Bardzo serdecznie witam Was na moim blogu.
Będzie to opowieść o pewnej dziewczynie i jej przyjaciołach z One Direction, którzy odwiedzą nawiedzony dom- hotel.
Mam nadzieję, że choć trochę Was to zaciekawi i że niektóre wątki naprawdę będą dla Was straszne. Będą również wątki+18.

poniedziałek, 22 października 2012

Rozdział VI

*Harry*

- Dlaczego mnie zostawiłeś?! - wparowałem do pokoju Liama. Siedział na łóżku i dyskutował z Niall'em. Popatrzył na mnie ze zdziwieniem marszcząc czoło.
- O co ci chodzi?
- Dlaczego mnie zostawiłeś? Wiesz co ja przeżywałem? A ty sobie po prostu poszedłeś, bo się wystraszyłeś? - wydzierałem się jak nienormalny. Aż dziwne, że reszta zespołu wraz z Bonnie nie znaleźli się już w tym pokoju.
 Nigdy mu tego nie wybaczę. Nie pomógł mi. Po prostu mnie zostawił.
- Przecież wróciliśmy razem ze strychu. - powiedział to spokojnie, badawczo mi się przyglądając. Choćby miał przed sobą jakiegoś świra, który w każdej sekundzie może się na niego rzucić i bóg wie co mu zrobić. Skierowałem wzrok na Nialla - wyglądał choćby miał się zaraz rozpłakać. Musiał przeżyć to samo piekło co ja.
    Nie wiedziałem co powiedzieć. Byłem wykończony i przerażony. Jak Niall'owi po takim czymś udało się tak w miarę spokojnie tutaj stać i z nami rozmawiać? Ja tak nie potrafiłem. Oparłem się o ścianę i opadłem na podłogę, wybuchając płaczem. Chłopcy w sekundzie znaleźli się przy mnie.
- To było potworne... Nie wróciłem z tobą Liam! Byłem tam i przeżywałem piekło, rozumiesz?! Istne piekło. - wyszlochałem, kryjąc głowę w dłoniach. Było to tak żenujące, że aż zrobiło mi się wstyd. Łzy jednak same płynęły mi z oczu.
- Harry, przysięgam na Boga, że wyszliśmy stamtąd razem. Wsadziłeś do kieszeni pamiętnik, twierdząc, że później go poczytasz i się stamtąd zmyliśmy.
    Patrzyłem na niego niepewnie. Przecież minute temu sam stamtąd wybiegłem. Sięgnąłem do tylnej kieszeni spodni i naprawdę coś tam było. Wyciągnąłem to i okazało się, że to ten cholerny pamiętnik. Nie chowałem go tam. Wypadł mi z dłoni na strychu...
    Nie ogarniałem niczego. Czyżby mi się to wszystko tak jakby przyśniło na jawie? Niemożliwe. Ból odczuwałem nawet teraz.
- Niall...Niall, proszę, uwierz mi! Czytałem ten cholerny pamiętnik i...nic. Wielkie nic! Straciłem wzrok. Było tak zimno... Myślałem, że umrę! Ktoś się ze mnie śmiał, skakał mi nad głową, ciesząc się, że tak cierpię...
- Wierzę ci. Naprawdę. Ktoś chce nas stąd wypędzić, albo co gorsze - uwięzić tutaj i psychicznie wykończyć... - wyszeptał wbijając wzrok w podłogę. Jego twarz nie wyrażała żadnych uczuć.
    Pokiwałem głową, dając mu do zrozumienia, że się z nim zgadzam.
-  Ale dlaczego...ty wróciłeś stamtąd cały? Nic ci się nie stało? - zapytał Niall Liama. Popatrzyłem na tego drugiego.
- Nie czytałem tego pamiętnika. Nie chciałem... Chyba wiem o co chodzi. Czytaliście o całym bólu tej osoby, która pisała ten pamiętnik. Może...to co przeczytaliście wam się przydarzyło? - patrzył to na mnie to na Nialla. Ten pokiwał głową.
- To chyba nie to. Nie opisywała tego bólu. Ja przeczytałem tylko, że się boi...i że chce z kimś skończyć.
- Ja czytałem to samo. Tylko o tym zabijaniu kogoś to nie... - wyszeptałem drżącym głosem. Oparłem głowę o ścianę, z trudnością przełykając ślinę. - dajcie mi coś do picia...
    Liam w mgnieniu oka podał mi butalkę z wodą. Wypiłem ją całą. Zimna woda działała kojąco na moje suche, bolące gardło.
- Właśnie! - ożywił się Niall. - Gdy szedłem coś zjeść, to przyglądałem się obrazom na ścianie... Na każdym było mnóstwo kobiet i tylko jeden facet.
-  Myślisz... - zawahałem się. - myślisz, że ten facet im coś robił? I że to o tym bólu Elizabeth pisze w pamiętniku? - na samą myśl o tym wzięło mnie na wymioty. Nic dziwnego, że dziewczynki tak wrogo podchodzą do każdego faceta...
- Możliwe... Słyszałem płacz dziewczynki, wołała swoją mamę o pomoc. Ta chyba jednak jej nie pomogła... - Niall przygryzł wargę, kręcąc głową.
    Wyglądał strasznie. Miał wielkie cienie pod oczami i ogólnie wyglądał choćby nie spał przez kilka dni. Nie chciałem wiedzieć, jak ja w tej chwili się prezentuję.
- Najlepiej jak się stąd jak najszybciej wydostaniemy. Nie chce spędzić tu ani minuty dłużej.. - wtrącił Liam. - Idę powiedzieć reszcie, by się pakowali.
    Bolącymi wciąż oczyma, patrzyłem jak wychodzi z pokoju. Chciałem podnieść sie z podłogi, ale moje ciało protestowało. Bolały nie wszystkie mięśnie. Czułem się choćbym przez dwa dni, non stop ćwiczył na siłowni. Niall zaproponował mi pomoc we wstaniu. Tak poszło o wiele łatwiej, jednak bez bólu się nie odbyło. Padłem na mięciutkie łóżko, a Niall usiadł obok mnie.
- Myślisz, że śniadanie będzie już gotowe? - zapytał Niall po dłuższej chwili milczenia.
- Jezu, ty w takiej chwili o jedzeniu myślisz?! - mimo wszystko uśmiechnąłem się do niego. Ten człowiek jest jak maszyna do żarcia. Nigdy nie miał dość.
- No jezu...zjadłem tylko 4 kanapki dzisiaj. A wiesz jakie pyszne były? Może mieszkają tutaj dziwni ludzie, ale mają bardzo dobre szynki! - mówił to z takim poważnym wyrazem twarzy, że nie mogłem inaczej - wybuchnąłem śmiechem.
- Niall, co tak w ogóle ci się na tym strychu przydarzyło? - mój przyjaciel nieco się krzywił i popatrzył na mnie. Nie chciał o tym rozmawiać, bał się wspominania tego wszystkiego. Ale w końcu opowiedział wszystko ze szczegółami. Zrobiłem to samo i niestety wyszło na to, że to ja miałem się gorzej. Więcej bólu i cierpienia, chociaż Niall również dużo cierpiał i to zdecydowanie dłużej niż ja.
- Nie wierzyłem w duchy i w to wszystko, myślałem że to jakaś bzdura... dlatego tak mocno mi się oberwało - byłem tego święcie przekonany.
- Stary, już się nie martw. Wracamy do domu! - wykrzyczał uśmiechając się do mnie blado.
    Nieco się rozluźniliśmy, ale ja wciąż się bałem. Całe szczęście wyszliśmy z tego cali i oby nikomu z naszej grupki to się nie przytrafiło. Mimo wszystko byłem ciekaw co się tutaj wydarzyło, jaką historię ma ten dom. Chciałem się tego dowiedzieć, ale strach przezwyciężał wszystko. Nic, tylko uciekać stąd.
    Po jakichś 10 minutach wrócił Liam. Od razu wziął się za pakowanie swoich i Nialla rzeczy.
- Loui poszedł odpalić już samochód. Zbieramy się. Zayn i Bonnie są już na dole. - mówiąc to nie patrzył na nas, zajmował się chowaniem swoich brudnych gaci do plecaka. Westchnąłem głośno, bo uświadomiłem sobie, że żeby wstać, to muszę się poruszyć, a jak się poruszę to będzie boleć. Katastrofa.
    Niall pomógł mi się podnieść i w tym momencie do pokoju wpadł Louis. Wyraz jego twarzy nie wróżył nic dobrego. Wymieniliśmy z Niall'em porozumiewawcze spojrzenia i opadliśmy z powrotem na łóżko. Pięknie...
- Samochód nie działa. Na dworze leje, nie uda nam się go dziś naprawić. Mechanika też nie załatwimy, bo zasięgu nie ma. A ich domowy telefon podobno się zepsuł. - popatrzył na mnie z wyraźną troską. - Chłopaki, jak się czujecie? Boże, Harry, dlaczego mi nie powiedziałeś co się stało? Po co wy w ogóle szliście na ten strych, co? Palanty! - pokręcił głową. - No nic. O spaniu pod namiotami możemy zapomnieć, pogoda ma być bez zmian, na dodatek wieczorem ma być niezła burza...
- Zabij mnie. - Niall zamknął oczy, kładąc się na łóżku. - Zabijcie mnie, zanim oni to zrobią...


*Bonnie*

    Chyba nikt z nas nie chciał zostawać tutaj jeszcze jeden dzień dłużej, ale niestety nie mamy innego wyjścia. Nikt nie chciał mi powiedzieć, co stało się z Niall'em i Harry'm, że są w tak kiepskim stanie, postanowiłam więc nie wnikać.
Około 16 poproszono nas do jadalni na obiad. Ponieważ nie jedliśmy śniadania, to teraz dostaliśmy większy wybór dań. Przyszła po nas ta staruszka, teraz wydawała się jeszcze bardziej przerażająca i jeszcze starsza.
    Niall jako pierwszy zasiadł przy ogromnym stole i zaczął wpieprzać. Reszta również ze smakiem zajadała się pysznościami. Jedynie ja nie miałam ochoty jeść. Podłubałam trochę mięsa z piersi kurczaka, trochę surówki i tyle. Odeszłam ze stołu i mówiąc, że zaraz wracam, wyszłam.
    Udałam się do kuchni. Tam zastałam kobietę stojącą przy garach, miała może z 30- parę lat. Uśmiechnęła się na mój widok.
- Dzień dobry. Przepraszam, nie chciałam pani przeszkodzić... - już chciałam się obrócić i wyjść, lecz usłyszałam jej naprawdę słodki i życzliwy głos.
- Chodź tu kochanie, usiądź sobie. Dlaczego nie jesz? Może ugotować coś specjalnie dla ciebie? - uśmiechnęła się do mnie. Zajęłam miejsce przy małym stoliku.
- Zjadłam już, dziękuję. Ym...mogę zadać pani kilka pytań? - postanowiłam ją trochę powypytywać o dzieje tego domu.
- Wal śmiało, słońce. - obróciła się znów do garów, mieszała coś wielką drewianą łyżką. Po zapachu było oznać, ż to zupa grzybowa. Mniam!
- Jak długo pani tu już pracuje?
- Od 5 lat. - powiedział krótko, jednak wciąż tym życzliwym i czułym tonem.
- A..zauważyła pani tutaj...czy działo się tutaj coś dziwnego? Związanego z duchami? I co pani wie o ludziach zamieszkujących ten dom? - może przesadziłam z tymi pytaniami, ale nie mogłam się powstrzymać.
- Związanego z duchami? - obróciła się do mnie i z niepokojem rozejrzała sie po kuchni. Chyba nie chciała mi nic mówić, ale w końcu westchnęła i zaczęła:
 - Tak. Dzieją się tutaj dziwne rzeczy, chociaż mi osobiście nic takiego się nie przytrafiło. Nikt nie odwiedza już tego hotelu, bo krążą plotki, że żyją tutaj demony. Sama nie wiem co o tym sądzić... - wzruszyła ramionami. - A co do właścicieli. Dom należy do państwa Knowell'ów. Znaczy...już tylko do pań Knowell. Adelaide i jej najmłodsza córka Janet są jego właścicielkami. Pani Knowell w sumie miała 5 córek, wyobrażasz sobie? I tylko jeden mężczyzna w domu. - zaśmiała się cichutko. - trzeba mu współczuć, nieprawdaż? Kobiety czasami są naprawdę nieznośne. - uśmiechnęła się do mnie szeroko i przyjaźnie.

- A jak miały na imię pozostałe córki pani Knowell? - ciekawość robiła swoje. Zawsze taka byłam, wszystko musiałam wiedzieć.
- Więc tak, zaczniemy od najstarszej: Elizabeth, Juliet, Larissa, Maude i Janet. Ich ojciec miał na imię Gabriel. Piękne imiona, prawda?
- Tak, przepiękne. A czy któraś z tych dziewczyn miała dziecko? - czułam, że muszę o to zapytać. Napis "witaj spowrotem" nie bez powodu znalazł się na tym lustrze, czuję, że jestem jakoś powiązana z tym domem. Choć ta myśl naprawdę mnie przeraża...
- Och, dziecko, jakie ty mi zadajesz pytania. Hm, niech pomyślę... Nie wiem czy Juliet czasem nie miała małej dziewczynki... Wiesz tutaj krążą różne plotki, nie zawsze okazują się prawdą... - popatrzyła na mnie. Znowu miałam uczucie, że wie o tym, jednak woli niczego nie zdradzać. Była jednak miłą kobietą i najwyraźniej nie chciała niczego przede mną ukrywać. - Dziewczyna zmarła dwa miesiące po przyjściu na świat małej Ethel. Było to 18 lat temu. Prawdopodobnie oddała wcześniej dziecko jakieś rodzinie... - patrzyła na mnie z poważnym wyrazem twarzy. Po chwili jednak znów promiennie się uśmiechnęła i zaproponowała mi zupy. Odmówiłam, żegnając się i wracając do chłopców.


    Wróciliśmy do swoich pokoi. Harry ciężko stawiał swoje kroki, wyglądał tragicznie. Nie mogłam wytrzymać i musiałam zapytać co się stało.
- Nic, nic. Wszystko w porządku. Spadłem ze schodów, nic takiego. Jestem trochę obolały, tylko tyle. - postarał się o lekki uśmiech.
- Spadłeś ze schodów?! To dlaczego nic mi nie powiedzieliście? Nie złamałeś sobie niczego? Pozwól, że na ciebię spojrzę, wiesz, że moja mama jest lekarzem trochę się na tym znam. - nalegałam, jednak spławił mnie, mówiąc, że czuje się dobrze.   
    Weszłam więc z Zayn'em do swojego pokoju.
- Mogę z tobą o czymś porozmawiać? - popatrzyłam na Zayna, który kładł się na łóżko.
- Zawsze i o wszystkim - z uśmiechem poklepał miejsce obok siebie. Usiadłam tam po turecku.
- Rozmawiałam z kucharką i dowiedziałam się kilku ciekawych rzeczy... - Zayn wpatrywał się we mnie, oczekując na dalsze słowa. - Wiesz, że jestem adoptowana, prawda?
    Pokiwał głową na tak.
- Jedna z dziewczyn mieszkających tutaj miała córkę, Ethel...oddała ją jakieś rodzinie....
- Czekaj, czekaj...myślisz, że to ty jesteś tą Ethel?
    Przytaknęłam powoli głową.
- Ale dlaczego tak uważasz? Skąd ci się to wzięło? - zapytał, patrząc się na mnie.
- Juliet 18 lat temu urodziła... A ja od początku czułam się jakoś powiązana z tym domem. Wiem, może ci się to wydawać głupie... - spuściłam głowę, skubiąc palcami kołdrę.
- Bonnie, proszę cię. To tylko zbieg okoliczności. Na pewno nie urodziłaś się w tym domu wariatów.- wypowiedział to czule, nie chciał mnie urazić.
    Wzruszyłam jedynie ramionami. Zayn wyciągnął do mnie ręce, a ja wtuliłam się w jego tors. Czułam się przy nim dobrze. Zaczęło nas już coś łączyć, chociaż na początku nie chciałam, by do tego doszło. Teraz cieszę się, że mam go przy sobie.
    Mimo słów Zayna, ja i tak wiedziałam swoje. Ja jestem Ethel. I to mnie Juliet chciała przed czymś ochronić. Bo przecież tak o, by mnie nie oddała. Musiała mieć jakiś powód.
    Resztę wieczoru spędziliśmy w łóżku. Rozmawialiśmy o najróżniejszych rzeczach, jednak unikaliśmy tematu o którym wcześniej rozmawialiśmy. Później ponownie ze sobą współżyliśmy. Seks z Zaynem był naprawdę bardzo przyjemny. Jak na takiego twardziela był naprawdę bardzo czuły i delikatny. Uwielbiałam go za to. Już po 22 usnęliśmy w swoich ramionach.
    Śniło mi się, że mieszkam w tym domu. Widziałam siebie jako Juliet. Czasy niby nowoczesne, bo w końcu był dopiero rok 1994, jednak rodzice nie akceptowali wszystkiego co nowe, bardziej rozwinięte. Żyli jakby w swoich czasach, gdzie nie wiedzieli co to komórka lub komputer.
    Przechodziłam przez korytarz i ujrzałam Elizabeth wchodzącą do swojego pokoju. Miała kamienny wyraz twarzy, głowę wysoko uniesioną - oznaka dumy, w oczach miała jednak łzy. Za nią szedł ojciec. Wiedziałam co teraz będzie się działo. Każda z nas musiała przez to przechodzić...
    Przebudziłam się, bo poczułam na udzie dłoń, kierującą się ku górze. Zdenerwowałam się, bo od razu wiedziałam, że to Zayn. Nie wiedziałam jednak, że jest tak natarczywy i tak niewyżyty. Odwróciłam się w jego stronę, chcąc na niego nakrzyczeć, jednak w ostatniej chwili mnie zamurowało. Był obrócony do mnie plecami, spał jak zabity. Popatrzałam na swoją nogę. Dokładnie czułam tam czyjąś dłoń. A może mi się tylko zdawało, może to kołdra zsunęła mi się z nogi, dając mi takie odczucie.
    Tak czy siak, wtuliłam się w plecy Zayna. Wystraszyłam się, choć mogłam sobie to zdarzenie bardzo łatwo wytłumaczyć. Przypomniał mi się mój sen, przez co jeszcze mocniej przywarłam do ciała Zayna. Dawał mi uczucie bezpieczeństwa, nawet jak spał.

3 komentarze:

pitiful pisze...

Jejku jak słodko. Już sobie to wyobrażam, jak sobie tak leżą i się przytulają. Opowieść z każdym zdaniem jest coraz bardziej tajemnicza. A z tą dziewczynką to dowaliłaś. Teraz jestem ciekawa i nie mogę się doczekać następnego rozdziału.

nevermind pisze...

Boże, dziewczyno... Jeśli wydasz książkę - a powinnaś, będę czytać, a w przyszłości TO BĘDZIE LEKTURĄ. Masz tak niesamowity sposób pisania... Aż mnie ciary przeszły jak przeczytałam o tej ręce. OMG. Uwielbiam Twoje opowiadanie. Masz wprawe w pisaniu.

Anonimowy pisze...

O w morde po raz 3 . coraz bardziej mi się to podoba . cała się trzęsę . ♥