Bardzo serdecznie witam Was na moim blogu.
Będzie to opowieść o pewnej dziewczynie i jej przyjaciołach z One Direction, którzy odwiedzą nawiedzony dom- hotel.
Mam nadzieję, że choć trochę Was to zaciekawi i że niektóre wątki naprawdę będą dla Was straszne. Będą również wątki+18.

niedziela, 9 grudnia 2012

Rozdział IX

 *Bonnie*

    Zanim otworzyłam oczy miałam nadzieję, że obudzę się w ramionach Zayna, szczęśliwa i bezpieczna. Tak jednak nie było i zdałam sobie z tego sprawę już po odzyskaniu przytomności. Otworzyłam powoli oczy, jednak nie mogłam nic zobaczyć, było za ciemno. Serce biło mi jak szalone i łzy pojawiły mi się w oczach. Dlaczego nam się to przydarzyło?
- Zayn? - zapytałam, jednak gardło miałam zaschnięte, więc z moich ust wydobył się szept. Odchrząknęłam i powtórzyłam próbę. Nikt nie odpowiedział. - Chłopcy?... Niall? - bezsensownie wymieniałam imię każdego przyjaciela. Wiedziałam, że ich tutaj nie ma, ale nie wiedziałam co innego mogę robić. 
    Najwyższy czas podnieść się z podłogi i próbować jakoś wydostać. Gdy lekko sie poruszyłam, przygotowałam, by wstać, zorientowałam się, że ręce mam związane. Szarpnęłam mocno rękami, ale nie mogłam ich wydostać. Z mojego gardła wydobył się cichy szloch. Co ja teraz zrobię?
    Z daleka, tak jakby z innego pokoju doszedł do mnie głos Zayna. Zaczęłam się wydzierać jak głupia, lecz mnie nie słyszał. Wsłuchałam się w słowa mojego ukochanego... tak, tak mogę to ująć. Kocham go.  Umilkłam, starając się usłyszeć co mówi. Ciężko było, ponieważ głos dochodził z daleka, słabo było słychać.
    Serce po prostu mi pękło, gdy zrozumiałam co mówił. Nie chciałam w to wierzyć.
Pierdolić ją. Zależy wam na niej? Mi nie. Najważniejsze, żebyśmy teraz się stąd wydostali, nie będę ryzykował dla niej życia.
    Jeszcze gorsze niż to, że jestem tutaj uwięziona, były jego słowa. Zaczęłam wrzeszczeć, by wyrzucić z siebie gniew. Miałam ochotę w coś uderzyć, a najlepiej w tą jego cholernie idealną twarz. Miałam ochotę płakać. Miałam ochotę uciec. Miałam ochotę usunąć go z pamięci.
Kochaniutka, nie martw się. Jestem przy tobie, słońce.
    Wybiło mnie to z tropu. Uspokoiłam się i umilkłam, wciąż jednak głośno dyszałam. Nie był to głos Zayna. Nie był to też głos żadnego innego znajomego mi mężczyzny. Ten głos brzmiał naprawdę staro, obrzydliwie i chypkowato. Myślałam, że jak facet ma chrypę to jest to nawet seksowne, ale to teraz nie miało w sobie niczego pozytywnego. Zastanowiłam się nad jego słowami. "Jestem przy tobie" czy to ma znaczyć, że jest gdzieś tutaj? W tej ciemności? Przestraszyłam się jak nigdy dotąd. 
    Poczułam lodowatą dłoń na swoich bosych stopach, kierowała się w górę, po nogach, aż do ud. Dopiero teraz zorientowałam się, że pozbyli mnie większości ubrań. Byłam w samej bieliźnie. Przerażona tym dotykiem, przymknęłam mocno oczy i przygryzłam wargę, by stłumić pisk. Ten dotyk  wcale nie można było porównać z dotykiem Zayna - delikatnym, czułym, ciepłym. Ten był lodowaty, natarczywy, zły.
Uciekłaś mi...ale teraz mam cię z powrotem...i nie pozwolę ci teraz zwiać.
    Krople potu spadały mi z czubka głowy na moje nagie nogi. Nawet nie wiedziałam kiedy zaczęłam tak się pocić, ale teraz to nieważne. chciałam odsunąć nogi, ale trzymał je, bardzo mocno.
- Zayn! - mimo tego, że bardzo mnie bolało wypowiadanie tego imienia, musiałam to zrobić. Nie wierzyłam w to co usłyszałam. To po prostu nie mógł być on.
Oj, słoneczko...on ci nie pomoże. Nie słyszałaś? Nie zależy mu na takiej ślicznej, drobnej, bezsilnej, małej...Ethel.
- N- nie jestem Ethel! - wargi drżały mi ze strachu, głos się załamywał.
    Jako odpowiedź usłyszałam tylko głośny, przeraźliwy śmiech. Później znów ruszył dłonią wyżej. Sunął nią aż do krocza, a mnie przeszły ciarki. Bynajmniej nie z przyjemności.
- Zostaw mnie ty stary zboczeńcu! - szarpałam się, ale to nic nie dało, mocno mnie przytrzymywał.
    Wciąż nie otwierałam oczu, bo i tak nic bym nie widziała, a tak to chociaż trochę mogłam powstrzymywać łzy. Na całym ciele pojawiła mi się gęsia skórka, mimo tego, że było mi cholernie gorąco.
Oddałaś się takiemu...bydlakowi...więc, słoneczko, możesz oddać się i mnie.
    Jęknęłam głośno, bo nie chciałam dopuszczać do siebie takiej myśli. Zostać zgwałcona przez ducha? To nie może być możliwe. Nie może...
- Bydlakowi? To ty jesteś bydlakiem. Ty gwałciłeś swoje dzieci! Ty,skurwysynie!
    Ścisnął mocno moje nogi, wbił mi palce w skórę. Mogę się założyć, że już mam w tym miejscu siniaki. Od razu pożałowałam, że w ogóle się odezwałam. Teraz był wściekły, na pewno będzie brutalny. 
    Tak jakby na potwierdzenie moich słów, poczułam szarpnięcie, golutkimi plecami szurałam po lodowatej i brudnej podłodze, przysunął mnie do siebie. Nie wiem skąd, ale nagle w mojej głowie pojawiła się pewna myśl. Rozszerzyłam nogi. Przecież takich zboczeńcy jara strach ofiary. Może gdy nie będę się stawiać... Nie zawahałam się ani chwili, byłam pewna, że to zadziała. 
    Puścił moje nogi, nie czułam już jego lodowatej skóry. Przez sekundę myślałam, że mi się udało, jednak chwilę później mocno chwycił mnie za włosy, ciągnąc w górę. Czułam jego oddech przy moim uchu.
Nie ze mną takie sztuczki, słoneczko....
    Słyszałam jego głos, jednak nie wydobywał się z jego ust, tak było cały czas.
Wiem, że się boisz. Czuję to. Ale nie obawiaj się, maleńka...
    Jego głos był tak straszny, że ciarki automatycznie przeszywały moje ciało. Chciałam błagać go o litość, błagać o to, żeby mnie zostawił. Miałam jednak swoją godność, tą cholerną dumę, którą nawet w takich sytuacjach nie chciałam stracić. Puścił moje włosy, a moja głowa mocno upadła na ziemię.
    Mój mózg pracował na najwyższych obrotach, co chwilę miałam nowy pomysł, jak uciec, ale żaden nie zdał się jak na razie. Teraz miałam nowy, ale nie zdążyłam porządnie nad tym się zastanowić, bo poczułam jego dłoń na mojej szyi, kierującą się w dół, po obojczyku. Sparaliżowana wstrzymałam oddech. Mogłam teraz tylko wsłuchiwać się w bicie swojego serca, bo było je słychać tak głośno, choćby ktoś grał na bębnie tuż przy moich uszach. 
    Obrzydzenie we mnie wzrastało z każdym jego ruchem na moim ciele. Zsunął mi stanik, odkrywając piersi. Ujął je, a ja zaczęłam wrzeszczeć.
- Juliet! Juliet! - Może mi pomoże... - Mamo! - dodałam już zrezygnowana. 
    Błyskawicznie ściągnął ze mnie łapska, tak jakby ktoś go ode mnie odciągnął. Otworzyłam oczy, pierwszy raz od tych kilkunastu minut. Mimo iż było cholernie ciemno, mogłam dostrzec białą postać...a raczej białą sukienkę jakieś postaci. Uśmiechnęłam się. Pomogła mi.

*Zayn*

    Nie było przy mnie Bonnie, co doprowadzało mnie do szału. Cholernie się o nią bałem, modliłem się, by nic jej się nie stało. Chciałem być przy niej, by ją bronić.
    Nie odzywałem się ani słowem, zrozpaczony tą rozłąką. Nie mogłem racjonalnie myśleć, w głowie miałem tylko "Bonnie". I nawet jak Harry i Niall zostali zaatakowani, ja nie mogłem zbyt wiele zrobić. Pomagałem jak tylko mogłem, ale wciąż myślami byłem gdzieś indziej.
    Błagam cię, Bonnie, trzymaj się.
    Wiedziałem, że nie da się pomóc chłopakom, więc usiadłem w kącie i zacząłem szlochać. Nie przeżywałem tego co moi - prawie - bracia, ale też cierpiałem. Może wydawać się to głupie, ale tak było. Byłem wykończony, tyle że psychicznie. Nawet jeśli teraz mnie zaatakowałby ktokolwiek, nie wiem czy jakoś szczególnie bym na to zareagował.
    Tak jakbym się o to prosił, oślepił mnie biały blask, który pojawił mi się przed oczyma. Stanąłem na równe nogi, a serce zaczęło mi mocno walić. Rozglądałem sie po całym pomieszczeniu, ale widziałem tylko czerń i białe plamki, które miałem przed oczami dzięki temu show z blaskami. Zirytowany przetarłem dłońmi oczy.
- No chodź, kurwa. Co się kryjesz? - Nie wiem czy ino grałem takiego twardziela, czy naprawdę byłem taki głupi. Po prostu wyrwały mi się te słowa z ust. 
Śpieszy ci się gdzieś?  
    Usłyszałem ten drwiąc ze mnie dziewczęcy i przede wszystkim dziecięcy głos. Był wszędzie, nie dało się dokładnie stwierdzić skąd pochodzi. Obracałem się w koło,szukając...sam z resztą nie wiem czego szukałem w tych ciemnościach. 
- Tak, śpieszy. Może wreszcie będziesz tak miła i raczysz mi się pokazać. Tchórzysz? - starałem się o taki sam ton głosu - arogancki, drwiący, sarkastyczny.
    Pojawiła się we mnie taka adrenalina, że sam byłem w szoku. Zastąpiła mi po prostu strach, ogromny strach. Stałem tak, gotów na wszystko. 
- No, dalej, dzieciaku. Nie będę bawił się z tobą w chowanego. - Wypatrywałem jej, ale nic nie mogłem dostrzec.
Nie bądź taki wredny...chyba, że nie chcesz zobaczyć znów swej ukochanej...?
- Gdzie ona jest? Co wyście z nią zrobili? - znalazła mój słaby punkt.
Ja jej nic nie zrobiłam, starałam się jej nawet pomóc.
- To bądź tak miła i pomóż tym razem mnie. Chcę się stąd wydostać, i to natychmiast! Pokażesz mi gdzie jest Bonnie i sprawa załatwiona! - Moja cierpliwość się kończyła. Zresztą, czy ja kiedykolwiek miałem cierpliwość?
    Mała, drobna dziewczynka stanęła przede mną. Sięgała mi do klatki piersiowej. Popatrzałem na nią unosząc brwi, patrzyłem na nią z politowaniem.
- Ha, myślisz, że będę bał się takiej dziewczynki? Mogłaś już zostać w ukryciu, wydawałaś się wtedy str... - nie zdołałem dokończyć tego zdania, gdyż potworny ból przeszył moje ciało. Popatrzyłem na dziewczynę - uśmiechała się łobuzersko.
Lepiej licz się ze słowami. Chcę pomóc Bonnie, ale na pewno nie tobie.
    Ból ustąpił, na szczęście. Teraz mogłem wyobrazić sobie cierpienia moich przyjaciół.
- Dlaczego?! Powiedz mi dlaczego! Przecież my wam nic złego nie zrobiliśmy...nic - starałem się o łagodny ton głosu. Mimo tego, że byłem cholernie wkurzony, wyszło mi to.
Oszczędź sobie.
Zniknęła.

*Niall*

    Starałem się uspokoić. Nie słyszałem już głosu Harrego, jednak mój mózg wciąż powtarzał jego wrzaski. Uniosłem powoli głowę, bo usłyszałem coś przy sobie. To była Juliet. Wpatrywałem się w nią nie wiedząc co robić, po tym jak mnie pocałowała, naprawdę namąciła mi w głowie.
Wstań.
    Jej głos brzmiał ostro, jednak nie miałem zamiaru wykonywać jej poleceń. Zrobiłem kamienną twarz. Ani nie drgnąłem.
Powiedziałam: wstań!
- Dlaczego miałbym to zrobić? -zapytałem beznamiętnie.
Chcesz się stąd wydostać, ty nędzna istoto?!
    Podniosłem się, wciąż zachowując kamienny wyraz twarzy. W głowie miałem tysiące scenariuszy naszej dalszej rozmowy. Czy rzuci mną o sufit tym razem? A może wgniecie w ziemie? Wziąłem głęboki oddech.
Nad tobą są drzwi. Daje wam 3 minuty na wydostanie się. Bonnie jest niedaleko.
    Tego się nie spodziewałem. Tak jakby wróciłem znów do realnego świata, słyszałem chłopaków, słyszałem ich przyśpieszony oddechy, ich szlochy i jęki. Ucieszyłem się, że znów mam z nimi kontakt.
- Hej! Wstawajcie! Drzwi są gdzieś na suficie! Nade mną! Ktoś musi mnie podnieść! - Gadałem tak szybko, że gdybym sam siebie słuchał, to pewnie nic bym nie zrozumiał. Chłopcy jednak przyzwyczaili się do mojego gadania, i już ktoś pojawił się obok mnie.
- Co ty bredzisz? Skąd wiesz? - Liam.
- Nie mamy czasu, żeby ci to teraz tłumaczyć. Podejdź bliżej. - Wymachiwałem dłońmi, by go chwycić, a gdy się zbliżył przyciągnąłem go do siebie i bez żadnych ostrzeżeń wszedłem mu na plecy, a później na ramiona. - Trzymaj mnie!
    Będąc na ramionach Liama, bez problemu mogłem sięgnąć sufitu. I rzeczywiście, wyczułem pod palcami jakieś masywne drewno, musiała to być jakaś klapa, która się otwiera. Pchnąłem ją, ale nawet nie drgnęła.
- Nie chce się otworzyć! - ryknąłem.
- Pomogę ci! Zayn! - Był to Louis. Wspiął się na plecy Zayna i wspólnymi siłami pchaliśmy drzwiczki. Podejrzewam, że coś na nich leżało, ale udało nam się je otworzyć.
    Do pomieszczenia wpadło jasne światło. Wspiąłem się na górę i pomogłem również wyjść Louisowi.
- Idźcie po Harrego! - ponagliłem ich.
    Harry nie wyglądał dobrze. Był wykończony, ledwo oddychał, ale udało nam się go wyciągnąć. Zaraz po nim Liam, a na końcu Zayn. Sekundę po tym, jak padną na ziemie tuż przy nas, klapa zamknęła się z wielkim hukiem. Udało nam się.
    Pomieszczenie to było niewielkie, oświetlone małą, ledwo świecącą lampą na suficie. Ale nawet ta niewielka ilość światła dawała mi nadzieję i radość. Znów mogłem ujrzeć swych braci, i drzwi, które znajdowały się na końcu pomieszczenia. Tam musiała być Bonnie. Podbiegłem do nich, lecz były zamknięte.


............................................................................................................................................................

Przepraszam Was, że musieliście tyle czekać. W dodatku rozdział też nie powala na kolana...ach :(
Powoli zbliżam się do końca opowieści. Będą może jeszcze z 2 rozdziały, ale już mam pomysł na nową opowieść, będzie równie niebanalna jak ta. Mam nadzieję, że będziecie czytać. Pozdrawiam xx