakowali.
    Bolącymi wciąż oczyma, patrzyłem jak wychodzi z pokoju. Chciałem podnieść sie z podłogi, ale moje ciało protestowało. Bolały nie wszystkie mięśnie. Czułem się choćbym przez dwa dni, non stop ćwiczył na siłowni. Niall zaproponował mi pomoc we wstaniu. Tak poszło o wiele łatwiej, jednak bez bólu się nie odbyło. Padłem na mięciutkie łóżko, a Niall usiadł obok mnie.
- Myślisz, że śniadanie będzie już gotowe? - zapytał Niall po dłuższej chwili milczenia.
- Jezu, ty w takiej chwili o jedzeniu myślisz?! - mimo wszystko uśmiechnąłem się do niego. Ten człowiek jest jak maszyna do żarcia. Nigdy nie miał dość.
- No jezu...zjadłem tylko 4 kanapki dzisiaj. A wiesz jakie pyszne były? Może mieszkają tutaj dziwni ludzie, ale mają bardzo dobre szynki! - mówił to z takim poważnym wyrazem twarzy, że nie mogłem inaczej - wybuchnąłem śmiechem.
- Niall, co tak w ogóle ci się na tym strychu przydarzyło? - mój przyjaciel nieco się krzywił i popatrzył na mnie. Nie chciał o tym rozmawiać, bał się wspominania tego wszystkiego. Ale w końcu opowiedział wszystko ze szczegółami. Zrobiłem to samo i niestety wyszło na to, że to ja miałem się gorzej. Więcej bólu i cierpienia, chociaż Niall również dużo cierpiał i to zdecydowanie dłużej niż ja.
- Nie wierzyłem w duchy i w to wszystko, myślałem że to jakaś bzdura... dlatego tak mocno mi się oberwało - byłem tego święcie przekonany.
- Stary, już się nie martw. Wracamy do domu! - wykrzyczał uśmiechając się do mnie blado.
    Nieco się rozluźniliśmy, ale ja wciąż się bałem. Całe szczęście wyszliśmy z tego cali i oby nikomu z naszej grupki to się nie przytrafiło. Mimo wszystko byłem ciekaw co się tutaj wydarzyło, jaką historię ma ten dom. Chciałem się tego dowiedzieć, ale strach przezwyciężał wszystko. Nic, tylko uciekać stąd.
    Po jakichś 10 minutach wrócił Liam. Od razu wziął się za pakowanie swoich i Nialla rzeczy.
- Loui poszedł odpalić już samochód. Zbieramy się. Zayn i Bonnie są już na dole. - mówiąc to nie patrzył na nas, zajmował się chowaniem swoich brudnych gaci do plecaka. Westchnąłem głośno, bo uświadomiłem sobie, że żeby wstać, to muszę się poruszyć, a jak się poruszę to będzie boleć. Katastrofa.
    Niall pomógł mi się podnieść i w tym momencie do pokoju wpadł Louis. Wyraz jego twarzy nie wróżył nic dobrego. Wymieniliśmy z Niall'em porozumiewawcze spojrzenia i opadliśmy z powrotem na łóżko. Pięknie...
- Samochód nie działa. Na dworze leje, nie uda nam się go dziś naprawić. Mechanika też nie załatwimy, bo zasięgu nie ma. A ich domowy telefon podobno się zepsuł. - popatrzył na mnie z wyraźną troską. - Chłopaki, jak się czujecie? Boże, Harry, dlaczego mi nie powiedziałeś co się stało? Po co wy w ogóle szliście na ten strych, co? Palanty! - pokręcił głową. - No nic. O spaniu pod namiotami możemy zapomnieć, pogoda ma być bez zmian, na dodatek wieczorem ma być niezła burza...
- Zabij mnie. - Niall zamknął oczy, kładąc się na łóżku. - Zabijcie mnie, zanim oni to zrobią...


*Bonnie*

    Chyba nikt z nas nie chciał zostawać tutaj jeszcze jeden dzień dłużej, ale niestety nie mamy innego wyjścia. Nikt nie chciał mi powiedzieć, co stało się z Niall'em i Harry'm, że są w tak kiepskim stanie, postanowiłam więc nie wnikać.
Około 16 poproszono nas do jadalni na obiad. Ponieważ nie jedliśmy śniadania, to teraz dostaliśmy większy wybór dań. Przyszła po nas ta staruszka, teraz wydawała się jeszcze bardziej przerażająca i jeszcze starsza.
    Niall jako pierwszy zasiadł przy ogromnym stole i zaczął wpieprzać. Reszta również ze smakiem zajadała się pysznościami. Jedynie ja nie miałam ochoty jeść. Podłubałam trochę mięsa z piersi kurczaka, trochę surówki i tyle. Odeszłam ze stołu i mówiąc, że zaraz wracam, wyszłam.
    Udałam się do kuchni. Tam zastałam kobietę stojącą przy garach, miała może z 30- parę lat. Uśmiechnęła się na mój widok.
- Dzień dobry. Przepraszam, nie chciałam pani przeszkodzić... - już chciałam się obrócić i wyjść, lecz usłyszałam jej naprawdę słodki i życzliwy głos.
- Chodź tu kochanie, usiądź sobie. Dlaczego nie jesz? Może ugotować coś specjalnie dla ciebie? - uśmiechnęła się do mnie. Zajęłam miejsce przy małym stoliku.
- Zjadłam już, dziękuję. Ym...mogę zadać pani kilka pytań? - postanowiłam ją trochę powypytywać o dzieje tego domu.
- Wal śmiało, słońce. - obróciła się znów do garów, mieszała coś wielką drewianą łyżką. Po zapachu było oznać, ż to zupa grzybowa. Mniam!
- Jak długo pani tu już pracuje?
- Od 5 lat. - powiedział krótko, jednak wciąż tym życzliwym i czułym tonem.
- A..zauważyła pani tutaj...czy działo się tutaj coś dziwnego? Związanego z duchami? I co pani wie o ludziach zamieszkujących ten dom? - może przesadziłam z tymi pytaniami, ale nie mogłam się powstrzymać.
- Związanego z duchami? - obróciła się do mnie i z niepokojem rozejrzała sie po kuchni. Chyba nie chciała mi nic mówić, ale w końcu westchnęła i zaczęła:
 - Tak. Dzieją się tutaj dziwne rzeczy, chociaż mi osobiście nic takiego się nie przytrafiło. Nikt nie odwiedza już tego hotelu, bo krążą plotki, że żyją tutaj demony. Sama nie wiem co o tym sądzić... - wzruszyła ramionami. - A co do właścicieli. Dom należy do państwa Knowell'ów. Znaczy...już tylko do pań Knowell. Adelaide i jej najmłodsza córka Janet są jego właścicielkami. Pani Knowell w sumie miała 5 córek, wyobrażasz sobie? I tylko jeden mężczyzna w domu. - zaśmiała się cichutko. - trzeba mu współczuć, nieprawdaż? Kobiety czasami są naprawdę nieznośne. - uśmiechnęła się do mnie szeroko i przyjaźnie.

- A jak miały na imię pozostałe córki pani Knowell? - ciekawość robiła swoje. Zawsze taka byłam, wszystko musiałam wiedzieć.
- Więc tak, zaczniemy od najstarszej: Elizabeth, Juliet, Larissa, Maude i Janet. Ich ojciec miał na imię Gabriel. Piękne imiona, prawda?
- Tak, przepiękne. A czy któraś z tych dziewczyn miała dziecko? - czułam, że muszę o to zapytać. Napis "witaj spowrotem" nie bez powodu znalazł się na tym lustrze, czuję, że jestem jakoś powiązana z tym domem. Choć ta myśl naprawdę mnie przeraża...
- Och, dziecko, jakie ty mi zadajesz pytania. Hm, niech pomyślę... Nie wiem czy Juliet czasem nie miała małej dziewczynki... Wiesz tutaj krążą różne plotki, nie zawsze okazują się prawdą... - popatrzyła na mnie. Znowu miałam uczucie, że wie o tym, jednak woli niczego nie zdradzać. Była jednak miłą kobietą i najwyraźniej nie chciała niczego przede mną ukrywać. - Dziewczyna zmarła dwa miesiące po przyjściu na świat małej Ethel. Było to 18 lat temu. Prawdopodobnie oddała wcześniej dziecko jakieś rodzinie... - patrzyła na mnie z poważnym wyrazem twarzy. Po chwili jednak znów promiennie się uśmiechnęła i zaproponowała mi zupy. Odmówiłam, żegnając się i wracając do chłopców.


    Wróciliśmy do swoich pokoi. Harry ciężko stawiał swoje kroki, wyglądał tragicznie. Nie mogłam wytrzymać i musiałam zapytać co się stało.
- Nic, nic. Wszystko w porządku. Spadłem ze schodów, nic takiego. Jestem trochę obolały, tylko tyle. - postarał się o lekki uśmiech.
- Spadłeś ze schodów?! To dlaczego nic mi nie powiedzieliście? Nie złamałeś sobie niczego? Pozwól, że na ciebię spojrzę, wiesz, że moja mama jest lekarzem trochę się na tym znam. - nalegałam, jednak spławił mnie, mówiąc, że czuje się dobrze.   
    Weszłam więc z Zayn'em do swojego pokoju.
- Mogę z tobą o czymś porozmawiać? - popatrzyłam na Zayna, który kładł się na łóżko.
- Zawsze i o wszystkim - z uśmiechem poklepał miejsce obok siebie. Usiadłam tam po turecku.
- Rozmawiałam z kucharką i dowiedziałam się kilku ciekawych rzeczy... - Zayn wpatrywał się we mnie, oczekując na dalsze słowa. - Wiesz, że jestem adoptowana, prawda?
    Pokiwał głową na tak.
- Jedna z dziewczyn mieszkających tutaj miała córkę, Ethel...oddała ją jakieś rodzinie....
- Czekaj, czekaj...myślisz, że to ty jesteś tą Ethel?
    Przytaknęłam powoli głową.
- Ale dlaczego tak uważasz? Skąd ci się to wzięło? - zapytał, patrząc się na mnie.
- Juliet 18 lat temu urodziła... A ja od początku czułam się jakoś powiązana z tym domem. Wiem, może ci się to wydawać głupie... - spuściłam głowę, skubiąc palcami kołdrę.
- Bonnie, proszę cię. To tylko zbieg okoliczności. Na pewno nie urodziłaś się w tym domu wariatów.- wypowiedział to czule, nie chciał mnie urazić.
    Wzruszyłam jedynie ramionami. Zayn wyciągnął do mnie ręce, a ja wtuliłam się w jego tors. Czułam się przy nim dobrze. Zaczęło nas już coś łączyć, chociaż na początku nie chciałam, by do tego doszło. Teraz cieszę się, że mam go przy sobie.
    Mimo słów Zayna, ja i tak wiedziałam swoje. Ja jestem Ethel. I to mnie Juliet chciała przed czymś ochronić. Bo przecież tak o, by mnie nie oddała. Musiała mieć jakiś powód.
    Resztę wieczoru spędziliśmy w łóżku. Rozmawialiśmy o najróżniejszych rzeczach, jednak unikaliśmy tematu o którym wcześniej rozmawialiśmy. Później ponownie ze sobą współżyliśmy. Seks z Zaynem był naprawdę bardzo przyjemny. Jak na takiego twardziela był naprawdę bardzo czuły i delikatny. Uwielbiałam go za to. Już po 22 usnęliśmy w swoich ramionach.
    Śniło mi się, że mieszkam w tym domu. Widziałam siebie jako Juliet. Czasy niby nowoczesne, bo w końcu był dopiero rok 1994, jednak rodzice nie akceptowali wszystkiego co nowe, bardziej rozwinięte. Żyli jakby w swoich czasach, gdzie nie wiedzieli co to komórka lub komputer.
    Przechodziłam przez korytarz i ujrzałam Elizabeth wchodzącą do swojego pokoju. Miała kamienny wyraz twarzy, głowę wysoko uniesioną - oznaka dumy, w oczach miała jednak łzy. Za nią szedł ojciec. Wiedziałam co teraz będzie się działo. Każda z nas musiała przez to przechodzić...
    Przebudziłam się, bo poczułam na udzie dłoń, kierującą się ku górze. Zdenerwowałam się, bo od razu wiedziałam, że to Zayn. Nie wiedziałam jednak, że jest tak natarczywy i tak niewyżyty. Odwróciłam się w jego stronę, chcąc na niego nakrzyczeć, jednak w ostatniej chwili mnie zamurowało. Był obrócony do mnie plecami, spał jak zabity. Popatrzałam na swoją nogę. Dokładnie czułam tam czyjąś dłoń. A może mi się tylko zdawało, może to kołdra zsunęła mi się z nogi, dając mi takie odczucie.
    Tak czy siak, wtuliłam się w plecy Zayna. Wystraszyłam się, choć mogłam sobie to zdarzenie bardzo łatwo wytłumaczyć. Przypomniał mi się mój sen, przez co jeszcze mocniej przywarłam do ciała Zayna. Dawał mi uczucie bezpieczeństwa, nawet jak spał.

piątek, 19 października 2012

Rozdział V

*Niall*

    Wtargnąłem do swojego pokoju i zastałem tam wszystkich poza Zayn'em. On uwielbiał spać, więc pewnie gnije w łóżku. Wszyscy wpatrywali się we mnie - część z troską, część z gniewem. Harry należał do tej drugiej części, bo ledwo co zamknąłem drzwi, to wstał wydzierając się.
- Gdzieś ty człowieku był?! Już do reszty cię powaliło! Szukamy cię od 8, rozumiesz? 3 godziny! Może nam powiesz gdzie byłeś? - jak to...3 godziny? Przecież niedawno była 7! Wyciągnąłem z kieszeni telefon-który od początku naszego pobytu tutaj nie miał zasięgu- i spojrzałem na zegarek. Było trochę po 11, czyli rzeczywiście nie było mnie prawie 3 i pół godziny. Zastanawiałem się tylko, jak to możliwe...przecież TAM spędziłam może z 10 minut. A jednak trwało to dłużej...o wiele dłużej. Włosy na karku stanęły mi dęba, gdy tylko sobie wspomniałem o tamtym zdarzeniu.
    Harry niecierpliwie wpatrywał się we mnie, oczekując odpowiedzi. Odchrząknąłem.
- Pierw byłem coś zjeść, a potem...chodziłem po domu. - wydukałem unikając jego wzroku. Nie chciałem, by widział, że się denerwuje. Hazza jest typem człowieka, który wszystko potrafi wyczytać ci z twarzy.
- Kurde, Niall! Nie mogłeś dać komuś znać? Jaki ty jesteś czasem durny, ja pieprze... - pokręcił głową i usiadł na małym starym foteliku.
- Dobra, zejdź ze mnie. Nie jestem już dzieckiem, nie musicie się o mnie martwić. - westchnąłem głośno, już nieco wkurzony jego atakami. Dlaczego nie mogą dać mi po prostu spokój?
    Tym razem Bonnie podniosła się z łóżka i do mnie podeszła. Miała łagodny wyraz twarzy, lekko się uśmiechała. To w niej lubiłem, zawsze potrafiła poprawić mi nastrój. Ni stąd ni zowąd się do mnie przytuliła. Odwzajemniłem uścisk, chowając twarz w jej miękkich włosach.
- Ciesze się, że nic ci nie jest. - wyszeptała odsuwając się ode mnie. - Naprawdę się martwiłam. Harry ma rację, mogłaś dać komuś znać gdzie się wybierasz. Chociaż mógł powiedzieć to trochę łagodniej... - posłała mu gniewne spojrzenie, na co nasz przyjaciel tylko wzruszył ramionami. Bonnie była dla nas jak starsza siostra, na każdego miała pozytywny wpływ, każdy z nas ją szanował i grzecznie się jej słuchał.
- Po prostu się bałem, okej?... Sorry, stary. Ale jak zrobisz jeszcze jeden taki numer, to kurde już nigdy, przenigdy nie upiekę dla ciebie mojego zajebistego ciasta waniliowego! - wybuchnąłem śmiechem, słysząc jego groźbę.
- I co ciekawego widziałeś w tym megastarym, meganudnym, megawielkim domu, hm? - zapytał Louis, chcąc chyba zmienić temat na nieco luźniejszy. Jednak mnie to ani trochę nie rozluźniło, spiąłem się jak nie wiem co.
 - A to i owo. Nic ciekawego i godnego polecenia, naprawdę... - wzruszyłem ramionami, i w tej chwili wszedł do pokoju Zayn. Był w samych majtkach, i sennie pocierał dłonią oczy. Ziewając usiadł obok Bonnie i zaczął rozglądać się po pokoju.
- Co się stało? - zapytał w końcu tym swym akcentem, który uwielbiały wszystkie panienki.
- A no nic, duchy porwały Nialla. Niestety jest cały i zdrowy. - powiedział Liam, śmiejąc się. Och, Liam, gdybyś tylko wiedział ile w tym prawdy...
    Zayn skierował na mnie wzrok, chyba się trochę wystraszył... zresztą, ja tam nie wiem. Bonnie też się nieco zjeżyła na słowo "duch". Dobra, albo mam już jakieś halucynacje z głodu, albo po prostu już mi serio wali.
    Trochę jeszcze pogadaliśmy, potem wszyscy udali się do swoich pokoi. Wreszcie mam chwilę spokoju. Opadłem na łóżko, drżącymi wciąż dłońmi pocierając oczy. Nikomu nie życzę takiego przeżycia, nawet największemu wrogu. Chcę się stąd wydostać jak najszybciej.
    Poczułem, że ktoś siada obok mnie, więc skierowałem tam wzrok. Liam patrzył na mnie i czułem, że zaraz zada mi masę pytań. Chcąc go po prostu wyprzedzić, powiedziałem:
- Byłem na strychu. Liam, zanim ci to wszystko opowiem, to chcę ci powiedzieć, że nie oszalałem, nie mam halucynacji i nie zmyślam! - Liam jedynie skinął prawie niezauważalnie głową. Z zespołu to z nim najlepiej się dogadywałem, dlatego też mu chciałem jako pierwszemu o wszystkim powiedzieć. - Stało się coś dziwnego...to było straszne. - wziąłem głęboki wdech, Nie byłem gotów to wszystko mówić, ale teraz była najodpowiedniejsza chwila. - Znalazłem na strychu pamiętnik. Zacząłem go czytać... nie wiem dokładnie o co chodziło, ale tu działo się coś strasznego. Chyba...chyba ktoś kogoś zabił. Poza tym, gdy to czytałem...robiło mi się zimno, z każdą chwilą, z każdym słowem coraz bardziej. Zacząłem się bać, bo to nie jest normalne. Drzwi w pewnej chwili się zatrzasnęły, a ja zobaczyłem...- zawahałem się na chwilkę. Musiałem przypomnieć sobie co tak naprawdę widziałem. - był to cień jakieś dziewczynki.  - do oczu napłynęły mi zły, chciało mi się tylko płakać. Bałem się tego miejsca, tego wszystkiego. Ręce zaczęły mi się trząść i znowu ogarnęło mnie zimno.
- Co jest? Niall? - Liam zaniepokoił się, bo nie mówiłem dalej. Strach po prostu mnie sparaliżował. Nie chciałem przerabiać tego jeszcze raz.
Mamusiu...
    Pokręciłem głową. Nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie!
- Usłyszałem płacz, krzyk i zawodzenie małej dziewczynki. Otaczał mnie, dochodził z każdej strony... - postanowiłem jak najszybciej to dokończyć. Jestem z Liam'em, nic złego przecież się nie stanie.
    Tak jakby na potwierdzenie tego co powiedziałem Liam'owi, usłyszałem płacz. Popatrzyłem na niego - nic chyba do niego nie dochodziło, nic nie słyszał! Co ja takiego zrobiłem, że to coś tak mnie znienawidziło?
- Niall...mówisz poważnie? Bo wydaje mi się, że robisz sobie jaja...
- Co?! Spójrz na mnie! Czy wyglądam choćbym robił sobie jaja?! Liam, jestem przerażony, nie widzisz tego?! - zacząłem się wydzierać, chcąc przekrzyczeć ten cholery płacz dziecka, który właśnie ucichł. Na czole pojawił mi się lodowaty pot. Pięknie! Jeszcze zawał serca, by się przydał!
- Dobrze się czujesz? Niall, uspokój się. Boże, cały się trzęsiesz... Na strychu to wszystko się działo? I tam tak długo byłeś? - uwierzył mi. Nigdy by nie wypytywał o coś, co wydaje mu się głupotą wyssaną z palca.
    Potwierdzając kiwnąłem głową. Mimo iż zimno i te głosy ustąpiły, wciąż czułem ten cholerny lęk. Cieszyłem się, że Liam teraz o wszystkim wie i mnie być może pocieszy. A co najlepsze - namówi resztę, żebyśmy się stąd wynieśli.
 - No nic, musimy stąd wypieprzać - rzekł Liam.



*Harry*

    Z Niall'em było coś nie tak, wiedziałem to na pewno. Mógłby być niewiadomo jak dobrym aktorem, ja i tak bym zauważył, że coś nie gra. Unikał mojego wzroku i drżał, więc coś jest na rzeczy. A może coś zepsuł? Ukradł? Nie, on taki nie jest. Musiałem dowiedzieć się co się wydarzyło.
    Wróciłem do pokoju Niam'a. Niall leżał na łóżku, a Liam siedział na fotelu i wpatrywał się w swojego współlokatora.
- Mogę cię na chwilkę prosić? Mam sprawę. - popatrzyłem na Liama, a ten skinął głową i podniósł się z fotela. - Niall śpi? - zapytałem szeptem, gdy stał już obok mnie.
- Nie, ale lepiej zostawić go w spokoju. Chodź. - wyszliśmy przed drzwi pokoju.
- Coś jest nie tak z tym domem. Niall był na strychu i widział i słyszał dziwne rzeczy. - Liam mówił półgłosem, tak, by ten żarłok nas nie usłyszał.
- Wiedziałem. Wiedziałem, że coś jest nie tak. Na strychu, powiadasz? Musimy to sprawdzić, i to natychmiast. - musiałem to sprawdzić, taką mam naturę. Uwierzę, jak zobaczę. Liam jak zwykle tylko przytaknął, więc prędko poszliśmy szukać strychu.

- Cały Niall. - powiedziałem jak już staliśmy przed schodami na strych. - Wisi karta "nie wchodzić", a ten skubaniec musiał tam iść. - pokiwałem głową, uśmiechając się lekko. Ten chłopak naprawdę nie potrafi usiedzieć w miejscu i zawsze musi przysfażać nam jakieś kłopoty. No cóż, za to go w końcu kochamy.
- Wspominał coś o pamiętniku. Właśnie tego musimy szukać. Był na jakimś biurku. - Liam popatrzył na mnie, wchodząc już na schody.
- Spoko, rozejrzymy się trochę, jak coś będzie się dziać, to czym prędzej uciekamy. Chociaż wątpię, żeby tam coś było. - co jak co, ale w duchy to ja nie wierzyłem.
    Stanęliśmy przed zamkniętymi drzwiami strychu. Popatrzyłem na Liama, który miał niepewny wyraz twarzy. Nacisnąłem na klamkę i pchnąłem drzwi, które przeraźliwie skrzypiały. Było ciemno, jak w dupie u murzyna, inaczej nie da się już tego opisać. Dłonią szukałem jakiegoś załącznika, jednak nic nie wyczułem.
- Cholera nie ma światła... - szepnąłem, wciąż wodząc dłonią po ścianie. Poddałem się po chwili, wzdychając głośno.
    Zmrużyłem oczy, próbując cokolwiek dostrzec. Jak wiadomo to na nic się nie zdało, odczekałem chwilkę, aż oczy przyzwyczają się do ciemności. Dopiero wtedy postawiłem pierwszy krok do pomieszczenia. Było tak cicho, że słyszałem oddech Liama, który stał tuż obok.
- Tam jest chyba to biurko - Liam wskazał palcem gdzieś na środek pokoju. Dobrze, że był blady i było widać jego dłoń. Skierowaliśmy się w tamto miejsce, ostrożnie stawiając każdy krok.
- Powiedz mi, jak on niby tutaj widział jakieś cienie? Przecież tutaj panuje taka ciemność, że ciemniej to już chyba się nie da, co?
- Był przerażony, Harry. Z pewnością mówił prawdę. A może on znalazł załącznik do światła, miał latarkę, albo jest tu gdzieś jakieś zasłonięte okno... - odpowiedział Liam.
    Od razu rzucił mi się w oczy jasny pamiętnik leżący na ogromnym biurku. Liam podszedł do ściany i szarpnął za coś. Do pokoju wpadło jasne światło, więc musiało znajdować się okno za zasłoną. Niewielkie, jednak było widać już coś więcej. Otworzyłem pamiętnik na pierwszej stronie. Kartki były białe, a atrament niebieski, więc bez żadnego problemu mogłem przeczytać:
    Elizabeth Knowell
    Na kolejnej stronie nie pisało nic ciekawego, więc szukałem dalej. Zaciekawiły mnie wpisy, które znajdowały się już po środku.
    Strach - uczucie, które towarzyszy mi każdego dnia.
- Ja bym nie czytał tego na twoim miejscu. Niall mówił, że właśnie od pamiętnika to wszystko się zaczęło. Weźmy go lepiej do pokoju... - Liam stał tuż obok mnie i wpatrywał się we mnie badawczo. Ja jednak chciałem dalej czytać, co takiego może się stać?
- Nie wydurniaj się. Spójrz. - podsunąłem mu pamiętnik pod nos, jednak on odwrócił głowę, wbijając wzrok w kąt pokoju. - Zachowujesz się jak dziecko. - szepnąłem.
    Czytałem kolejne wpisy, któtkie i wszystkie na temat strachu, bólu i przygnębienia. Narwyraźniej działo się tutaj coś złego..
Czytając miałem wrażenie, że literki stają się coraz niewyraźniejsze, zaczynały się robić nieczytelne. Oderwałem wzrok od pamiętnika i rozejrzałem się. Czy po mojej lewej nie powinienen stać Liam?! Obróciłem się, szukając go wzrokiem.
- Liam? No weź nie rób se jaj!... Liam! - nie odpowiadał, a mnie ogarniał strach. Nie było go przy mnie.
    Pomieszczenie ciemniało, przez co zacząłem panikować. W końcu przed oczami miałem tylko ciemność. Oddychałem płytko i szybko, serce waliło mi jak młotem. Chciałem stąd wybiec, ale kompletnie nie wiedziałem w którą stronę się udać. Wpadałem i uderzałem się o przeróżne rzeczy, starając się znaleźć wyjście. Żałośnie wołałem o pomoc.
    Potknąłem się i upadłem na twardą i lodowatą podłogę. Ułyszałem jakiś chichot tuż przy uchu. Nie podniosłem się, kręciło mi się w głowie. Pocierałem oczy, chciałem coś zobaczyć, jednak na marne. Mój krzyk był nawet dla mnie nieznośny, umilkłem, jednak on dalej rozbrzmiewał w moich uszach, miałem uczucie, że zaraz pęknie mi czaszka.
Ktoś stał przy mnie, czułem jak podchodził. Miałem wrażenie, że specjalnie skacze tuż przy moim uchu, by tylko sprawić mi ból. Każdy najdrobniejszy szmer brzmiał dla mnie jak jakiś wybuch. Zacząłem się czołgać po podłodze, tylko by się stąd wydostać.Nie myślałem o niczym innym. Jednak ból mnie paraliżował, krzyczałem, bo nie mogłem inaczej. Oczy mnie piekły, jakby ktoś przyłożył mi do nich rozpalone kawałki żelaza. Nagle poczułem, jak od stóp do głów robi mi się zimno. Strasznie zimno.
    Cierp! Tak jak i my musiałyśmy cierpieć!
   Moje ciało wyginało się w łuk, wiłem się na tej cholernej podłodze. Drżące i lodowate dłonie przykładałem do oczu, miałem nadzieje, że to złagodzi ból. Czyjś przeraźliwy, opętany śmiech wbijał mi się w uczy. Szydził ze mnie, napawał się moim cierpieniem. Dlaczego nikt mnie nie słyszy? Dlaczego nikt mnie nie ratuje?
    Mam uczucie jakby to trwało wieczność. Wieczne męczarnie. Modliłem się, by to się już skończyło. Nie wytrzymywałem tego bółu, który robił się coraz mocniejszy.  Już nie tylko jedna para stóp stąpała mi nad głową, lecz kilka. Czułem je wokół siebie.
Ręce skierowałem z oczu na na uszy. Chciałem je zatkać, zasłonić, cokolwiek, by tylko nie było tak głośno. Poczułem na placach coś ciepłego i wilgotnego -  krew. Leciała mi z uszu, cieknąć na szyję. Byłem lodowaty, dlatego krew zdawała się być gorąca, wręcz parzyła.
Już nie uszami słyszałem co się dzieje. To tak jakby ktoś siedział mi w głowie i w niej wydzierał się jak głupi. A może to był mój krzyk? Nie dochodziło do mnie już nic. Miałem ochotę zwymiotować. Kto wie, może już dawno zwymiotowałem. Odczuwałem już tylko ból, i to w każdej partii ciała.
    Poddałem się. Nie robiłem już nic. Leżałem tak, cierpiąc jak nigdy dotąd, jednak nie walczyłem z tym już. Łzy ciurkiem ciekły z moich oczu, tak samo jak krew z uszu, ciało drżało z zimna, ze strachu. Oddech mi się urywał. Chyba już umierałem..
Jęknąłem głośno, ponieważ światło poraziło me oczy. Mrugałem chwilkę zanim pożądnie je otwarłem. Strasznie bolały, jednak wzrok powracał. Ciało drżało, jednak nie było już zimno. Uszy bolały -  słyszałem jednak swoje jęki. Leżałem wciąż na ziemi i wpatrywałem się w sufit. Nie mogłem się podnieść, bałem się, że jeśli to zrobię, wszystko zacznie się od początku.
    Nie wiem ile czasu minęło, aż wreszcie się podniosłem. Z małego okienka wciąż do pomieszczenia wpadało światło dzienne. Na resztkach siły wybiegłem stąd, a drzwi zatrzasnęły się za mną z hukiem, tak jakby ostrzegając mnie, abym już nigdy tam nie wracał.

poniedziałek, 8 października 2012

Rozdział IV

*Zayn*

    Przebudziłem się w nocy, słysząc skrzypienie drzwi. Podniosłem się i popatrzałem w tamtą stronę, drzwi wejściowe były otwarte na oścież. Zmarszczyłem brwi, wstając z łóżka.
- Boże Louis... - wymamrotałem wyglądając z pokoju na korytarz. Brak żywej duszy i grobowa cisza. Byłem jednak pewny, że to mój przyjaciel robi sobie znów jakieś żarty, podszedłem do drzwi jego pokoju, nasłuchując. Cisza. Ostrożnie nacisnąłem na klamkę i uchyliłem drzwi zaglądając do środka. Harry i Louis spali smacznie obok siebie na wielkim łóżku.
    Tak więc Niall - pomyślałem zamykając drzwi. Poszedłem do kolejnego pokoju. Ponownie przytykając ucho do drzwi, nasłuchiwałem. I ponownie napotkałem na ciszę. No dobra, było słychać ciche chrapanie Niall'a, ale nic poza tym. Dla pewności spoglądnąłem do środka, ale chłopcy spali i to w dość komiczny sposób. Liam na samym brzegu  z głową i ręką zwisającą znad łóżka. Niall postanowił położyć się na odwrót, tak, że miał nogi Liam'a prawie przy twarzy, resztą ciała leżał rozwalony na calutkim łóżku.Zachichotałem cicho i przymknąłem drzwi. Odwróciłem się, za moimi plecami stała Bonnie przyglądając mi się z podniesioną brwią. Niemal zawału dostałem. Musiałem zrobić naprawdę śmieszną minę, bo dziewczyna zaczęła się śmiać.
- Tak, bardzo śmieszne, że prawie serce mi stanęło.
- Gdybyś się nie szlajał w środku nocy, to nie miałbyś czego się bać. No a tak w ogóle to co ty robisz? - zapytała, zaglądając przez moje plecy na drzwi pokoju Niam'a.
- Nic. Sprawdzałem co robią chłopcy...lubią o tej porze robić psikusy innym. - Nie chciałem wspominać jej o otwartych drzwiach, bo na pewno nie mogłaby już spać, dlatego też wymyśliłem taką durną wymówkę. Na szczęście nie postanawiała wnikać w moje słowa. Wzięła mnie jedynie za rękę i zaprowadziła z powrotem do pokoju. Było w nim zimniej niż wcześniej... i to o wiele. Wcześniej śpiąc musiałem spychać kołdrę na bok, bo było tak ciepło. Teraz dostawałem gęsiej skórki z zimna. Popatrzyłem na Bonnie,nie sądzę, żeby cokolwiek zauważyła. Chuchnąłem, a z moich ust wydobyła się biała chmurka. Ogarnięty strachem rozejrzałem się po pokoju - okna były zamknięte, wszystkie drzwi też. Co do ku*wy? - nie wiedziałem jak to sobie wytłumaczyć. A może ja śnię?
    W mgnieniu oka wskoczyłem do łóżka okrywając się kołdrą. Bonnie wtuliła się we mnie, była przyjemnie ciepła. I mimo iż jej ciało było gorące, ja trząsłem się z zimna. Niestety nie udało mi się ogrzać.


*Niall*

    Jestem głodny - myślałem, spoglądając jak niebo rozjaśnia się za oknami. Wszystkie kanapki, które mieliśmy już wczoraj zjadłem, a teraz muszę głodować. Postanowiłem rozejrzeć się po hotelu za jakąś kuchnią, jadalnią, restauracją ,bufetem, a może nawet Nando's. Chociaż o tak wczesnej porze na pewno nie będzie jeszcze śniadania. Włożyłem na siebie spodnie dresowe i białą koszulkę. Nie wypada w samych bokserkach wychodzić z pokoju, chociaż tak byłoby wygodniej.
    Liam jeszcze spał, głowę mając prawie na podłodze. Śmieszył mnie ten widok, więc musiałem zrobić mu fotkę.
     Idąc korytarzem dokładnie przyglądałem się każdemu obrazowi na ścianie. Były to jakieś portrety, na każdym z nich było pełno kobiet, a tylko jeden mężczyzna. Wyglądał na jakieś 50- kilka lat, z wąsem, z poważną, niemal groźną miną. Kobiety były jednak młodsze, jedna trzymała na rękach małe dziecko - można było się domyślić, że to dziewczynka, ponieważ miała różowe ubranko.
    Przerażało mnie to miejsce... Ale byłem tak głodny, że mógłbym tutaj spędzić jeszcze kilka godzin, może nawet całą noc, byle tylko dostać coś do jedzenia. Na szczęście nie musiałem tyle czekać, bo schodząc na parter było czuć piękne zapachy przygotowywanego śniadania. Pokierowałem się zapachem i dotarłem do kuchni. Nie była ona taka jak w każdym innym hotelu, była to zwykła kuchnia, jaką można znaleźć w każdym domu. Zauważyłem na stole świeży chleb, szynki, sery i różnego rodzaju warzywa wyłożone na talerzykach, na kuchence w patelni była świeżo przygotowana jajecznica, która pachniała tak bosko... Widocznie właściciele tego miejsca przyszykowali to dla siebie. Nikogo na szczęście tutaj nie było, więc szybko podwędziłem kilka kromek chleba, i nawet nie smarując masłem nałożyłem na nie plasterki szynki, sera i tych innych dupereli. Wsadzając już jedną kanapkę do buzi, uciekłem z kuchni do pokoju.
    Zjadłszy już wszystkie kanapki, wciąż byłem głodny, ale musiałem wytrzymać już do tej 9 albo 10. Spojrzałem na zegarek. Kurde jest dopiero 7! Głodny nie usnę, więc muszę znaleźć jakieś zajęcie. W pokoju nie było co do roboty, więc postanowiłem troszkę pozwiedzać. Wyszedłem z pokoju i ruszyłem długim korytarzem przed siebie. Na samym końcu tego korytarza były kolejne schody w górę, jednak wejście wyżej było zakazane - tak pisało na kartce powieszonej tuż obok. Przygryzłem wargę, zastanawiając się co zrobić. Rozejrzałem się wokół, by upewnić się, że nikt mnie nie widzi i szybko wszedłem schodami na górę.  Tam zastałem tylko jedne drzwi. Modliłem się by były otwarte i nacisnąłem na klamkę. Bingo! Otwarły się, skrzypiąc cicho, przy czym ja się skrzywiłem, nie chciałem przecież, by ktoś się dowiedział, że tutaj jestem. Pomieszczenie za drzwiami było ogromne i bardzo ciemne. Małe okna były zasłonięte grubymi zasłonami, jednak poniektórym promieniom światła udało się tutaj dostać.
    Niepewnie i powoli wchodziłem do środka rozglądając się za jakimś źródłem światła. Po omacku macałem ściany obok drzwi, szukając załącznika. Na marne. Wzdychając głośno wchodziłem głębiej do pomieszczenia. Moje oczy powoli przyzwyczajały się do panującej tu ciemności.W końcu mogłem dojrzeć co dokładnie się tutaj znajduje - był to rzecz jasna strych. Pełno było tu kartonów, starych mebli, lustrer i różnych wielkości kufrów. Ciekawy podszedłem do pierwszego i go otwarłem. Nie było w nim nic, poza jakimiś starami dziewczyńskimi ciuszkami. Im głębiej wchodziłem, tym zimniej mi się robiło, ale byłem tak podekscytowany tą całą sytuacją, że nie mogłem po prostu zawrócić. Moim oczom ukazało sie wielkie biurko, leżały na nim jakieś książki, a ja chwyciłem pierwszą lepszą i otwarłem na byle której stronie. Jak się okazało nie była to książka tylko pamiętnik. Zacząłem czytać.
     Mam tego dość. Kiedy w końcu będę mogła spokojnie pójść spać? Kiedy w końcu będę mogła żyć normalnie..?
    Nic więcej nie pisało na tej stronie. Przewróciłem na następną, na samym środku pisało krótkie Znów. Marszcząc brwi przewracałem kolejne kartki, szukając czegoś dłuższego. Prawie na samym końcu znalazłem dłuższy wpis, pisało w nim: Dzisiaj skończymy z tym. Raz na zawsze. Pożałuje wszystkiego co nam robił. Wszystkiego... Boje się. A jeśli wróci...? Co wtedy poczniemy?   
    Gdy skończyłem czytać ostatnie słowo drzwi wejściowe zatrzasnęły się z wielkim hukiem. Pamiętnik wyleciał mi z rąk, sam niemal upadłem na ziemie. Podbiegłem do drzwi mocno szarpiąc za klamkę. Serce waliło mi chyba z 100 uderz na sekundę, i mimo adrenaliny, o prostu marznąłem...zamiast się pocić to zrobiło mi się niemiłosiernie zimno. Drzwi nawet nie drgnęły. Ogarnęła mnie panika, nie wiedziałem co robić. Obróciłem się, poszukując wzrokiem jakiegoś innego wyjścia, którego wcześniej nie zauważyłem. Na samym końcu strychu coś drgnęło. Zacisnąłem dłonie w pięść, powstrzymując ich trzęsienie się. Nawet nie wiem czy to z zimna czy ze strachu...
- Pomocy! Liam! Pomóżcie mi! Harry! Louis! Zayn! Jestem na strychu! Pomóżcie! - zacząłem wydzierać się w niebo głosy. Czułem, że ręce mi już zamarzają. Trząsłem się jak osika, i nie mogłem z tym nic zrobić. Ponownie zacząłem się drzeć, błagać o pomoc. Kątem oka zauważyłem sunący cień. Zbliżał się do mnie, jednak po chwili się stracił. Jak to możliwe żeby w ciemnościach widzieć cienie?! - pomyślałem spanikowany, nie ogarniając już niczego.
    Odsunąłem się od drzwi i pobiegłem do najbliższego kąta, w którym kucnąłem, chcąc się chronić, sam nie wiem przed czym. Cholernie się bałem, chciałem się stąd wydostać, znaleźć się jak najdalej stąd.
Pomóż mi! Mamo! To tak boli... Mamo! Pomóż mi, mamusiu!
    Wrzask małej dziewczynki otaczał mnie, obijał się o ściany niczym echo. Dochodził do mnie z każdej strony, ciągle się powtarzając. Trzęsącymi się rękoma ukryłem twarz, zatkałem uszy. Po policzkach płynęły mi lodowate łzy, czułem jak zamarzam. Wrzask, płacz i pisk dziewczynki nie ustępował, a mój szloch stawał się coraz głośniejszy. Nie chciałem się podnosić, nie chciałem widzieć tego cholernego cienia, nie chciałem widzieć nic. Chciałem już tu po prostu umrzeć, bo było to nie do zniesienia. Nie da opisać się tego strachu, tych emocji...
    W sekundzie wszystko ucichło.  Nie trząsłem się. Uniosłem głowę. Zasłony były odsłonięte, wpuszczając do pomieszczenia jasne światło. Od razu mój wzrok uciekł na drzwi. Były otwarte! Błyskawicznie stąd wybiegłem, nie patrząc za siebie, nie zamykając drzwi, nie zważając na to, że niemal spadłem ze schodów. Chciałem znaleźć się jak najdalej od tamtego przeklętego miejsca.

niedziela, 30 września 2012

Rozdział III



*Bonnie*

    Niepewnie wróciłam do pokoju. Zayn leżał na łóżku próbując złapać jakikolwiek kanał na TV, jednak bez skutku. Był to stary grat, na pewno nie będziemy mogli z niego korzystać. Zayn najwidoczniej  też doszedł do takiego wniosku, bo wyłączył go i odłożył pilot.
- O telewizji możemy zapomnieć. - popatrzał na mnie, obdarowując mnie tym swoim boskim uśmiechem, który rzucił w niepamięć ten mały incydent z lustrem. Poza tym byłam pewna, że sobie tylko to wyobraziłam. No bo jak już potrafiłam sobie tak świetnie wyobrazić seks z Zayn'em, to dlaczego też nie takie coś? Apropo seksu z Zayn'em... Mój wpsółlokator pozbył się koszulki podczas mojej nieobecności. Patrzyłam na jego pięknie wyrzeźbiony brzuch i mimowolnie przygryzłam swą wargę. Zapragnęłam dotknąć tych mięśni.
Zayn dostrzegł, że tak mu się przyglądam, bo wyprostował się napinając mięśnie brzucha i rąk.
- Jak już podziwiasz, to całość. - skomentował to z tym swym uroczym zadziornym uśmieszkiem.  Zaśmiałam się jedynie, kręcąc głową. - Ty, no ale to jest nie feir, ty możesz podziwiać, a co ze mną? - zrobił oburzoną minę, co doprowadziło mnie do śmiechu.
- Takie widoki ci nie wystarczają? - wskazałam ręką na mą twarz. Nie byłam brzydka, tak naprawdę to uwielbiałam swój wygląd. Wszystko było idealne. Miałam ciemne, długie i kręcone włosy, oczy ciemne niemalże czarne, figurę miałam jak jakaś modelka: szczupła z długimi nogami. Dobra, przyznaje, byłam zakochana sama w sobie. Byłam próżna i arogancka, ale ludzie mnie kochali.
- Nie. Twoją twarz widzę prawie codziennie, najważniejszych części ciała jeszcze nie widziałem, bo zawsze dobrze je ukrywasz. - wskazał na moje piersi. Prychnęłam.
- Jak tak bardzo ci ta bluzka przeszkadza to się jej pozbądź! - pokazałam mu język, zakładając ręce na piersiach. Zayn w sekundzie rzucił się na mnie, a ja zaczęłam uciekać mu przez cały pokój, gasząc przy okazji szybko światło, bym mogła w razie czego się schować w ciemnościach. Nie miałam jednak gdzie uciekać, dlatego bardzo szybko mnie złapał i przełożył sobie przez ramię. Nie był to dla niego żaden wysiłek, pewnie dla niego byłam lekka jak piórko. Ostrożnie rzucił mnie na łóżko, by móc mnie zaraz zacząć łaskotać. Piszczałam i próbowałam mu się wyrywać. Nienawidziłam tego, jednak śmiałam się głośno, bo inaczej się nie dało. Zayn zauważył, że nie mam już sił, by się bronić, dlatego dał sobie już spokój. Wykorzystałam tą chwilę, by rzucić się na niego. Usiadłam na nim, przytrzymując mu ręce, oczywiście było to głupie, bo jakby chciał już dawno by się uwolnił.
- No i co teraz, mądralo? - nawet nie dał dokładnie dokończyć mi tego zdania, bo zachłannie wpił się w moje usta. Zszokowana jego bezpośredniością, nie odwzajemniłam pocałunku. Jednak po ułamku sekudny moje usta zaczęły współpracować z jego. Był to bardzo namiętny i czuły pocałunek, poczułam motyle w brzuchu i zaparagnęłam więcej i więcej. Nawet nie wiem kiedy moje dłonie puściły jego ręce i powędrowały na jego twarz. Miał na niej lekki zarost, co wydawało mi się po prostu boskie! Jego dłonie powoli, drżąc lekko, przejechały po moich nagich udach, zatrzymując się na pośladkach. Przeszły mnie ciarki, uwielbiałam takie delikatne pieszczoty. Przylgnęłam do niego całym ciałem, nie chcąc by dzieliła nas jakakolwiek przestrzeń, pogłębiałam przy okazji pocałunek. Już nie kontrolowałam siebie i swoich poczynań, chciałam po prostu całować Zayn'a, posuwając się coraz dalej i dalej.
Chłopak podniósł się, zrobiłam to samo. Jego ręce wędrowały w górę, wzdłóż moich pleców. Ciarki ponownie przeszły po mym ciele, pozostawiając po sobie gęsią skórę. Nasz pocałunek nie był już taki czuły, robił się coraz bardziej dziki i zachłanny. Pragnęliśmy siebie i teraz nic nas nie mogło juz pohamować.
Położyłam się, ciągnąc go za sobą. Pocałunkami zjechał teraz na moją szyję. Raz po raz ssał lekko skórę na mej szyi, co było bardzo przyjemne. Wodziłam dłońmi po jego nagich plecach, ciesząc się, że mogę wreszcie poczuć jego ciało, jego zapach i smak - jakby na potwierdzenie tych słów pocałowałam delikatnie jego szyję, napawając się jej pięknym zapachem. Było lepiej niż to sobie wyobrażałam. Nie spodziewałam się, że to nastąpi tak szybko i że będzie tak cudownie.
 Poczułam ciepło na piersi - to Zayn już się do niej dobrał. Miał tylko jedną wolną rękę, drugą musiał się opierać, by mnie nie przygnieść, ale pieszczota i tak była przyjemna. Po chwili nie miałam na sobie już koszulki. Zayn schodził pocałunkami coraz niżej i nizej, z szyi na obojczyk, potem na piersi, potem zaś na brzuch. Na tym ostatnim zatrzymał się na chwilę, by móc szybko pozbyć się mych majtek. Wsunęłam mu dłonie we włosy, gdy zaczął zajmować się mą kobiecością. Jęczałam cicho z rozkoszy, jaką mi dawał. Z każdą chwilą dociskałam go bardziej do siebie, bawiąc się - a raczej szarpiąc go za włosy.
Pierwszy orgazm zaliczony. Mój kochanek podniósł się i zaczął rozpinać spodnie, przedtem jeszcze wyciągając z kieszeni prezerwatywę. No skubaniec! Był na to przyszykowany, pewnie to planował! Nie mogłam się jednak gniewać, nie w tej chwili. Przyglądałam mu się, jak walczy ze swoimi spodniami. Kątem oka dostrzegłam, że coś w ciemnym rogu pokoju się poruszyło. Jakby tam ktoś stał... Serce przyśpieszyło mi jeszcze bardziej. Oderwałam wzrok od kąta i wbiłam go w Zayn'a, który już pozbył się wszystkich części garderoby. Nie trudno było zapomnieć o cieniu, gdy miało się przed oczami sprzęt Zayn'a. Przecież on był ogromny!
- Nic się nie martw, będzie dobrze. Będę bardzo delikatny, moja piękna. - wyszeptał mi do ucha (jego głos był tak podniecający!), gdy objęłam go rękami, robiąc mu miejsce między nogami. Zaraz się zacznie. Denerwowałam się trochę, bo był to mój pierwszy raz, a Zayn o tym wiedział.
Nie miałam się jednak czego obawiać, był delikatny tak jak powiedział. Bólu tez nie czułam. Byłam teraz po prostu w raju, który dzieliłam wraz z Zayn'em.

Rozdział II

*Bonnie*


    Rozdzieliliśmy się i każdy poszedł do swojego pokoju. Co było dziwne dostaliśmy pokoje na samej górze - na 3 piętrze. A wątpię, żeby teraz ktoś zamieszkiwał pokoje pod nami.
Weszliśmy z Zayn'em  do naszego pokoju, drzwi otwierały się głośno skrzypiąc. Wnętrze pokoju było tak samo urządzone, jak cała reszta hotelu, czyli staroświecko. Na samym środku pod ścianą stało duże łóżko z baldachimem, które od razu pokochałam. Na przeciwko stał malutki telewizor, tuż obok niego dwa fotele i stolik. Na ścianach wisiało kilka obrazów, przedstawiających lasy.
Popatrzałam na Zayn'a, który też przyglądał się wszystkiemu po kolei.
- Strasznie tu...- szepnęłam nie odrywając od niego wzroku. Zayn uśmiechnął się  i objął mnie ramieniem.
- Póki ja jestem z tobą to nic ci nie grozi. Poza tym zostajemy tu tylko na jedną noc. Wiec jeśli tu straszy, to nawet się tego nie dowiemy, bo zaraz idziemy pod prysznic i spać, okey? - powiedział to tak troskliwie i czule, że zrobiło mi się ciepło na sercu. Czułam sie przy nim bezpiecznie.
Położyłam mój plecak na łóżku i wyjęłam z niego świeżą koszulkę (zawsze służyła mi jako piżama, bo była mi do kolan), bieliznę, szczoteczkę do zębów i inne potrzebne mi rzeczy, i informując Zayn'a, że idę się myć , poszłam do łazienki. Ta była prawie tak wielka jak sama sypialnia. Prócz podstawowego wyposażenia łazienki, była tutaj też ogromna wanna, która stała na samym środku. Napuściłam do niej gorącej wody, gęsta para unosiła się nade mną, robiąc wrażenie sauny. Ściągnęłam przemoknięte ubrania i powoli, by się nie oparzyć wchodziłam do wody.
Będąc już w wannie, przymknęłam oczy i napawałam się ciepłem wody. Przy okazji zaczęłam myśleć trochę o... o Zaynie. Starałam się tego nie robić, ale czasem po prostu musiałam. Wątpię, że jestem w nim zakochana, ale pociąga mnie. Jest tak seksowny, że powinno to być zakazane! Zanużyłam się głębiej, woda sięgała mi już do nosa. Zayn ponownie wrócił do mej głowy.Wyobrażałam sobie jak mnie całuje, dotyka i pieści. Jak patrzy mi w oczy i mówi, że dziś możemy poszaleć... Wyobrażałam sobie precyzyjnie każdą scenkę, każdy jego ruch.
- Bonnie? Żyjesz? - podskoczyłam aż, słysząc pukanie i głos Zayn'a.
- Tak, jasne. Tak mi fajnie po prostu.. - zaśmiałam się cicho. Dobrze że go tu nie było, bo wtedy by ujrzał tego buraka na mej twarzy! Tak się zamyśliłam, że zapomniałam o całym świecie.
Umyłam się na szybko i wyszłam z wanny,  okrywając się ręcznikiem. Wzięłam szoteczkę, którą wcześniej położyłam na szafecce i odwróciłam się do lustra. Serce w tym momencie mi stanęło, a oczy niemal wyszły z orbit. Na zaparowanym lustrze było napisane: "Witaj spowrotem". Ogarnął mnie wielki strach, ale w momencie przypomniało mi się, że przecież nie jestem tu sama. Wyszłam z łazienki wciąż owinięta tylko ręcznikiem. Zayn uśmiechnął się łobuzersko na ten widok, ale mina mu zżedła widząc mój wyraz twarzy.
- Uważasz, że to śmieszne?! Wiesz, że to miejsce mnie przeraża i jeszcze robisz coś takiego?! - wydarłam się wniebo głosy. Zayn spojrzał na mnie zaskoczony, najwyraźniej nie wiedział o czym mówię. Ta, ale dobry z niego aktor.
- Ale o co ci chodzi? Cały czas siedziałem tutaj i na ciebie czekałem. - podniósł ręce w geście niewinności, ale to i tak na nic się nie zdało. Byłam święcie przekonana, że to on. - Przysięgam, Bonnie!
- Ach, tak? To kto na lustrze napisał "witaj spowrotem"? - ostatnie słowa wypowiedziałam próbując naśladować charakterystyczny akcent mojego współlokatora.
- Co? - Zmarszczył brwi podnosząc się z łóżka i skierował się do łazienki. Ja wziąż stałam w pokoju, tupiąc gniewnie stopą. - Dobra, Bonnie! Już kumam! Chciałaś mi narobić stracha, co? - zaśmiał się głośno z łazienki. Na te słowa pokręciłam głową i dołączyłam do niego. Na lustrze nie było kompletnie nic. Przystanęłam, mrugając oczami jak idiota.
- Ale...ale...przecież...yyy...co? Nic nie rozumiem. - jąkałam się wciąż wpatrując się w lustro. Przecież naprawdę coś tam widziałam! To nie był żaden wybryk mojej wyobraźni!
Zayn patrzył na mnie unosząc jedną brew. Żebym nie wyszła na szaleńca, zaśmiałam się głośno i klepnęłam go w ramię.
- Kurde, no nie wyszedł mi żart! Kompletnie zapomniałam napisać to na tym lustrze...- pokręciłam głową, wzruszając ramionami.
- Kiepski kawał, następnym razem bardziej się postaraj. - puścił mi oczko i wyszedł, zamykając za sobą drzwi. Oparłam się o ścianę, znów wbijając wzrok w to przeklęte lustro. Nie wydawało mi się...to naprawdę tam było.

Rozdział I


    Weekend zapowiadał się świetnie dla Bonnie. Wraz ze swoimi przyjaciółmi miała udać się na camping. Wszystko było przyszykowane, miejsce wybrane, rzeczy zapakowane, wielki prowiant również był. Mogli ruszać.
W szóstkę - Bonnie, Zayn, Harry, Niall, Liam i Louis - mieli jeszcze pojechać po resztę swojej paczki. Droga była długa, a im robiło się już nudno. Niall marudził, że jest głodny, Zayn'owi chciało się sikać. Louis postanowił pojechać przez las, twierdząc, że to skróty. Tak naprawdę pierwszy raz tamtendy przejeżdżał, ale był pewien, że tą drogą szybciej dojadą na miejsce. Po drodze zatrzymali się, by coś zjeść, i żeby Zayn w końcu mógł się odlać.
Bonnie spojrzała na niebo, które z każdą chwilą robiło się coraz bardziej pochmurne.
- Chyba nici z cempingu...Co my teraz zrobimy? - Westchnęła głośno, kręcąc głową z irytacją.
Wtedy wszyscy popatrzeli na ciemne chmury nad nimi. Było słychać jęki i przekleństwa.
- Dobra, wsiadajcie. Może pogoda się poprawi zanim dojedziemy do reszty. - powiedział Louis ostatni raz spoglądając na niebo, z którego teraz zaczął lać się deszcz. Wszyscy czym prędzej wsiedli do samochodu.
Jechali jakieś dobre 40 minut, a pogoda wciąż się pogarszała. Deszcz lał jak z cebra, a z dala było słychać nadchodzącą burzę. Wtedy Liam dojrzał coś przez okno i szturchnął Louis'a w ramię, pokazując  jakiś szyld. Był na nim napis "HOTEL" i wielka strzałka w prawo. Nie mieli oczywiście innego wyjścia i musieli tam się udać. Już w 5 minut byli na miejscu. Hotel okazał się starym, wielkim domem, który już od zewnątrz budził grozę.
- Lepsze to niż nic. - powiedział cicho Harry przyglądając się budynkowi.
- O ja cię! Jak w jakimś horrorze! - rzekł Niall, wysiadając z auta z kanapką w ręku. Pewnie na szybko wyciągnął ją z plecaka. Żarłok jeden.
- Założe się, że tam straszy! - dodał coś od siebie Zayn. Wszyscy wydawali się zafascynowani tym miejscem. Mieli nadzieję, że spotka ich w tym miejscu jakaś przygoda z duchami i upiorami. Jedynie Bonnie miała złe przeczucia. Od wewnątrz czuła jakiś niepokój i odrazę do tego miejsca.

Wystrój był staroświecki. Meble stare, żanych nowoczesnych urządzeń, wielkie obrazy na ścianach. "Taaaa, jakaś babcia to wszystko udekorowała, na bank" - skomentował Niall . Mowa oczywiście o wnętrzu hotelu. Nie przypadło ono nikomu do gustu. Przy recepcji stała starsza pani. Na oko miała z 80 lat. Niall posłał wszystkim spojrzenia, typu "A nie mówiłem?". Babcia była bardzo uprzejma i przyjazna, aż za bardzo. Jakby w głębi duszy cieszyła się jak dziecko, że ktoś odwiedził ich hotel. Oczy nie wpsółgrały z jej zachowaniem, błyszczały się tajemniczo, złowrogo.
Dostali 3 pokoje, a Zayn od razu zgłosił się na ochotnika, by dzielić pokój wraz z Bonnie. Ona  uśmiechnęła się szeroko i zgodziła się. Iskrzyło między nimi, ale nigdy nie zdecydowali się na kolejny krok, na coś więcej niż ino przyjaźń. Reszta również dobrała się w pary: Liam dzielił pokój z Niall'em, Harry z Louis'em.



......................................................................................................................................................................
Trochę kiepskie, ale musiałam jakoś zacząć tę historię. Kolejne rozdziały z pewnością będą lepsze!