tag:blogger.com,1999:blog-88634468505390437872024-02-20T13:44:42.990-08:00Dom EchJulia_1Dhttp://www.blogger.com/profile/15313019691657018824noreply@blogger.comBlogger12125tag:blogger.com,1999:blog-8863446850539043787.post-7396991629917600802013-03-26T07:59:00.000-07:002013-03-26T07:59:25.542-07:00Rozdział 12 - The End<br />
<div style="text-align: center;">
*Niall*</div>
<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Szedłem piękną polaną, pogoda dopisywała, niebo miało cudowny odcień błękitu, małe bielusie chmurki płynęły po niebie, spokojnie, bez pośpiechu. Odwróciłem się, by się rozejrzeć, lecz pole widzenia zasłonił mi duży, biały koń. Podszedłem do niego, bez zastanowienia. Cały czas miałem dziwną pustkę w głowie, tak jakbym nie był w stanie o niczym innym myśleć, jak o tej polanie i panującym tutaj spokoju. Wszedłem na konia i chwyciłem się jego grzywy. Koń ruszył przed siebie. Wiatr rwał moją białą koszulkę, włosy. Zmrużyłem oczy i lekko schyliłem się ku szyi konia, by mieć większą pewność, że nie spadnę. Koń gnał przed siebie tak szybko, że obraz mi się rozmazywał, wszystko zlało się w jedną plamę. spojrzałem w górę - na słońce. Jego blask mnie oślepił, skrzywiłem się spuszczając głowę w dół. Mimo iż oczy miałem zamknięte, wciąż widziałem porażający blask słońca. Zakryłem dłońmi oczy, bezmyślnie puszczając konia. Koń w tym momencie przyśpieszył, a ja spadłem twardo i mocno na podłogę. Upadek wyrwał mi oddech z płuc. Ciężko zaciągnąłem się powietrzem.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Otwarłem szeroko powieki, biorąc głęboki, łapczywy wdech. Nade mną stało pełno ludzi, robili coś przy mnie, nie mogłem rozpoznać twarzy, oczy wciąż bolały mnie od blasku słońca, wciąż wszystko mi się rozmazywało. Usłyszałem denerwujące pipanie, gdzieś niedaleko ucha. Wtedy dotarł do mnie krzyk. Krzyk Liama.<br />
- Wpuście mnie do niego! Niall! Niall! - Odgłos dochodził gdzieś z daleka, nie mogłem ocenić skąd dokładnie, gdzie znajduje się jego źródło.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Zamknąłem ciążące mi powieki i próbowałem sobie przypomnieć cokolwiek. Gdzie ja jestem? Co to za ludzie? Dlaczego Liam krzyczał? Coś mi się stało?<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Wtedy w błyskawicznym tempie dotarło do mnie, że przecież zadźgałem się nożem, że przecież...umarłem? Najwyraźniej udało im się mnie ocalić. Więc znajdowałem się w szpitalu. Bezpieczny. Ponownie uniosłem powieki i zamrugałem kilka razy, świecące lampy na suficie raziły mnie, więc skupiłem wzrok gdzie indziej.<br />
- Panie Horan? - usłyszałem.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Nie byłem w stanie nic z siebie wydusić, więc uniosłem lekko dłoń, dając znak, że jestem obecny, przytomny. Poczułem piekący ból w brzuchu, tak jakby rana się paliła. Człowiek wciąż do mnie mówił, lecz nie miałem pojęcia co, tak jakby mówił do mnie w innym języku. Głos stawał się coraz cichszy i cichszy, aż w końcu ustąpił. Zapadła cisza i kompletna ciemność.<br />
<br />
- Nialler... - Ktoś dotykał lekko mojego ramienia, chcąc mnie obudzić. Ale ja nie chciałem się obudzić, chciałem spać, tak długo, jak to tylko będzie możliwe. - Niall, proszę... obudź się.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Chciałem przewrócić się na bok, ponieważ plecy na których leżałem całkiem mi zdrętwiały, lecz rana w brzuchu zaprotestowała, więc zostałem w takiej pozycji. Westchnąłem głęboko i spojrzałem na osobę, która mnie obudziła. Niestety nie domyśliłem się kto to, ponieważ wszyscy moi przyjaciele siedzieli przy moim łóżku. Mogą tyle osób w ogóle wpuszczać do jednego pokoju? - zastanowiłem się.<br />
- Zabiję - wyszeptałem. - Obudziliście mnie. - Usłyszałem śmiech przyjaciół i od razu lepiej się poczułem. Zayn podszedł do mnie i poczochrał mi włosy, mówiąc, że wyglądam jak siedem nieszczęść.<br />
- Strasznie się o ciebie baliśmy. Co ci w ogóle przyszło do głowy?! Jak mogłeś to zrobić, Niall? - Liam siedział na małym krzesełku przy moich nogach. Skupiłem na nim wzrok, nie bardzo wiedząc co mu odpowiedzieć. Przecież ja chciałem ich tylko uratować.<br />
- Zostaw go, Liam. Niech chłopak odpocznie. - Wtrącił się Harry. - Siemka, Niall. Przynieśliśmy ci coś. - Chłopak uśmiechnął się szeroko i podał mi torbę z KFC. Niemal zapomniałem, że umieram z głosu!<br />
- Och, dzięki Bogu coś do żarcia. - Odebrałem torbę i od razu wyciągnąłem jej zawartość, pochłaniając wszystko w ekspresowym tempie. - Jak mnie stamtąd wydostaliście? - Zapytałem, przeżuwając hamburgera.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Nie był to teraz najlepszy temat, ale chciałem wszystko wiedzieć. Na samą myśl o tym zdarzeniu, wszystko co zjadłem niemal podeszło mi do gardła. Zanim by mi się odechciało zjeść, wepchnąłem resztki do buzi i popiłem wodą. W brzuchu jednak wciąż mi burczało, a pewnie szpitalne jedzenie ogranicza się jedynie do szarej papki.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Chłopcy milczeli, żaden nie miał zamiaru zdradzić mi tego faktu. Uniosłem lekko brwi ku górze, dając im znak, że czekam na odpowiedź.<br />
- Jutro możesz już wyjść z szpitala. Nie jest tak źle jak myśleliśmy. Chociaż twój stan był niestabilny, straciłeś ogromną ilość krwi. Jednak jesteś silny i wszystko wróciło do normy. Leżysz tutaj już od 3 dni, wczoraj pierwszy raz się przebudziłeś. - Wczoraj? Czyli od mojego ostatniego przebudzenia minęło doba? A mogłoby się wydawać, że to było zaledwie kilka minut temu. - Później cały czas spałeś, zbierałeś siły. Musieliśmy cię w końcu obudzić. - Wytłumaczył mi Liam.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Przypomniał mi się mój sen o polanie i koniu. Cały czas zastanawiałem się, co on miał oznaczać. Doszedłem do wniosku, że..może to była moja droga do nieba. Może tam się wybierałem, lecz w ostatniej chwili, gdy spadłem z konia, udało im się mnie uratować. Brzmi absurdalnie, lecz wierzę w to.<br />
- Ale ja chce wiedzieć, jak dostaliście się do mnie w hotelu. Nie zmieniajcie tematu. - Oburzyłem się, bo najwyraźniej żaden z nich nie miał zamiaru zdradzić mi tej tajemnicy. - Gdzie Bonnie? - Zorientowałem się, że jedynie jej brakuje.<br />
- Wszystko z nią OK, jest w domu. - Odpowiedział mi Zayn, lekko się uśmiechając.<br />
- Więc ty i Bonnie, taa? - Zapytałem lekko ironicznie. - Kto by pomyślał.<br />
- Wal się. - Chłopak posłał mi szeroki uśmiech.<br />
<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Chłopcy przesiedzieli ze mną całe południe. W między czasie przyszedł lekarz, sprawdzić mój stan zdrowia, zapytać jak się czuję i tego typu rzeczy. Gdy już zostałem całkiem sam, postanowiłem się przespać. Mimo że ciągle spałem, wciąż czułem się zmęczony i śpiący. Głęboka rana w brzuchu nieźle dawała mi w kość, ale mimo to udało mi się usnąć.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Ciemność przed oczyma powoli zaczęła się ruszać, zmieniać kolory i dobierać kształty. Po chwili znajdowałem się już na strychu. Strychu z hotelu. Gęsia skórka momentalnie wyskoczyła mi na skórze, dłonie lekko zaczęły się pocić. Ogarnął mnie strach. Czemu tutaj znów jestem?<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><i>Witamy z powrotem. Ha ha ha, myślisz, że się uwolniłeś? Myślisz, że naprawdę znajdujesz się już w szpitalu?</i><br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Drwiący śmiech Juliet dopadł mnie ze wszystkich stron. Rozejrzałem się spanikowany. Ona mnie tylko prowokuje, to nie dzieje się naprawdę, jestem w szpitalu. Jestem bezpieczny - powtarzałem sobie w głowie.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><i>No proszę cię, Niall, naprawdę jesteś taki głupi? Nie wiesz, że potrafię manipulować twoimi myślami? Dałam ci przez chwilkę uczucie bezpieczeństwa. To było wstrętne, prawda?</i><br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Zacisnąłem mocno szczękę, czując jak zęby zaczynają mnie boleć od tego ucisku. Popatrzyłem na swój brzuch - rana była świeża, wciąż lała się z niej krew. Czułem tępy ból. Miałem ochotę płakać.<br />
- Nie! Wcale tutaj nie jestem. To tylko twoja kolejna sztuczka. Dopadłaś mnie we śnie. - Powiedziałem przepełnionym nienawiścią głosem.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Juliet pojawiła się obok mnie i uśmiechnęła słodko, z litością. Patrzyłem na nią nie wierząc, że taka piękna istota zarazem może być tak potworna. Jest zła do szpiku kości.<br />
- Wynocha. Wynocha z mojego snu.<br />
- Nie jestem w nim, już mówiłam.<br />
- Wynoś się.<br />
- Ty jesteś moim domu, to ty się wynoś.<br />
- To mnie wypuść.<br />
- Nie ma takiej opcji.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Odchyliłem głowę do tyłu, powstrzymując się od wybuchu. Ręce trzęsły mi się, sam nie wiem już czy ze strachu, czy ze złości. Ciepła krew strużkami wypływała z mojej rany, a ja czułem jak życie ze mnie odchodzi. Przyłożyłem dłoń do rany, starając się jakoś powstrzymać krwawienie, lecz nic tam nie poczułem. Znów skierowałem wzrok na brzuch - rana zniknęła. Spojrzałem zdezorientowany na swoje dłonie, które powinny być brudne od krwi, lecz te były czyste. Już kompletnie nie wiedziałem co się dzieje. Chyba już do reszty zwariowałem.<br />
- Nie zdążyłeś dźgnąć się nożem, Niall. - Powiedziała Julie z jadowitym uśmiechem, po czym zaśmiała się. Jej śmiech brzmiał jak opętany, szaleńczy...złowieszczy.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Rozglądałem się po słabo oświetlonym strychu, w celu odnalezienia jakiejkolwiek drogi ucieczki. Nogi same zaczęły biec, widząc uchylone drzwi. Juliet rzecz jasna była szybsza; drzwi zamknęły się z hukiem tuż przed moim nosem, niemal przytrzaskując mi stopę. Z całych sił uderzałem ramieniem w drzwi, równocześnie naciskając na klamkę. Drzwi nie chciały ulec mojemu naciskowi. Spróbowałem jeszcze kopniakiem, jednym, drugim, trzecim i czwartym. W moich żyłach płynęła czysta adrenalina, nie odczuwałem bólu, nie odczuwałem już strachu, chciałem tylko w jakiś sposób się stąd wydostać. Kierowany impulsem, doskoczyłem do Juliet i chwyciłem ją za szyję, miażdżąc ją z całych sił gołymi dłońmi. Chytry uśmiech nie schodził jej z twarzy. Chwilę później rozpłynęła mi się w dłoniach.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
*Harry*</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Podczas gdy Zayn siłą próbował otworzyć drzwi wejściowe, a reszta robiła to samo z oknami, ja zastanowiłem się, czy nie ma do domu innego wejścia. Przyjrzałem się jeszcze raz chłopakom i Bonnie, wszyscy byli zbyt skupieni na tym co robili, by dostrzec, że zniknąłem. Skierowałem się na tyły domu. Znajdował się tam wielki ogród, ogrodzony niewielkim płotem, bez problemu przez niego przeszedłem. Z tyłu budynku znajdowały się dwie pary drzwi; jedne do domu, drugie do bodajże piwnicy. Na samym końcu ogródka znajdowała się niewielka szopa, postanowiłem później do niej zaglądnąć w razie gdy drzwi nie będą chciały się otworzyć. Być może że znajdę tam jakąś łopatę lub siekierę.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Pierwsze drzwi, które postanowiłem otworzyć, to były te prowadzące do domu. Nacisnąłem na klamkę z ogromną nadzieją, że będą otwarte. Nie mogłem się spodziewać niczego innego, jak tego, że drzwi będą zamknięte. Postanowiłem sprawdzić również drugie drzwi, lecz te również nie zamierzały wpuścić mnie do środka. Tak jak planowałem, wybrałem się do szopy. W jej wnętrzu było pełno przyrządów ogrodniczych, bez problemu odnalazłem wielką łopatę, a dokładniej szukając odnalazłem również siekierę, którą można by było rozwalić drzwi.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>To było głupstwem co teraz robiliśmy. Nie wiadomo czy Niall wciąż żył. Żałowałem, że tak szybko stchórzyłem, że tak szybko się poddałem. Nie wiedziałem czy kiedykolwiek sobie wybaczę. Mój przyjaciel może wciąż siedzi w tym domu i cierpi, czekając na naszą pomoc. Potrząsnąłem głową, chcąc odgonić te myśli i ogromne poczucie winy. Zawróciłem do reszty.<br />
- Zayn! Posuń się! - Krzyknąłem, gdy znalazłem się już blisko nich. Rzuciłem łopatę na ziemię, a siekierę chwyciłem oburącz i zamachnąłem się nią do tyłu, biegnąc na drzwi. Z wielkim zamachem wbiłem siekierę w drzwi. Później zrobiłem to kolejne razy, aż w drzwiach zrobiła się ogromna dziura. Szczerze nie spodziewałem się, że tak sprawnie i bez problemów mi pójdzie. Popatrzeliśmy się z Zaynem na siebie i powoli weszliśmy do domu.<br />
- Coś mi tu śmierdzi. - Zayn wymówił moje myśli na głos. Pokiwałem jedynie głową. - Tak po prostu?! Siekierą?! - Krzyknął bardziej do duchów, niż do mnie czy do reszty.<br />
-Zayn, pamiętaj, że to tylko stary dom... - Wtrącił się Louis.<br />
- No jasne, stary dom. Ale przez 10 minut kopałem te cholerne drzwi! A Wy? Tyle samo co ja próbowaliście rozbić szyby, a Harry wziął siekierę i tak po prostu rozwalił drzwi? Bez problemu? Nie gra mi to. Ani trochę. - Pokiwał głową.<br />
- Zgadzam się. Coś nie gra. - Odezwał się Liam.<br />
- Koniec pogaduszek. Louis idziesz ze mną. Zayn i Liam, bierzecie Bonnie i idziemy wszyscy szukać po raz kolejny Nialla. Zrozumiano? - Przejąłem kontrolę nad tym wszystkim. Ktoś tutaj musiał rządzić.<br />
- Jasne. - Zgodzili się.<br />
- Liam, po co ci ta łopata? - Louis popatrzył na niego, wskazując palcem na sprzęt trzymany przez niego.<br />
- To nie łyżka, więc nie patrz tak dziwnie na mnie. Poza tym zawsze się przyda. Rusz trochę mózgownicą. - Liam zrobił szybki ruch łopatą, dając Louisowi do zrozumienia, że może nią komuś przywalić, chcąc się bronić.<br />
- Jezusie, Louis, chodź. Każda rzecz teraz się przyda, nie dokuczaj mu. Akurat teraz. - Posłałem mu karcące spojrzenie. Wskazałem ręka na schody. - Idziemy na górę. Wy wiecie co macie robić. Dreć japę, jak co.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Poszedłem z Louisem na górę i w milczeniu przeszukiwaliśmy kolejno każde pokoje. Nie odstępowaliśmy od siebie na krok, by coś nas przypadkiem nie rozdzieliło. Ja kryłem go, on krył mnie, i tego się trzymaliśmy. W żadnym pokoju nie było ani śladu Nialla. Na korytarzu leżały nasze rzeczy, które zostawiliśmy tutaj, szukając ostatnim razem Nialla. Nagle w kieszeni spodni coś zaczęło mi wibrować. Szybko wyjąłem telefon i popatrzyłem na wyświetlacz.<br />
- To Niall! - Krzyknąłem, odbierając telefon. - Niall? Niall, gdzie jesteś?<br />
- W- w piwnicy. Pomóżcie mi... - Wyjąkał chłopak słabym głosem.<br />
- Już do ciebie idziemy, Niall! Trzymaj sie! - Popchnąłem Louisa w stronę schodów w dół. - Nie rozłączaj się Słyszysz mnie? Halo!<br />
- Po prostu przyjdźcie... - Usłyszałem, zaraz potem się rozłączył.<br />
- Nie! Niall! Kurwa! - Krzyknąłem do słuchawki, mimo iż już dawno mnie nie słyszał. Wybrałem jego numer, lecz nie mogłem się z nim ponownie skontaktować. Brak zasięgu.<br />
- Co jest? - Dopytywał się Louis.<br />
- Do piwnicy. Szybko! - Zbiegłem po schodach, mimo plączących się nóg.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Biegiem skierowałem się do piwnicy. Reszta, słysząc ten hałas, który narobiłem, zawróciła do nas. Szarpnąłem drzwiami mocno do siebie, przypuszczając, że znów będą zamknięte. Ku mojemu zaskoczeniu, otwarły się bez problemu, uderzając we mnie, przez siłę z jaką je otwarłem. Wsadziłem głowę do pomieszczenia, starając się coś zobaczyć.<br />
- Niall? Hej, jesteś tu? - Zapytałem, a gdy nikt mi nie odpowiadał, wszedłem do środka.<br />
- Wchodźcie, ja z Bonnie tutaj zostaniemy. - Odezwał się Zayn, a zaraz po tym usłyszałem kroki dwójki, która miała ze mną iść.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Gdy dotarliśmy na dół, przeszły mnie ciary. Na samą myśl, co tutaj się niedawno działo, ogarniał mnie lęk. Nie zamierzałem mu się jednak poddać, nie chciałem ponownie stchórzyć. Zacząłem wołać Nialla, chłopcy zrobili to samo. Na nieszczęście nikt się nie odezwał. W chwili, gdy zwątpiłem w jego obecność tutaj, drzwi którymi tutaj weszliśmy zamknęły się.<br />
- Zayn!<br />
- Stary, to nie ja! Nie da się ich otworzyć! - Ledwo co słyszałem głos przyjaciela zza drzwi.<br />
- Pięknie! Po prostu bomba! To była pułapka, a ja w to uwierzyłem! - Wplotłem dłonie we włosy, mocno chwytając je palcami. Mrugałem szybko powiekami, powstrzymując łzy od wypłynięcia.<br />
- Harry, spokojnie. Raz nam się udało stąd wydostać, uda się i drugi raz... To nie twoja wina... - Liam od razu znalazł się przy mnie, by mnie pocieszyć.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Nienawidziłem siebie w tej chwili. Nienawidziłem.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
*Niall*</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Gdy Juliet tak po prostu zniknęła, przelałem całą złość na rzeczy znajdujące się wokół mnie. Stare krzesła zostały zniszczone, regały wywrócone, stoły połamane. Jedyne co zostawiłem to duże okrągłe lustro wiszące na jednej ze ścian. Wcześniej go nie dostrzegłem. Teraz stałem przed nim patrząc na nieznajomą osobę po drugiej stronie. Tak jest, wydawałem się dla siebie kimś zupełnie obcym. Nie poznawałem siebie pod względem wyglądu i zachowania. Osoba po drugiej stronie miała potargane włosy, zaczerwienione gałki oczne, napuchnięte oczy i balkony pod nimi, a głęboko w oczach...można było tylko dostrzec nienawiść. Usta przeraźliwie wygięte w złośliwym uśmieszku. Obraz zniknął mi sprzed oczu, rozlatując się na miliony kawałki, pięść boleśnie piekła przez uderzenie.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Padłem na kolana wybuchając głośnym krzykiem, miałem po prostu dość. Oparłem się czołem o podłogę i waliłem w nią pięścią, jak małe dziecko, które nie dostało zabawki w sklepie. Gdy się podniosłem, poraziła mnie jasna biel ścian dookoła mnie. Strych był ciemny, oświetlony przez dwie lub trzy kinkiety na ścianach, jednak te pomieszczenie było dobrze oświetlone, dlatego zaczęło to razić moje przyzwyczajone już do ciemności oczy. Po kilku mrugnięciach w końcu mogłem się porozglądać. Leżałem w szpitalnym łóżku.<br />
- Nie...nie, nie, nie! To nie jest prawda! Wcale tutaj nie jestem! - Chciałem się podnieść, jednak rana na brzuchu mocno zapiekła. Syknąłem z bólu.<br />
- Cii, Niall, spokojnie. Co się dzieje? - Odezwał się Zayn. Popatrzyłem na niego.<br />
- O, nie! Nie dam się. Wcale nie jesteś Zaynem. To nie jesteś ty, to kolejna iluzja... - Przymknąłem powieki, pewien, że jak je ponownie otworzę będę znów na strychu. Tak jednak się nie stało. Ogłupiłem.<br />
- Wezwać lekarza, Niall? Wszystko ok? - Ta przesadzona troska w jego głosie i oczach, od razu zalatywała fałszem i sztucznością. To nie był Zayn.<br />
- Nie... nie trzeba. Miałem zły sen... - Oderwałem od niego wzrok i skupiłem go na ścianie. Jak się uwolnić?<br />
- Słuchaj, stary, idę zapalić na balkon. Wybierzesz się ze mną? - Uśmiechnął się zachęcająco. Wiedział, że czasem w ukryciu lubiłem puścić sobie dymka, jak byłem zestresowany.<br />
- Pewnie... - Podniosłem się powoli z łóżka i w obciachowej piżamie ze szpitala poszedłem z nim na balkon. Nie wiedziałem czy w ogóle w takiej sytuacji wolno mi było palić, ale to iluzja, zgadza się? A tutaj wszystko można.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Odebrałem od Zayna papierosa i odpaliłem go, powoli wciągając kojący nerwy dym. Nie wiem co ten papieros miał w sobie takiego, ale pomagał się człowiekowi uspokoić. Przymknąłem powieki, napawając się dymem wędrującym przez moje gardło.<br />
- Gdzie reszta? - zapytałem, spoglądając na niego.<br />
- Poszli coś zjeść. Pół dnia tutaj siedzimy, zgłodnieli.- Wzruszył ramieniem.<br />
- A ty?<br />
- Póki mogę z tobą siedzieć, to tak też zrobię. Mnie głód nie wykończy, tak jak ciebie, spokojnie. Poza tym mieli nam coś przynieść. Wiemy jak nienawidzisz tego jedzenia tutaj. - Puścił mi oczko, uśmiechając się.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Przez chwilkę poczułem sie, jakbym naprawdę był bezpieczny, jakbym mógł cieszyć się tym, że Zayn jest tuż obok mnie. Wiedziałem jednak, że to wszystko to tylko wredna sztuczka Juliet. Zatęskniłem za normalnymi czasami, kiedy to mogliśmy beztrosko ze sobą rozmawiać, wygłupiać się. Mimo że to nie był prawdziwy Zayn, wyrzuciłem petę i przygarnąłem go do siebie. Wtuliłem się w niego tak mocno, że rana w brzuchu cholernie mocno dała o sobie znać. Nie zwracałem na to jednak uwagi. Cieszyłem się, że chociaż na chwilkę mogłem poczuć obecność przyjaciela.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Sekundę później siedziałem znów na strychu, tuląc się do powietrza. Usłyszałem powolne oklaski i popatrzyłem w tamtym kierunku.<br />
<i>Och, jakie to słodkie. Tęsknisz za przyjaciółmi? Pociesze cię faktem, że są trzy piętra niżej.</i><br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Żałowałem, że tak szybko się to skończyło, wolałem siedzieć w tamtym świecie. Ale przecież o to chodziło: żeby narobić mi nadziei żeby mnie zdenerwować i strapić. Zastanawiałem się, czy czasem sam się stamtąd nie wyciągnąłem, gdy przytuliłem Zayna. Gdy pokazałem, że mam gdzieś, czy to prawda czy nie.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Podniosłem jedno z krzeseł, którym nie tak dawno rzuciłem o ścianę, i usiadłem na nim. Nie pozostało mi nic innego, jak czekać. Czyny prowadzą donikąd, dlatego będę po prostu czekał. Skoro chłopcy tutaj są, to może uda im się mnie odnaleźć. Sięgając po krzesło zorientowałem się, że wciąż trzymam w ręku zapalniczkę którą odpalałem papierosa. Niezauważalnie schowałem ją do kieszeni spodni.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><i>Niezły bałagan narobiłeś.</i><br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Wyraźnie można było usłyszeć głos dziewczyny, lecz ani razu nie poruszyła ustami. Przemawiała mi wprost do głowy, co było częściowo przerażające. Co ja mam teraz zrobić? Co robić?! Mógłbym jeszce raz uwieść Juliet, lecz co by to dało? Znów zmanipulowałaby moje myśli i wysłała gdzieś na kolejne męki. Ale może warto było spróbować. Popatrzyłem na Juliet, stojącą w rogu.<br />
- Nie popuścisz, co?<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span> <i>Oczywiście, że nie.</i><br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Posłała mi spojrzenie mówiące: "A co ty myślisz, idioto?". Spuściłem wzrok na swoje dłonie, które trzymałem splecione na brzuchu. Moja koszulka nie miała ani śladu rdzawej czerwieni, widocznie rzeczywiście nie dźgnąłem się nożem. A byłem pewien, że to zrobiłem. Poczułem przecież ten ból, gdy ostrze przebiło się prze moją skórę, a później wbiło się głęboko w mój brzuch. Z myśli wyrwało mnie westchnienie Juliet. Skierowałem na nią wzrok, a ona właśnie zmierzała powolnym, można by nawet powiedzieć, że seksownym krokiem w moją stronę. Zmarszczyłem brwi. Trzeba wykorzystać tą sytuację.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Wbiłem w nią wzrok, intensywnie się jej przyglądając. Jej zgrabnym bladym nogą wyłaniającym się spod białej sukienki. Jej włosom opadającym jej na ramiona, zasłaniając wystające mocno obojczyki. Twarz miała tak uroczą, że ciężko uwierzyć, że kryje za sobą czyste zło. Dziewczyna miała w sobie jakiś urok, który nie pozwolił mi już oderwać od niej wzroku. Zgrabnie usiadła okrakiem na moje kolana, a ja dłonią musnąłem jej lodowaty policzek. Co się ze mną do cholery działo? Musiałem nad sobą panować!<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Juliat złożyła na moich ustach zimny pocałunek, nie wiedząc dlaczego tego pragnę, po prostu odwzajemniłem tym samym. Sekundę później nasze usta tkwiły w głębokim pocałunku. Jej zimne dłonie spoczęły na mojej szyi, głaszcząc ją. Moje dłonie natomiast, znalazły się na jej talii, przyciągając ją bliżej do siebie.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><i>Dlaczego nie chcesz być mój? </i><br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Usłyszałem w głowie jej głos, tak naturalny, tak normalny. Jakby naprawdę żałowała, że nie chcę zostać.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><i>Tyle dla ciebie zrobiłam. Musiałam nawet sprzeciwić się swoim siostrom, za co mnie nienawidzą...</i><br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Nie wiedziałem co zrobić, więc jedynie pogłębiłem pocałunek, który stawał się coraz bardziej namiętny. Wodziłem dłońmi po jej ciele; po plecach, a z pleców na szyję. Poczułem tam jej cienki łańcuszek, na którym miała zawieszkę z literką "J". Zastanowiłem się dlaczego go nosi, co dla niej znaczy, że nawet po śmierci ma go przy sobie. Dziewczyna była tak zatracona w moich ustach, że nawet nie zauważyła, że delikatnie odpiąłem naszyjnik i schowałem go z zawiniętej dłoni. Dziewczyna w pewnym momencie gwałtownie się ode mnie odsunęła, ja otworzyłem oczy i przerażony podniosłem się a obie nogi, zrzucając dziewczynę na podłogę. Cała zawartość żołądka dźwignęła mi się w górę, nie mogąc tego powstrzymać zwymiotowałem. Więc po to był jej ten naszyjnik... Po jego zdjęciu dziewczyna utraciła swoje kolory, ba! wręcz utraciła skórę, była po prostu obrzydliwa. Jej ciało było dziurawe w niektórym miejscach, a robaki się w owych dziurach osiedliły, kości w niewielu miejscach były zakryte wysuszoną, kruchą skórą, szczęka nie trzymała się tak jak powinna, gałki oczne powykręcane tak, że nie było widać źrenic, sukienka już nie była biała, tylko szara, potargana i dziurawa. Ten widok był przerażający, nie chciałem patrzeć w jej stronę. Ten naszyjnik był osłoną, dawał jej normalne - choć nieżywe - ciało dziewczyny, ukrywając tego odrażającego potwora jakim była. Zwykły kościotrup, który mógłby się rozlecieć, gdybym dotknął go chociażby palcem. a ja się z nią całowałem... Na tą myśl zwymiotowałem kolejny raz, z obrzydzeniem wycierając dłonie o spodnie, bo przecież nią nimi dotykałem. Łańcuszek schowałem do kieszeni. Dziewczyna przez ten czas zdążyła podnieść się na nogi.<br />
- Oddawaj! - Próbowała to wykrzyczeć, ale wyszło z tego ciężko zrozumiałe słowo.<br />
- Że co? Wybacz, nie rozumiem cie. Może spróbuj podtrzymać szczękę. - Zadrwiłem z niej, spoglądając na nią ukradkiem.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Juliet rzuciła się na mnie i mimo tego, że wyglądała naprawdę, naprawdę marnie, zrobiła to sprawnie i szybko. Na szczęście mój refleks nie jest najgorszy i uciekłem od niej, kierując się od razu do drzwi, które teraz bez problemu się otwarły. Schody na dół wydawały się długie w nieskończoność, biegłem po nich, starając się nie wywrócić Dotarłszy na sam koniec poczułem jedynie mocne uderzenie w nos. Później zrobiło mi się czarno przed oczami i musiałem oprzeć się o ścianę, by nie upaść. Zupełnie zapomniałem, że przecież ona nie jest tutaj sama! Ma jeszcze cztery siostry, które jakoś przekonała, żeby się wycofały. Ale być może..nie zrobiły tego dobrowolnie? A to wszystko przeze mnie. Świetnie, z jedną nie potrafiłem dać sobie rady, co dopiero z czterema.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
*Zayn*</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Poczułem się winny, że nie przypilnowałem, żeby drzwi się nie zamknęły. Teraz Harry, Liam i Lou musieli tam siedzieć i Bóg wie co przeżywać. Docisnąłem twarz do metalowych drzwi, by lepiej mnie słyszeli, gdy będę do nich krzyczał.<br />
- Harry! Siekiera!<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Nasłuchiwałem chwilę, oczekując jakieś odpowiedzi. W porę odsunąłem twarz od drzwi, w które teraz ktoś z całej siły przywalił siekierą. Żałowałem, że nie zostawili mi chociażby głupiej łopaty, którą mógłbym jakoś powstrzymać te drzwi przed zamknięciem.<br />
- Mocniej! Wal mocniej! Z całej siły! No dalej. - Bonnie dodawała otuchy walącemu w drzwi. Podejrzewałem, że był to Louis, ponieważ on z nas wszystkich najwięcej czasu spędzał ćwicząc biceps na siłowni.<br />
- Chodź, odsuń się.. - Chwyciłem Bonnie i stanęliśmy obok drzwi, by w razie czego nie dostać drzwiami bądź siekierą.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Chłopak walił z całych sił w metal, lecz ten nie ugiął się nawet o kawałek. Chciałem pobiec do ogrodu poszukać tak jak Harry czegoś mocnego, lecz nie chciałem zostawiać tutaj Bonnie, było to niebezpieczne. Z drugiej strony musiałem jakoś im pomóc. Ucałowałem Bonnie w czoło, szpecąc, że zaraz wrócę i pobiegłem przez rozwalone drzwi do ogrodu. Tam zauważyłem wielką szopę, w której prawdopodobnie Harry znalazł siekierę. Nie chcąc tracić czasu szybko do niej wparowałem i zacząłem szukać czegoś użytecznego. Nie było niczego co by mi się przydało! Żadnej kosiarki, żadnej piły mechanicznej, kompletnie nic. Walnąłem pięścią w ścianę ze złości i tuż prze moimi nogami wylądowała kosa. Wytrzeszczając oczy, spojrzałem w górę, by dostrzec skąd spadła. Wysoko na ścianach był haczyki, pewnie tam wisiała. Niemal mnie zabiła - wciąż nie mogłem wyjść ze szoku. Chwyciłem w końcu ogromną, masywną, z wielkim i twardym ostrzem kosę i wróciłem do domu. Wydawała mi się lepsza niż mała siekiera.<br />
- Dobra! Odsuńcie się wszyscy od drzwi! Szybko! - Krzyknąłem i odczekałem chwilę, aż to uczynią. Wciąłem zamach w bok i rąbnąłem szpiczastym ostrzem w drzwi. Idealnie przebiła się przez nie, lecz utknęła. Nie potrafiłem jej wyciągnąć.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Nagle zaczęło mi się robić ciemno przed oczami, od razu przeczułem, że to musi być sprawka duchów. Upadłem na kolana, tracąc równowagę. Chwilę potem już zapadła totalna ciemność.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Blada dziewczyna, o długich złotych włosach i w białej sukience, stała kilka kroków ode mnie z kosą w dłoni. Przerażony tym widokiem odsunąłem się automatycznie w tył, by dzieliła nas jak największa odległość. Zatrzymałem się dopiero, gdy poczułem, że pięty już o nic się nie podpierają, że stoję na skraju... właściwie to gdzie jestem? Rozejrzałem się i dostrzegłem to samo miejsce, w którym byłem też ostatnim razem. Za mną była ogromna przepaść, a na jej krańcu - ocean. Poczułem jak przeszedł mnie lodowaty dreszcz, pozostawiając po sobie na moim ciele lekkie drgawki. Trząsłem się ze strachu. Jakąkolwiek drogę ucieczki bym wybrał, pewna była moja śmierć. Gdy skoczę - utopie się, gdy pobiegnę przed siebie - zostanę podzielony na części. Która opcja była lepsza? Którą drogę wybrać? Spojrzałem za plecy dziewczyny, znajdował się za nimi ogromny las, w którym w razie czego mógłbym się schować. Przełknąłem ogromną kleistą kulę tkwiącą mi w gardle. Pot z czoła kapną mi na nos. Dziewczyna zrobiła pierwszy krok w moim kierunku, a ja w tym samym momencie pędem pognałem przed siebie, cudem unikając ciosu kosą. Wbiegłem do lasu, lecz tam moja droga się zakończyła. Dziewczyna pojawiła się przede mną, wymierzając kolejny cios. Tym razem nie udało mi się go uniknąć, ale udało mi się go nieco złagodzić. Ostrze drasnęło mnie w rękę, co prawda wbiło się głęboko, ale w najgorszym przypadku mógłbym stracić rękę. Ból przeszył całą rękę w błyskawicznym tempie, krzyknąłem głośno. Chwyciłem dłonią krwawiące miejsce i pobiegłem w lewo, chcąc się od niej oddalić. Wiedziałem, że nie będę mógł długo tak od niej uciekać.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Pędem biegłem przed siebie, na szczęście udało mi się uciec jakiś kawałek. Schowałem się za wielkim drzewem i przykucnąłem, czując, że nie utrzymam się dłużej na nogach. Popatrzyłem na swoją ranę i syknąłem z bólu, ponieważ rana pulsowała na całą rękę całe ramie, całą klatkę piersiową. Odchyliłem głowę do tyłu, opierając ją o drzewo i wziąłem ogromny wdech. Byłem przerażony, nie chciałem umierać, nie w taki sposób. Bałem się, że zaraz dostanę kosą znienacka. Ciężko się podniosłem, jednak prawa noga odmawiała mi posłuszeństwa, musiałem sobie zrobić w nią krzywdę biegnąc. Schyliłem się lekko w prawą stronę, odrywając stopę od podłoża, i usłyszałem tuż przy uchu świst skierowanej w moją stronę kosy. Gdy by nie boląca stopa, gdyby nie to że się schyliłem już miałbym ostrze w twarzy. Dziękowałem Bogu za tak cholerne szczęście. Przewróciłem się na podłogę tracąc przez to wszystko równowagę. Nie było już żadnej drogi ucieczki, nie dawałem już rady. Ciało nie miało siły dłużej walczyć, rana w okolicy ramienia nieprzyjemnie pulsowała, potęgując tępy ból. Brałem głębokie wdechy, starając się jakoś uspokoić. Chciałem zachować spokój przed śmiercią, ale to było niemożliwe. Dziewczyna stanęła przede mną, gotowa do ataku. Na jej szyi zabłysnął łańcuszek z literką "M". Maude...to była jedna z sióstr. Gdy wzięła zamach, by dobić mnie kosą, łańcuszek z jej szyi zniknął, a ona sama rozpłynęła mi się przed oczyma. Obraz chwilkę później również zniknął. Byłem tak wstrząśnięty, że nie zauważyłem, że znajduję się znów w hotelu.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
*Niall*</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Odzyskawszy wzrok, popatrzyłem kto zadał mi ten cios. Była to jedna z tych potworów. Wiedziałem co mam robić. Wystarczyło zerwać łańcuszek, wtedy straci swą moc i wizerunek. Gdy dziewczyna się do mnie zbliżyła po prostu zerwałem jej łańcuszek z szyi i w porę odwróciłem wzrok, by nie widzieć tej przerażającej twarzy. Nie sądziłem, że pójdzie mi to z taką łatwością. A jednak. Ruszyłem dalej, wzdłuż korytarza.<br />
- Zayn?! Liam?! Louis, Harry, Bonnie?! - Krzyczałem ile sił w płucach. Nie dbałem o to, że mogę sam wpakować się przez to w kłopoty.<br />
- Niall! O Boże, Niall! Pomóż mi! Zayn...on... - Usłyszałem zrozpaczony głos Bonnie. Przyśpieszyłem i pobiegłem na dół.<br />
- Bonnie, gdzie jesteś?!<br />
- Tutaj! - Podążyłem za jej głosem.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Dostrzegłem ją klęczącą przed leżącym na podłodze Zaynem. Z ramienia lała mu się krew. Przyklęknąłem przy nim i próbowałem słowami wyciągnąć go z halucynacji. Nic to nie dało. Wiedziałem, że muszę dorwać ducha, który jest za to odpowiedzialny, jednak nie miałem pojęcia jak go znaleźć.<br />
- Widziałaś tutaj jakiegoś ducha? Gdziekolwiek? - Zapytałem Bonnie.<br />
- Nie, nikogo nie widziałam.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Szukasz mnie?<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Gwałtownie uniosłem głowę, poszukując właściciela tych słów. Nad nami stała niewielka dziewczyna z bystrym uśmiechem. Odwzajemniłem go i najszybciej jak mogłem chwyciłem jej łańcuszek. Dziewczyna wydała okrzyk niezadowolenia, wściekłości. Nie spodziewała się tego. Przywaliłem jej pięścią w twarz, a dziewczyna upadła na podłogę. Musiałem się jej jakoś pozbyć, ponieważ mogła nam zrobić krzywdę. Usłyszałem szept Zayna, pytający co się dzieje. Skierowałem na niego wzrok, a ten widząc mnie oprzytomniał i rzucił się na mnie i mocno ścisnął.<br />
- Boże, stary. Jak się cieszę, że cie widzę. Myśleliśmy, że już po tobie. - Chłopak ściskał nie tak mocno, że ciężko było mi oddychać.<br />
- Bo tak miało być... - odpowiedziałem cicho.<br />
- A to co do kurwy?! - Zayn odskoczył, widząc zbierającą się z podłogi dziewczynę.<br />
- Trzeba urywać im łańcuszki! Wtedy kompletnie tracą moc. - Wytłumaczyłem.<br />
- Urodę też... Ty urwałeś jej łańcuszek?! Maude? - Zapytał jakby go olśniło.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Popatrzyłem na łańcuszek i rzeczywiście widniała na nim zawieszka "M".<br />
- No, a co?<br />
- Uratowałeś mi życie! Goniła mnie z kosą, szmata. I gdyby nie ty to moja twarz byłaby w dwóch częściach. - Powiedział, a powaga na jego twarzy świadczyła o tym, że nie wyolbrzymiał tego. - Nic , ino żywcem podpalić, kurwa.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>I wtedy przypomniałem sobie, że przecież mam zapalniczkę. Wyjąłem ją z kieszeni spodni i popatrzyłem na Zayna, niemo pytając, czy to zrobić.<br />
- A mamy jakieś inne wyjście? Nie ma czasu na litość! Reszta siedzi uwięziona w piwnicy! nie możemy pozwolić, żeby jeszcze nam coś zrobiła.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Pokiwałem głową i otwarłem klapkę z zapalniczki, a ciepły niebieski płomyk od razu mnie przywitał. Popatrzyłem na niego przez chwilę, a później rzuciłem zapalniczkę w obrzydliwą Moude. Od razu stanęła w płomieniach. Wrzuciłem w płomień wisiorki, by je też zniszczyć. Ogień był wielki. Nie spodziewaliśmy się czegoś takiego. Płomień podchodził do sufitu, który też zaczął się palić.<br />
- O kurwa! Shit, shit, shit, shit, shit! - Krzyknął Zayn widząc to. - Co my teraz zrobimy?! Chłopcy są w piwnicy!<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Nie usłyszałem do końca słów Zayna, ponieważ usłyszałem przeraźliwe krzyki. Kobiece głosy, krzyczące z bólu. Zakryliśmy rękoma uszy, ponieważ te odgłosy były nie do zniesienia. Szary dym zaczął roznosić się po całym pomieszczeniu, sprawiając, że zaczęliśmy się dusić. Zayn nie zamierzał się temu wszystkiemu przyglądać Chwycił tkwiącą w drzwiach kosę i wyciągnął ją, i zadał nią kolejne ciosy w drzwi. Chwilę później drzwi całkowicie wypadły z zawiasów. Zayn osłupiał, wpatrując się w nie.<br />
- Bonnie, uciekają stąd! My wydostaniemy resztę! - Krzyknąłem do dziewczyny, zagłuszając wciąż panujące straszne krzyki duchów.<br />
- Nie ma mowy, nie wyjdę bez was!<br />
- Bonnie! - Zayn odezwał się swoim potężnym głosem. - Wynoś się stąd! Nie przejmuj się nami! Damy sobie radę! Idź!<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Dziewczyna zawahała się chwilę i uciekła w stronę drzwi. Ogień szybko rozprzestrzenił się po całym pomieszczeniu, na szczęście było wielkie, więc mogliśmy bez problemu uciec, nie dotykając ognia. Z piwnicy wyszła reszta chłopców i wszyscy mnie widząc, uśmiechnęli się od ucha do ucha, albo westchnęli z ulgą. Chcieliśmy się udać w stronę wyjścia, lecz nagle płonący sufit zawalił się na podłogę, tarasując nam jedyną drogę ucieczki. Nie mieliśmy wiele czasu, ponieważ strasznie dusiliśmy się dymem, który atakował nasze gardło i płuca. W dodatku ogłuszało nas zawodzenie duchów, które było tak głośne, że boleśnie wbijało się w uszy.<br />
- Piwnica! Możemy nią wyjść na ogródek! - Wrzasnął Harry, starając się przekrzyczeć panujący tutaj hałas.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Cały czas chodziliśmy w te i we w te, poszukując jakieś drogi ucieczki, lecz teraz wszyscy skierowali się do piwnicy. Żałowałem, że drzwi wyłamały się z zawiasów, ponieważ tak mogliśmy jakoś się uchronić przed trującym dymem ognia. Dotarłszy do piwnicy poszukiwaliśmy drzwi prowadzących na zewnątrz, jednak nie było ich nigdzie widać. Jedyne wyjście z piwnicy zostało właśnie w tej chwili zagrodzone kolejnymi częściami sufitu. Nie było już ucieczki.<br />
- Tam! - Zawołał Zayn wchodząc do pokoju w którym niegdyś był uwięziony. Było tak cholernie ciemno, więc każdy po omacku poszukiwał drzwi. Udało mi się wyczuć dłońmi coś drewnianego, masywnego, zaraz później poczułem klamkę. Przywaliłem z barka w drzwi, które jak zwykle nie chciały się otworzyć.<br />
- Pomóżcie mi! Tutaj. - Zawołałem do reszty. Wspólnymi siłami udało nam się otworzyć te drzwi i wydostać na zewnątrz.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Łapczywie zaciągając się świeżym powietrzem pobiegliśmy na początek domu, gdzie znajdowała się Bonnie i nasz samochód. Dziewczyna widząc nas rzuciła nam się na szyję. Wszyscy wpakowali się do samochodu, ja ostatni raz rzuciłem okiem na hotel. Płonął już prawie cały, co chwila było słychać jak zawalają się kolejne części budynku. Wyciągnąłem z kieszeni łańcuszek, który nie wyrzuciłem do ognia. Ten z literką "J", od Juliet. Pojawiła się w jednym z płonących okien. Wyglądała pięknie jak wcześniej. Pokiwała do mnie przecząco głową ze smutnym wyrazem twarzy. Cisnąłem łańcuszkiem z całych sił w okno w którym stała, a gdy tylko łańcuszek dotknął szyby, coś w środku domu wybuchło, powodując, że caluki stał już w płomieniach. Wszedłem do samochodu i odjechaliśmy od tego przeklętego miejsca. Pierwszy raz naprawdę poczułem się wolny.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Nie wiedziałem co czuć w tej chwili. Radość? Ulgę? Zadowolenie? Smutek? Nie odpuszczałem do siebie myśli, że może być to kolejna iluzja, halucynacja. Teraz na pewno wiedziałem, że w końcu się udało. Udało się! Wydostaliśmy się i byliśmy - prawie - cali.<br />
<br />
<div style="text-align: right;">
<u><i><b>Koniec.</b></i></u></div>
<div style="text-align: right;">
<u><i><b><br /></b></i></u></div>
...................................................................................................................................................................<br />
<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Liczę na Waszą opinię na temat ostatniego rozdziału mojego opowiadania. Mam nadzieję, że spełnił Wasze oczekiwania. Choć mnie do końca nie zadowala. :/<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Jak już wiecie, mam zamiar napisać jeszcze jedno opowiadanie. Napiszcie w komentarzu swój numer GG, e- mai lub nazwę z TT, jeśli chcecie otrzymać link do nowego bloga, jeśli w końcu powstanie.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Pozdrawiam Was wszystkich i dziękuję tym, którzy przeczytali opowiadanie od początku do końca! :)<br />
Julia_1Dhttp://www.blogger.com/profile/15313019691657018824noreply@blogger.com7tag:blogger.com,1999:blog-8863446850539043787.post-37404932853317582202013-02-19T06:31:00.001-08:002013-02-20T15:51:23.109-08:00Rozdział XI<span style="font-size: small;"> <b>*Zayn*</b></span><br />
<br />
<span style="font-size: small;"> Już myślałem, że właśnie tutaj skończy się moje życie, że właśnie tak umrę; zabijany przez ducha, wpatrując się w swoje odbicie, które staje się coraz koszmarniejsze. Nie miałem już krzty nadziei, wiedziałem, że nie ma już wyjścia. Dzielnie znosiłem zadawany mi ból, choć miałem ochotę krzyczeć, histerycznie płakać, wyrywać się, bić i kopać. Jadnak po co to? I tak nie mogę.<br /> Gdy już stałem tak, bez skóry na obu rękach i torsie - oko dzięki Bogu mi oszczędził, przecież muszę jakoś widzieć swą śmierć - obraz rozmazał się, a po chwili całkowicie zniknął. Byłem pewien, że umieram, jednak los miał dla mnie wielką niespodziankę. <br /> Poczułem, że leżę na czymś zimnym, i w tej sekundzie wiara powróciła. Otworzyłem delikatnie oczy, piekły mnie cholernie, tak jakby jeszcze od słonej wody morza, było ciemno, ale poczułem obecność Bonnie. Wymacałem ją rękoma i mocno do siebie przytuliłem.<br />- Jesteś - wyszeptała płacząc.<br /> Ręce i tors wciąż mocno bolały, delikatnie drżącą dłonią dotknąłem miejsca na ręce, gdzie powinny być rany, lecz ze szczęściem stwierdziłem, że nic tam nie ma. Powtórzyłem to na drugiej ręce i na torsie, i tam również nic nie było.<br /> Do pokoju wpadli Louis i Liam, drzwi z hukiem uderzyły o ścianę, a Bonnie ze strachu aż podskoczyła. Stanąłem na nogi i podbiegłem do nich, tuląc obu na raz. <br />- Myślałem, że ze mną koniec... - wyszeptałem, patrząc na nich.<br />- Jest dobrze, stary. Jest dobrze - Louis poklepał mnie po plecach.<br />Wyszedłem z pomieszczenia wraz z Bonnie i rozejrzałem się dookoła - kogoś brakowało.<br />- Gdzie Niall?<br />- Niall? Przecież tu b - urwał, uświadamiając sobie, że Irlandczyka nie ma w pomieszczeniu. <br />- Gdzie on jest? Harry, gdzie Niall? - Liam podbiegł do leżącego Harrego i potrząsał nim. Mój lokaty brat nie wyglądał za dobrze, był wykończony. <br />- Nie mam pojęcia, jeszcze minute temu siedział w koncie i się wydzierał. - Zakrył oczy ręką, pewnie powstrzymując łzy. Obawiam się, że kompletnie stracił rozum, możliwości panowania nad sobą i swoimi emocjami, nie wspominając już o logicznym myśleniu. Ale nie ma co się dziwić...<br /> Po swojej prawej dostrzegłem długie betonowe schody, a na ich końcu małe drzwiczki. W mgnieniu oka się przy nich znalazłem i nacisnąłem na klamkę drzwi, szczerze nie licząc na żadną reakcje. Drzwi jednak otworzyły się z piskiem, a ja wytrzeszczając oczy popatrzyłem na resztę.<br />- Może tędy wyszedł - zasugerowałem.<br />- Chodźcie. Lou pomóż mi podnieść Harrego. - Liam od razu wziął się do akcji. - Musimy jak najszybciej znaleźć Nialla i się stąd wydostać, póki to możliwe. <br /> Wciąłem Bonnie za rękę i wyszliśmy, równocześnie wchodząc do jednego z hotelowych pokoi. Na dworze panował świt, do pokoju wpadały nikłe ilości światła, ale mimo to dało się coś zobaczyć. Otworzyłem drzwi z pokoju, i te również były otwarte, wypuszczając nas na korytarz.<br />- Zostawimy tutaj Harrego. - Zaczął Liam, wchodząc na korytarz. - Ktoś z nim zostanie, a reszta będzie szukała Nialla. Ktoś chętny?<br />- Ja z nim zostanę - uniosła lekko rękę Bonnie, spoglądając na Harrego. Usiadła obok niego i pogłaskała go lekko po ręce, dodając mu otuchy.<br /> Uśmiechnąłem się delikatnie, gdyż nigdy nie było mi dane widzieć jej tak słodkiej i opiekuńczej. Zawsze kryła się za maską egoizmu i arogancji, ale i tak wszyscy ją lubili. Teraz pokazywała prawdziwą siebie i bardzo lubiłem tą dziewczynę, którą starała się za wszelką cenę ukryć, zakochałem się w niej jeszcze bardziej.<br /> Z myśli wyciągnął mnie Liam, który klepnął mnie w ramie, każąc mi się ruszyć.<br />- Uważajcie wszyscy na siebie, jak co to krzyczcie ile tylko macie sił. Gdy znajdziecie Nialla to przyjdźcie z nim tu. - Poinstruował nas Liam.<br /> Pocałowałem szybko Bonnie, ponieważ bałem się, że może znów mi się coś stać i że się znów nie zobaczymy.<br />- Uważaj na siebie i Harrego, ok? Kocham Cię - ucałowałem na szybko jej czoło i odbiegłem.<br /> Udałem się w dół, do recepcji. Tam ostatni raz byliśmy i może Niall udał się właśnie tam. Na dole znajdowała się również kuchnia, a z tym głodomorem nigdy nic nie wiadomo.<br /> Na dole nie było żywej duszy - bądź i nieżywej. Szedłem powolnym krokiem, dokładnie się rozglądając i wsłuchując w każdy najcichszy szmer. W końcu dotarłem do kuchni, a stamtąd przeszedłem do jadalni. Nic, null, zero, nada. Ani śladu Nialla.<br /> Przypomniałem sobie o swoich rękach i szybko na nie spojrzałem, były jedynie zaczerwienione, nic więcej. Wciąż miałem przed oczami te okropne sceny, a gardło i płuca nieźle dawały mi w kość. Miałem dość, miałem tego wszystkiego kurewsko dość. Nie rozumiałem jak takie coś w ogóle może być realne.<br /> Przeszedłem cały dół, ostrożnie zaglądałem do każdych znajdujących się tu pomieszczeń, jednak nigdzie nie było naszego blondasa. Bałem się o niego, pewnie coś mu się akurat teraz działo, pewnie cierpiał, a najgorsze jest to, ze gdyby wyszedł z tej halucynacji, to nie będzie nas obok niego. Było mi go okropnie żal, ponieważ był zawsze taki kochany, uśmiechnięty i wesoły. Był strasznie wrażliwy, przez co czasem wydawał mi się bezbronny jak mały chłopczyk. <br /> Na myśl o nim serce mnie zakuło. Z żalem wróciłem na górę. Przycupnąłem obok Bonnie i pokiwałem głową, starając się nie rozpłakać. <br />- Znajdzie się, nie bój się, będzie dobrze. - Położyła głowę na moim ramieniu, tuląc się do mnie. <br />- Nie będzie dobrze. Coś czuję, że go tu nie ma. Coś jest nie tak... Dlaczego nagle nas wypuścili? Coś tu nie gra, to jakiś podstęp, czy coś. A Niall...obawiam się, że go nie znajdziemy - przygryzłem policzek od wewnątrz, nie widząc już co robić.<br /> Po jakimś czasie doszedł do nas Louis, równie załamany jak ja. Kilka minut później Liam.<br />- To niemożliwe. On musi gdzieś być. Musimy go znaleźć...Nie ruszę się bez niego. - Liam chodził w te i we w te, kręcąc głową. - Przeszukaliście dokładnie każdy pokój? Każdy kąt? W szafkach, pod nimi, pod krzesłami, stołami, albo nawet w lodówce?<br />- Liam...nie ma go - rzekłem cicho.<br />- Nie, nie. To niemożliwe. Musi gdzieś być.<br />- Nie pójdziemy bez niego. Będziemy co chwile na nowo go szukać, aż w końcu się znajdzie. Nie pójdziemy bez niego, Liam. Przecież wiesz, że byśmy go nie zostawili. Nikogo byśmy nie zostawili. - W końcu odezwał się Louis, który był cały czas wyjątkowo cicho. - Harry? W porządku? Trzymaj się, stary, słyszysz? - Podszedł do swojego najlepszego przyjaciela i usiadł obok niego. <br />- Nie ruszymy się bez Nialla. - Powtórzył Harry, po czym chwilkę się zastanowił. - Ostatnio mówił, że duch mu pomógł, że to on powiedział mu, jak wydostać się z piwnicy. Może i tym razem jest z tym duchem? Może...może oddał swoje życie za nas? - Ożywił się. - Nie wydaje wam się dziwne, że teraz nagle swobodnie możemy przemieszczać się po całym domu, bez żadnych zakłóceń? Bez straszenia? Wydaje mi się, że Niall ma coś z tym wspólnego. Gdy on zniknął, Zayn i Bonnie wyszli z pokoju. Sami pomyślcie.<br /> Jednak się myliłem co do tego, że Harremu odebrano logiczne myślenie. Jako jedyny wpadł na coś takiego, i jako jedyny zauważył te dość istotne rzeczy.<br />- Myślisz, że...że... on nie- nie... - Liamowi nie chciało to słowo przejść przez gardło.<br />- Nie żyje. To dość możliwe... - wyszeptał ze smutkiem Harry. <br /> Wtedy poczułem coś wilgotnego pod dłonią, którą trzymałem na podłodze. Spojrzałem na to miejsce i dostrzegłem wodę. <br />- Łooo! - Niemal odskoczyłem od podłogi, stając na równe nogi. <br />- Co jest? - Zdziwił się Lou.<br />- Woda... leci z wszystkich pokoi! - wskazałem palcem na powstające kałuże.<br /> Otworzyłem pierwsze lepsze drzwi i wszedłem do środka. Woda wyleciała wtedy na korytarz, mocząc mnie przy tym aż po kolana. Woda lała się z kranu z umywalki, z prysznicu i z wanny, próbowałem to jakoś powstrzymać, ale nie dało rady.<br />- Musimy się stąd zmywać. Nie mogę zakręcić wody.<br />Wody robiło się coraz więcej i więcej, mimo tego, że spływała na dół. <br />- Chodźcie na strych! Tam woda nie powinna tak szybko sięgnąć - zaproponowałem.<br />- Utopimy się. - Harry nie wyglądał na przekonanego.<br />- Wolisz uciec? Bez Nialla? Żeby to on się tutaj utopił sam? - Zdenerwowała mnie postawa Harrego. Wszyscy za jednego, jeden za wszystkich - ta zasada działała u nas od początku.<br />- A ty wolisz się tutaj utopić? Nialla już nie ma, rozumiesz? Nie ma go! Nie ryzykujmy. <br />- Odejdź, bo zrobię ci krzywdę... Dopiero co mówiliście, że bez niego się nie ruszycie, a teraz chcecie wiać jak tchórze? Zostawić go? Może się gdzieś kryje i błaga o pomoc!<br />- Spokojnie.. - Bonnie podeszła do mnie i położyła mi dłonie na twarzy, bym na nią spojrzał. - Harry ma rację. Musimy się ratować...<br /> Wyrwałem się w jej objęć i ruszyłem w stronę strychu. Po chwili zatrzymałem się i spojrzałem na nich.<br />- Jesteście największymi egoistami, jakich w życiu spotkałem. - Po tych słowach spojrzałem na Liama. - Idziesz?<br /> Pokiwał głową i ruszył za mną. Wiedziałem, że on Nialla na pewno nie zostawi, nigdy. Serce mi pękało, gdy rozstawałem się z Bonnie, ale blondas był moim przyjacielem od kilku lat, Bonnie była moją ukochaną od kilku dni. Oczywiście, że wybrałem Nialla, choć bolało to nieziemsko.<br />- Uważajcie na siebie. - Zawołała za nami Bonnie, załamującym się głosem. - Pamiętaj, że cię kocham!- Chyba nie miała mi tego za złe. Wierzyła, że może nam się udać. Nie robiła niepotrzebnych scenek, bo wiedziała ile dla nas znaczy Niall.<br /> Reszta zeszła na dół, my z Liamem uparcie szliśmy na strych. Los jednak uwielbia płatać nam figle, ponieważ tam gdzie powinny być schody na strych, była jedynie ściana z obrazem schodów. Zdezorientowany spojrzałem na Liama, ten w tym czasie zrobił to samo.<br />- Niemożliwe.. - dotknąłem dłonią ściany. Była prawdziwa. <br /> Wtedy dotarło do mnie, że to co Harry mówił było prawdą. Uwolnili nas...nie chcą byśmy tutaj dłużej byli. Niall nas uratował, co do tego to nie miałem cienia wątpliwości. <br /> Wtem znikąd na obrazie przedstawiającym schody, pojawiła się woda. Ciekła powoli po schodach, a na ich końcu, jak i końcu obrazu, wylewała się na podłogę tuż obok naszych stóp. Było to przerażające. Woda lała się coraz szybciej i w coraz większych ilościach.<br />- To nie ma sensu, zwiewamy - powiedziałem do Liama, odciągając go od obrazka, z którego teraz woda lała się jak z wodospadu, sięgając nam już po kolana. Zaczęliśmy biec ile sił w nogach. Na końcu korytarza wody było mniej, więc łatwiej się biegło. Na schodach spotkaliśmy resztę. Obejrzałem się za siebie, wielka fala goniła nas, była coraz bliżej.<br />- Szybciej! - Ponagliłem ich, biorąc Bonnie za rękę i ciągnąć w stronę wyjścia. Gdy zatrzasnęliśmy za sobą drzwi, usłyszeliśmy jak fala uderza w drzwi. Serce biło mi jak szalone, byłem zawiedziony, bo nie udało nam się uratować Nialla.<br /> Podbiegłem do okna, by spojrzeć do środka - było sucho, ani kropelki wody. Wkurzony próbowałem otworzyć drzwi, lecz te nie chciały popuścić.<br />- Co robisz? - Zapytała Bonnie.<br />- Jest sucho! Nie ma żadnej wody, nic! Musimy się tam dostać z powrotem.</span><br />
<span style="font-size: small;"><br /></span><span style="font-size: small;"> <b> *Niall*</b></span><br />
<br />
<span style="font-size: small;"> Czego nikt nie wiedział - poza mną i duchami oczywiście - to to, że jest tu schowany jeden pokój, w którym właśnie się znajdowałem. Krył się tuż przy recepcji za regałem z książkami. Co jak co, ale kreatywnością zbytnio się nie wykazali, każdy głupek mógł się domyśleć gdzie znaleźć taki pokój. <br /> Warunki były przeciętne: małe pomieszczenie, z sufitu zwisała mała lampka, która nijak oświetlała pomieszczenie, w rogu stała stara brązowa kanapa, jedną z ścian zakrywały drewniane szafki, na ścianach pokrytych beżową tapetą w jakieś wzorki były również jakieś lampki, które dawały na tyle światła, by móc wszystko dookoła zobaczyć. Z westchnieniem usiadłem na kanapie, nie wiedząc co ze sobą zrobić.<br />Jak to się teraz skończy?<br />Czy uda mi się zwiać?<br />Co robić?<br /> W głowie rozmyślałem nad wieloma możliwościami, lecz nie miałem do końca pewności, ze któryś plan wypali. Nie wiedziałem co ze mną będzie jeśli nie uda mi się uciec. Bałem się o tym pomyśleć.<br /> Siedziałem tak już bardzo długo, słyszałem wszystko co działo się poza pomieszczeniem. Serce mi się łamało, gdy słyszałem jak Zayn chodził niedaleko i mnie szukał. Łzy ściekały ciurkiem po moich policzkach, ale robiłem to dla nich, nie mogłem się ujawnić. <br /> Później pojawiła się obok Juliet, spojrzałem na nią z wyrzutem.<br />- Zrób coś w końcu! Niech stąd wyjdą! <br /> Niecierpliwiłem się, ale cóż się dziwić. Chciałem by byli jak najdalej stąd, jak najdalej od tego przeklętego miejsca. Gdy po jakieś chwili usłyszałem jak zwiewają, schowałem twarz w dłoniach. Było mi ciężko, naprawdę cholernie ciężko. <br />- I już. - Rzekła Juliet ze spokojem, z uśmieszkiem. Och, ale miałem ochotę wymazać jej ten uśmiech z twarzy.<br /> Siedziałem tak ze wzrokiem wbitym w drzwi. Starałem się nie myśleć o moich planach, bo kto wie? Może potrafią czytać w myślach? Postanowiłem ignorować ją, aż się mną znudzi.<br />- Wiesz dlaczego chciałam żebyś został? <br /> Nie odpowiedziałem.<br />- Nie wiesz jak to jest przez setki lat tkwić tutaj jako duch... Czułam się samotna.<br /> Jej szczerość mnie zaskoczyła. Spojrzałem na nią, nie kryjąc zdziwienia. <br />- I co? Ja mam to zmienić, tak? Wiesz, że kiedyś się zestarzeje? Umrę? - Nie chciałem zmięknąć, dlatego przyjąłem obojętną postawę, której zamierzałem się trzymać.<br />- Będziemy na zawsze ze sobą.<br /> Serce podskoczyło mi do gardła, ale nie dałem tego po sobie poznać.<br />- Nie lepiej jak mnie zabijesz?<br />- Po co? Nie chce tego robić...i nie mogę. Nie jesteś związany z tym domem. Nawet jeśli tutaj umrzesz w taki sposób, nie będziemy mogli być razem. Musi to być śmierć naturalna.- Zbliżyła się do mnie, zmniejszając dzielącą nas przestrzeń, a ja pragnąłem ją od razu zwiększyć, ale nie miałem jak.<br />- Jak ty to sobie wyobrażasz? Będziesz mnie więzić w tym pokoju? Potrzebuję trochę cywilizacji, normalnych warunków do życia, w innym bądź razie zwariuję. - Starałem się za wszelką cenę ciągnąć temat, bo podejrzewałem co Juliet chce zrobić. Nasz ostatni pocałunek był dziwny, na początku wręcz obrzydliwy, ale jednak magiczny. <br />- Nic ci nie będzie... <br /> Patrzyłem na nią: wyglądała pięknie. Gdybym nie wiedział, ze to duch, to wcale bym się nie domyślił. Wyglądała zwyczajnie, jak normalny człowiek. Może jej wizja wcale nie była taka zła?<br /> Od razu odgoniłem od siebie te myśli. Nie chce spędzić reszty życia w domu pełnym duchów.<br />- A co z resztą? Jeśli oni mnie zabiją? Twoje siostry nie są zbyt sympatyczne...za facetami też nie przepadają.<br />- O nich się nie martw. Nie mają do ciebie dostępu.<br /> Rozmyślałem co to może znaczyć, lecz nie miałem pojęcia. Może...rzuciła na nich jakieś zaklęcie? Nie, to durne. Nie zamierzałem dalej z nią dyskutować, więc znów odwróciłem wzrok na drzwi i patrzyłem w nie, czekając na odpowiedni moment by zwiać.<br /> Poczułem jej delikatną, miękką dłoń na policzku, co wydawało się kompletnie sprzeczne z naturą. Była duchem, nie powinna móc mnie nawet dotknąć, powinna znikać za ścianami, latać w powietrzu i robić wszystkie duchopodobne dźwięki. Widocznie moje wyobrażenie o duchach było błędne.<br /> Juliet odwróciła moją twarz w swoją stronę. Patrzyłem w jej oczy; były bez wyrazu. Zbliżyła swą twarz bliżej mojej, a ja wiedziałem, że to ta chwila - chwila, by zwiać. Zanim jednak zdążyłem się podnieść, ona usiadła na mnie okrakiem łącząc nasze usta w głębokim pocałunku. Pierw przeszedł mnie dreszcz obrzydzenia, bo mimo iż była bardzo urodziwa, to wciąż była czymś paranormalnym, nieżywym. Jej pocałunek jednak wydawał się kompletnym przeciwieństwem - był aż za żywy. Nawet jeśli bym chciał (a co było naprawdę dziwne - nie chciałem), nie dałbym rady teraz się jej wyrwać, trzymała mnie w żelaznym uścisku.<br /> Moje dłonie powędrowały na jej smukłą, idealną talię. Wodziłem rękoma po jej zimnych plecach, równocześnie odwzajemniając jej dziki pocałunek. Była pełna zapału, kipiała pożądaniem, a mnie wydawało się, że daje mi część swoich emocji i zachcianek. Pragnąłem jej. Karciłem się za to w myślach, ale ciało odmówiło posłuszeństwa, robiło co chciało - a chciało Juliet. Nie potrafiłem nad sobą zapanować.<br /> Juliet szybko pozbyła się mojej koszulki i przejechała swoimi lodowatymi opuszkami palców po moim torsie, przez co przeszedł mnie kolejny dreszcz, tym razem z podniecenia. Ustami powędrowała na moją szyję, by udostępnić jej ją całą, głowę odchyliłem lekko w bok. Z moich ust wydostało się westchnienie rozkoszy. Walczyłem ze swoim ciałem, jednak nie chciało współpracować. <br /> Dotarło do mnie, że mimo tylu przyjaciół również byłem samotny, brakowało mi takich rozkosznych uniesień. W głębi duszy pragnąłem teraz zrobić to z Juliet, jednak rozum głośno mówił mi, że to błąd. <br /> Dłońmi tym razem skierowałem się w dół - do ud, by móc chwycić koniec jej sukienki i jednym szybkim i zgrabnym ruchem ściągnąć ją z niej, odkrywając jej blade ciało. Nie miała na sobie stanika, ponieważ sukienka była tak wyszyta, by pełnić również funkcje biustonosza.<br /> Naparłem na dziewczynę, zmuszając ją, by położyła się na kanape. Zrobiła to, nie odrywając naszych ust, i ciągnąc mnie za sobą. Uniosłem się lekko i ująłem delikatnie jej dłonie, które ułożyłem tak, by spoczywały na moim torsie. Nie chciałem, by mnie ściskała, była nienaturalnie silna, nie wypuściłaby mnie. Była jednak tak podniecona, tak targało nią pożądanie, że zapomniała, iż w każdej chwili mogę uciec. Wykorzystałem to.<br /> W sekundę podniosłem się i pobiegłem do drzwi, na które musiałem mocno naprzeć, by się otwarły. Usłyszałem wściekły krzyk dziewczyny, ale nie przejmowałem się tym. <br /> Drzwi wejściowe były zamknięte, po drugiej stronie słyszałem, jak chłopcy walczą, by je otworzyć. Przez to wszystko całkiem o nich zapomniałem. Nie mogą wejść tutaj z powrotem. Odszedłem od drzwi, zamierzając poszukać jakiegoś innego wyjścia. Gdy się obróciłem, za mną stała wściekła Juliet. Dzięki temu, że ściągnąłem z niej sukienkę zyskałem nieco na czasie, ponieważ jak podejrzewałem: zanim zaczęła mnie ścigać, ubrała kiecke. Ominąłem ją i biegiem udałem się do kuchni. Tam poszukałem noża i włożyłem go do kieszeni spodni, pewny, ze później mi się przyda, po czym biegiem ruszyłem dalej, szukając jakiegoś wyjścia. <br /> Juliet pojawiała się ciągle przede mną, ja za każdym razem ją omijałem. Trwało to dość długo, znalazłem się znów przy drzwiach frontowych. Usiadłem na schody i poczekałem na Juliet. Zjawiła się po sekundzie.<br />- Myślisz, że mi uciekniesz? - Zadrwiła.<br />- Nie. Chciałem cię tylko rozzłościć. <br /> Oczywiście, że chciałem uciec, ale co miałem innego powiedzieć. Juliet przez to wściekła się jeszcze bardziej, lecz opanowała emocje i uniosła lekko brew uśmiechając się łobuzersko.<br /> Przed oczami zrobiło mi się ciemno, po czym znalazłem się w jakimś nieznanym mi miejscu. Ściany były zrujnowane, w każdej musiała być przynajmniej jedna dziura, tapety zdarte tak, że ukazywały gołe czerwone cegły. Podłoga była drewniana. Nie, to nie była podłoga. To był tak jakby most, przejście na następną stronę. Spojrzałem w dół, miałem wrażenie, że ściany odsuwają się ode mnie ukazując mi głębokie morze czerni, a mostek zwęża w wąskie przejście. Mogłem spaść gdybym nie był ostrożny. <br /> Delikatnie i spokojnie stawiałem kolejne kroki, mostek mimo to chwiał się niebezpiecznie na boki. Po drugiej stronie mostu był stały grunt, postanowiłem przebiec ten niewielki dystans. Gdy zacząłem biec most chwiał się jeszcze bardziej, lecz byłem już dość blisko końca. W ostatniej chwili spadłem. Mój krzyk odbił się echem o puste ściany.<br /> To nie był jednak mój koniec. Spadłem w ciemność, jednak po chwili stałem już w lekko oświetlonym pomieszczeniu. Po ciele spływały mi lodowate krople potu, ręce mocno drżały. Bałem się. Z ciemnego rogu ktoś ruszył w moją stronę, odruchowo zacząłem cofać się w tył. Gdy postać stanęła pod jedną z lamp i przez to mogłem dostrzec kim jest, włosy stanęły mi dęba na całym ciele. To był Liam.<br />- Liam? - Szepnąłem. - Liam, co ty tu robisz?! Miało was tutaj nie być..jak weszliście do domu? Znów was dopadli.. - Pokiwałem głową, żałując, że moje poświęcenie poszło na marne. Podszedłem do Liama i go przytuliłem. On jednak stał bez ruchu jak głaz. Zdziwiłem się.<br /> Zanim zdążyłem jakoś zareagować na fałszywego Liama, ten przywalił mi pięścią w brzuch. Skuliłem się z jękiem. Nie mogłem uwierzyć, że byłem takim idiotą i naprawdę pomyślałem, że to mój przyjaciel. <br /> Liam zadawał kolejne ciosy, każdy był trafny. Krew pociekła mi z nosa, po tym jak z pięści oberwałem w sam jego środek. Słyszałem jak pęka mi kość.<br />- Przestań!<br /> Chciałem się bronić, lecz ciężko było by mi kiedykolwiek uderzyć Liama, nawet jeśli teraz to nie był on, ale wyglądał dokładnie tak samo. Dla mnie to tak jakbym bił tego prawdziwego.<br /> Odsunąłem się spory kawałek, ale Liam był szybszy. Co chwila obrywałem pięściami to po twarzy, to po żebrach, to po brzuchu. Krew lała mi się nawet z ust. Nie wytrzymałem i uderzyłem go pięścią w twarz najmocniej jak potrafiłem. Zatoczył się w tył, jednak nic chyba nie poczuł. Bez najmniejszego wysiłku rzucił mną o pobliską ścianę. Bolała mnie każda część ciała, ciężko łapałem powietrze, a krew wciąż lała się i lała. Przypomniałem sobie, że w kieszeni schowałem nóż, wyciągnąłem go drżącą dłonią. <br /> Gdy Liam tylko do mnie podszedł wbiłem go głęboko, aż do rękojeści w jego klatkę piersiową. Otworzył szeroko oczy i wydobył z gardła cichy jęk. Łzy zaczęły spływać mi z oczu. To było straszne. Zabijałem Liama. Zabiłem go.<br /> Zamknąłem oczy, by nie musieć na to patrzeć i zadałem kolejny cios. Poczułem jak pada na kolana. Zrobiłem kolejny cios.<br /> Zabiłem Liama. Zabiłem go - powtarzałem wciąż w głowie. <br /> Był to najgorszy dzień w moim życiu. Te przeżycie już na zawsze mnie odmieni, wiem to. Musiałem patrzeć na śmierć przyjaciela, na śmierć którą ja mu zafundowałem.<br /> Gdy otworzyłem oczy znajdowałem się znów na schodach w domku, a naprzeciwko mnie stała Juliet uśmiechając się do mnie.<br />- Będziesz tak karany za każdy wybryk. Za każdy! Rozumiesz?<br />- Oczywiście - rzekłem beznamiętnie.<br /> Wyciągnąłem z kieszeni nóż i wbiłem go sobie głęboko w brzuch. Nie zastanawiałem się nad tym co robię. To był mój plan awaryjny od samego początku. Widziałem jak śliczną twarz Juliet wykrzywia gniew. Po chwili zniknęła, a do domu wtargnęli Zayn i Liam. Ciągle mój mózg odtwarzał chwilę w której go zabijałem. Nie mogłem tego znieść. Chłopcy krzyczeli coś do mnie, nic jednak nie słyszałem. W uszach szumiała mi krew. Ciało bezwładnie opadło na podłogę. Widziałem jeszcze przez chwilkę, jak chłopcy próbują mnie ratować, jak próbują gdziekolwiek się dodzwonić, jak ich twarze pokryte są bólem. Ja już będę miał spokój. Egoistyczne nastawienie, wiem.<br /><br />............................................................................................................................................................<br /> Oto przedostatni rozdział. Jak się podoba? :)</span><br />
<span style="font-size: small;">Wybaczcie mi, że akurat trafiło na Nialla.</span><br />
<span style="font-size: small;"><br /> Liczę na komentarze z Waszą opinią, kochani! Bo to one za każdym razem motywują mnie do kontynuacji opowiadania. Dziękuję Wam za to!</span><br />
<span style="font-size: small;"><br /> Przy okazji dziękuję za wszystkie nominacje do Libster Award, ale ja niestety nie mam tyle czasu, żeby odpowiadać na pytania i tym podobne. Ale doceniam to, jestem wdzięczna i ślicznie dziękuję :) xx</span><br />
<span style="font-size: small;"><span lang="P"></span></span>Julia_1Dhttp://www.blogger.com/profile/15313019691657018824noreply@blogger.com8tag:blogger.com,1999:blog-8863446850539043787.post-75390598944861146412013-02-07T09:18:00.004-08:002013-02-07T09:18:58.312-08:00Rozdział X<div style="text-align: center;">
<b>*Zayn*</b></div>
<br />- Bonnie! Kochanie, jesteś tam?! - waliłem pięścią w drzwi, by uświadomić jej, że jestem po drugiej stronie.<br />- Zayn! Boże, Zayn, pomóż mi! - usłyszałem załamujący się głos Bonnie. Serce zaczęło mi szybciej bić, gdy miałem pewność że żyje.<br />Próbowałem na różne możliwe sposoby otworzyć te cholerne drzwi, chłopcy mi pomagali, jednak nic z tego. <br />- Bonnie, spróbuj otworzyć drzwi - twarz dociskałem do lodowatego drewna, by móc lepiej ją słyszeć. Jej głos brzmiał lepiej niż niejedna melodia. Cieszyłem się, że ją odnaleźliśmy.<br />- Nie mogę. Jestem przywiązana!<br />Pokręciłem głową pełen gniewu. Szybkim krokiem ruszyłem na koniec pokoju, stając na przeciwko drzwi pokoju w którym znajduje się Bonnie. Biorąc rozbieg miałem zamiar uderzyć ramieniem w drzwi, lecz te, gdy dzieliło mnie od nich kilka centymetrów, otworzyły się, a ja zataczając się do przodu, wpadłem do pomieszczenia. Drzwi w sekundzie się za mną zamknęły, odrywając mnie od reszty zespołu.<br />- Zayn!<br />Głos Bonnie przepełniało szczęście, nadzieja. Pomieszczenie było pozbawione jakiegokolwiek źródła światła, więc było ciemno. Jak zawsze. Kierowałem się głosem ukochanej, więc szybko do niej dotarłem. <br />- Jesteś cała? - zapytałem odwiązując jej dłonie. - Nic ci nie jest? - Gdy tylko udało mi się ją uwolnić, moje dłonie spoczęły na jej policzkach, a usta połączyły się z jej w głębokim pocałunku. - Bałem się. Tak strasznie się o ciebie bałem... - wyszeptałem cicho, czując, jak łzy cisną mi się do oczodołów.<br />- Odnalazłeś mnie... dziękuję ci - powiedziała, tuląc się do mnie.<br />- Nie ruszylibyśmy się bez ciebie, wiesz przecież. - Jako odpowiedź poczułem ino, jak kiwa potwierdzająco głową. Poczułem też, że dziewczyna drży, i po chwili zorientowałem się, że jest rozebrana. Oderwałem się od niej ściągając bluzę i koszulkę. Podałem jej obie części garderoby, a ona w sekunde je ubrała. Usłyszałem ciche "dziękuję".<br />Mimo, że byliśmy już razem, wiedziałem, że to nie koniec. Musieliśmy się stąd wydostać, a to pewnie nie będzie łatwe. Podniosłem się, ciągnąc Bonnie za sobą.<br />- Jak się stąd wydostaniemy? - zapytała Bonnie.<br />- Jakoś na pewno. Nie ma innego wyjścia. Musimy się stąd wydostać. Musimy.<br />Od samego początku mego wtargnięcia do tego pokoju, chłopcy próbowali otworzyć drzwi, które nie dały za wygraną. Teraz i ja chciałem spróbować. Wiadomo, ze moje wysiłki poszły na marne. Byłem bardzo blisko załamania się. Nie miałem już sił na dalszą walkę, lecz nie mogłem się poddać. <br />Przeraźliwy krzyk Bonnie wbił mi się w uszy,powodując, że w pół sekundy obróciłem się w jej stronę. Nie wierzyłem własnym oczom. Stałem nad wielką przepaścią. Nade mną szalała woda z oceanu. Chmury były szare, deszcz lał jak z cebra, co chwila w oddali było widać niebieskie pioruny. Kolejny krzyk Bonnie. Wychyliłem się, by móc spojrzeć w dół. Kolana się nade mną ugięły, gdy zobaczyłem Bonnie walczącą o życie w szalejącej wodzie. Chciałem ją uratować, jednak nie potrafiłem pływać, nie zdołałbym jej ocalić. Walczyłem sam ze sobą. Byłem przemoczony do szpiku kości, deszcz lał mi się do oczu, uszu i do otwartej buzi z której wydobył się krzyk. Nie myślałem o tym długo, po prostu się podniosłem i skoczyłem. <br />Uderzyłem nogami w taflę wody, zanurzając się w nią głębiej i głębiej. W końcu w pewnej chwili się zatrzymałem i mogłem wypłynąć na powierzchnię. Trwało to wieczność, płuca mnie paliły, potrzebowałem powietrza. Machając nogami i rękami w wszystkie strony udało mi się wydostać głowę z wody i wziąć głęboki oddech. Niestety nie było mi dane nacieszyć się powietrzem, gdyż wielka fala zakryła mnie, spychając znów w głąb oceanu. Woda dostała mi się do gardła. Nie wiedziałem co mam robić, zacząłem panicznie wymachiwać rękoma, próbując znów się dostać na górę. To był koszmar. Nawet osoba umiejąca pływać nie dałaby sobie rady. Nie myślałem wtedy o niczym, tylko o tym, by mieć powietrze w płucach. <br />Udało mi się znów pojawić na powierzchni i łapczywie łapiąc powietrze, rozejrzałem się dookoła, starając się jakoś utrzymać na powierzchni. Woda się uspokoiła, lekko falowała w te i we w te, ciemne chmury zniknęły, deszcz nie padał. Byłem zdezorientowany, rozglądałem się za lądem, lecz nie było go w zasięgu mojego wzroku. Bonnie również nigdzie nie było.<br />- Zayn! - Gwałtowanie obróciłem się w stronę z której dochodził wrzask i zdołałem ujrzeć tylko dłoń ukochanej. Od razu popłynąłem w tamtą stronę. Starałem się jak mogłem, nie chciałem utonąć. Wiedziałem, że będę musiał zanurkować, lecz chciałem też jak najdłużej łapać oddech. W pewnej chwili nie miałem wyjścia i musiałem zanurkować. Pierw z całych sił starałem się, by utrzymać się na górze, teraz zostałem zmuszony, by kierować się w dół. <br />Nie myślałem już o sobie. Myślałem o tym, że muszę uratować Bonnie, a to pomagało. Widziałem jej ciało, spływające powoli na dno oceanu. Nie ważne jak bardzo się starałem - nie mogłem jej dosięgnąć. To tak jakby w pewnej chwili ktoś zaczął ciągnąć ją, oddalając ją ode mnie i każąc mi płynąć jak najgłębiej. Potrzebowałem powietrza, ale nie zważałem na piekące płuca, na ten niesamowity ból. Pragnąłem tylko uratować Bonnie. <br />Po chwili ból stał się nieznośny, nie dało się go zignorować. Zdałem sobie natomiast sprawę z tego, że jestem już za głęboko, że powrót zająłby już za dużo czasu i bym się udusił. Był to jednak normalny, ludzki odruch - chciałem teraz ratować siebie. Zawróciłem i film mi się urwał. <br />Stałem w pokoju pełnym luster. Wszędzie wokół mnie widziałem swoje odbicie. Przyjrzałem się sobie i ze zdziwieniem stwierdziłem, iż wyglądałem normalnie - zero oznak zmęczenia, cierpienia i tego typu rzeczy. Skupiłem wzrok na jednym odbiciu, było...inne. Niby to ja - niby nie. W pewnym momencie moje odbicie zaczęło się zmieniać: włosy zaczęły siwieć, na twarzy pojawiły się zmarszczki, plecy się zgarbiły, ciało wyglądało jak rodzynek. Przerażony spoglądałem w lustro, później przeniosłem wzrok na swoje ręce, które wyglądały tak samo. Cały się trząsłem, łzy spływały mi po policzkach. Może wydawać się to niczym wielkim, jednak dla mnie był to koszmar. Nie chciałem tego.<br /> Znów skupiłem się na odbiciu, które wyglądało jak wcześniej - jak młody piękny Zayn. Nie miałem odwagi sprawdzać tego na sobie. Moje odbicie uśmiechnęło się do mnie chytrze, przez co serce podskoczyło mi do gardła. Obawiałem się, że zaraz zwymiotuję. Nie mogłem już oderwać od niego wzroku, mimo starań. Miałem na niego patrzeć, tego właśnie chcieli. Zayn w lustrze wciąż patrząc mi w oczy, pięścią rozbił lustro, które stało obok. Poczułem piekący ból w swojej dłoni. Jak to możliwe, że to co robi moje odbicie, dzieje się i mnie? Miałem wrażenie, że znajduje się w dennym horrorze. <br />Zayn w lustrze wyciągnął wielki odłamek z dłoni, jednak tylko ja dałem oznaki bólu, on nawet nie drgnął, wciąż się do mnie uśmiechał. Przyłorzył ostre szkło do ręki, wbił je głęboko w skórę i zaczął robić kreski, chyba coś pisząc. Zacisnąłem pięści, czując jak ręka mnie piecze, a krew delikatnie spływa w dół. Me odbicie uniosło rękę w górę, pokazując, co napisał, a było to krzywe "Bonnie". Pokręcił głową, krzywiąc się z pogardą i wbił szkło w jedną z linni, które przed chwilą wyciął i pociągnął mocno w dół, odrywając mi tym samym skórę. Krzyknąłem z bólu, zaciskjąc pięści jeszcze mocniej. Tylko tyle mogłem zrobić, ponieważ nie mogłem się ruszyć, oderwać od niego wzroku.<br />Zrozumiałem o co im chodzi. Znają wszystkie moje słabości, wszystkie lęki i wady, i starają się wykorzystać je przeciwko mnie. Doskonale zdają sobie sprawę z tego, że jestem próżny i najchętniej spoglądam w lustro, więc każą mi patrzeć w me odbicie, które się starzeje, a później na moje cierpienie, a na końcu śmierć.<br /> Mam patrzeć jak umieram...<br />- Skończ! Przestań! Błagam... Daj mi spokój, do kurwy!! - Krzyczałem z bólu. <br />Moje odbicie żwawo wbijało odłamek lustra w swoją - moją skórę, sprawiając mi przy tym ostry, nie do wytrzymania ból. Powoli obdzierał mnie ze skóry, zaczynał na rękach, a kontynuował na nagim torsie. Moje nogi nie miały sił utrzymywać ciężaru mego ciała, w normalnym przypadku padłbym, na kolana, ale coś mi to uniemożliwiało, musiałem stać. Stałem więc i patrzyłem na obnażone ze skóry ręce, a widok ten był paskudny, najchętniej wymazałbym to na zawsze z pamięci, najchętniej straciłbym wzrok.<br />Jak na komendę Zayn w lustrze skierował zakrwawiony odłamek do mojego oka.<br />- Nie! Nienienienie! Kurwa, nie! - Szarpałem się, próbowałem zamknąć oczy, uniknąć ciosu, cokolwiek - nic z tego.<br />Skierowałem wzrok na mój zmasakrowany tors: jego prawa część była calutka pokryta krwią, nie było chociażby skrawka normalnej, czystej skóry. <br />Mój oddech był przyśpieszony i płytki, z trudem go łapałem. Bicie mojego serca mogłem słyszeć nawet teraz, gdy głośno jęczałem. <br />Kiedy to się skończy?<br />Kiedy w końcu umrę?<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<b>*Niall*</b></div>
<br />
-Juliet! Błagam cię...pojaw się! - To było chyba jedyne wyjście, musiałem poprosić ją o pomoc. Raz mi pomogła, może drugi raz zrobi to samo.<br />Chłopcy walczyli z drzwiami z pomieszczenia w którym przebywał Zayn i Bonnie. Głośne krzyki Zayna nie wróżyły niczego dobrego, nie mieliśmy wiele czasu. Mógł umrzeć.<br />Zrezygnowany stałem w kącie pokoju, już od dłuższego czasu próbując przywołać do siebie ducha. Wiedziałem, że tylko ona może to zakończyć.<br />Ocierając się o ścianę przyklęknąłem, ponownie wybuchając płaczem. Nikt z nas nie miał już na nic sił, byliśmy wykończeni psychicznie i fizycznie. Jestem najwrażliwszy z wszystkich, więc moja psychika już wysiadała.<br />Zrobiło mi się ciemno przed oczami, w pierwszej sekundzie pomyślałem, że tracę przytomność, jednak przede mną pojawiła się Juliet. Podniosłem się, przymrużając oczy, gdyż jasność jej postaci mocno raziła w oczy.<br />- Pomóż nam! Proszę cię, niech się to skończy... <br />- Chcę coś w zamian. - Pierwszy raz przemawiała do mnie w normalny, ludzki sposób, czyli poruszając ustami, a dźwięki wydobywały się z jej gardła, nie z niewiadomo skąd.<br />- Co? Co chcesz? <br />- Coś od ciebie...nic wielkiego... - Podeszła do mnie, uśmiechając się niewinnie.<br />To nie mogło skończyć się dobrze.<br />- Mów co chcesz, czekam! - Zniecierpliwiony ponagliłem ją, ponieważ zdawałem sobie sprawę z tego, że z Zaynem jest coraz gorzej.<br />- Wypuszczę twoich przyjaciół, ale ty zostaniesz.<br />- Że co?! Ja mam zostać?! Ale po co...dlaczego...ja.. - Nie wiedziałem co mam jej odpowiedzieć, jej prośba zbiła mnie z tropu. Po jaką cholerę mam tutaj zostać? Żeby na mnie mogli się wyżywać? Musiałem to zrobić. Musiałem się zgodzić. Może będzie dla mnie jeszcze szansa.. - Ok. Zostanę. A teraz ich uwolnij.<br />Wiadomo, że nie chciałem zostać, ale nie zostało mi nic innego jak się poświęcić. Chłopcy zrobiliby to samo dla mnie, jestem pewien. Kocham ich, dlatego chcę, żeby nie musieli już cierpieć, choć dla mnie oznaczało to niekończące się katusze.<br /><br />................................................................................................................................................<br />I oto nowy rozdział. Mam nadzieję, że się spodoba. :)<br />Boje się, że zmieniam się w psychopatę, bo to nie jest normalne co ja piszę, haha.<br />Jak już wspomniałam kiedyś, opowiadanie zmierza ku końcowi, może napiszę jeszcze z jeden - dwa rozdziały. I tu mam coś dla Was, daję Wam wybór: Historia ma skończyć się happy endem, bądź nieco tragicznie?<br />Piszcie w komentarzach co wolicie, a ja napisze zakończenie, które wybierzecie.<br />Pozdrawiam! :)<br /><br /><br />Julia_1Dhttp://www.blogger.com/profile/15313019691657018824noreply@blogger.com10tag:blogger.com,1999:blog-8863446850539043787.post-4223260902426860722012-12-09T06:51:00.000-08:002012-12-09T06:51:01.590-08:00Rozdział IX<div style="text-align: center;">
<b> *Bonnie*</b></div>
<br />
Zanim otworzyłam oczy miałam nadzieję, że obudzę się w ramionach Zayna, szczęśliwa i bezpieczna. Tak jednak nie było i zdałam sobie z tego sprawę już po odzyskaniu przytomności. Otworzyłam powoli oczy, jednak nie mogłam nic zobaczyć, było za ciemno. Serce biło mi jak szalone i łzy pojawiły mi się w oczach. Dlaczego nam się to przydarzyło? <br />
- Zayn? - zapytałam, jednak gardło miałam zaschnięte, więc z moich ust wydobył się szept. Odchrząknęłam i powtórzyłam próbę. Nikt nie odpowiedział. - Chłopcy?... Niall? - bezsensownie wymieniałam imię każdego przyjaciela. Wiedziałam, że ich tutaj nie ma, ale nie wiedziałam co innego mogę robić. <br />
Najwyższy czas podnieść się z podłogi i próbować jakoś wydostać. Gdy lekko sie poruszyłam, przygotowałam, by wstać, zorientowałam się, że ręce mam związane. Szarpnęłam mocno rękami, ale nie mogłam ich wydostać. Z mojego gardła wydobył się cichy szloch. Co ja teraz zrobię? <br />
Z daleka, tak jakby z innego pokoju doszedł do mnie głos Zayna. Zaczęłam się wydzierać jak głupia, lecz mnie nie słyszał. Wsłuchałam się w słowa mojego ukochanego... tak, tak mogę to ująć. Kocham go. Umilkłam, starając się usłyszeć co mówi. Ciężko było, ponieważ głos dochodził z daleka, słabo było słychać.<br />
Serce po prostu mi pękło, gdy zrozumiałam co mówił. Nie chciałam w to wierzyć. <br />
<i>Pierdolić ją. Zależy wam na niej? Mi nie. Najważniejsze, żebyśmy teraz się stąd wydostali, nie będę ryzykował dla niej życia. </i><br />
Jeszcze gorsze niż to, że jestem tutaj uwięziona, były jego słowa. Zaczęłam wrzeszczeć, by wyrzucić z siebie gniew. Miałam ochotę w coś uderzyć, a najlepiej w tą jego cholernie idealną twarz. Miałam ochotę płakać. Miałam ochotę uciec. Miałam ochotę usunąć go z pamięci. <br />
<i>Kochaniutka, nie martw się. Jestem przy tobie, słońce. </i><br />
Wybiło mnie to z tropu. Uspokoiłam się i umilkłam, wciąż jednak głośno dyszałam. Nie był to głos Zayna. Nie był to też głos żadnego innego znajomego mi mężczyzny. Ten głos brzmiał naprawdę staro, obrzydliwie i chypkowato. Myślałam, że jak facet ma chrypę to jest to nawet seksowne, ale to teraz nie miało w sobie niczego pozytywnego. Zastanowiłam się nad jego słowami. "Jestem przy tobie" czy to ma znaczyć, że jest gdzieś tutaj? W tej ciemności? Przestraszyłam się jak nigdy dotąd. <br />
Poczułam lodowatą dłoń na swoich bosych stopach, kierowała się w górę, po nogach, aż do ud. Dopiero teraz zorientowałam się, że pozbyli mnie większości ubrań. Byłam w samej bieliźnie. Przerażona tym dotykiem, przymknęłam mocno oczy i przygryzłam wargę, by stłumić pisk. Ten dotyk wcale nie można było porównać z dotykiem Zayna - delikatnym, czułym, ciepłym. Ten był lodowaty, natarczywy, zły. <br />
<i>Uciekłaś mi...ale teraz mam cię z powrotem...i nie pozwolę ci teraz zwiać. </i><br />
Krople potu spadały mi z czubka głowy na moje nagie nogi. Nawet nie wiedziałam kiedy zaczęłam tak się pocić, ale teraz to nieważne. chciałam odsunąć nogi, ale trzymał je, bardzo mocno. <br />
- Zayn! - mimo tego, że bardzo mnie bolało wypowiadanie tego imienia, musiałam to zrobić. Nie wierzyłam w to co usłyszałam. To po prostu nie mógł być on. <br />
<i>Oj, słoneczko...on ci nie pomoże. Nie słyszałaś? Nie zależy mu na takiej ślicznej, drobnej, bezsilnej, małej...Ethel. </i><br />
- N- nie jestem Ethel! - wargi drżały mi ze strachu, głos się załamywał. <br />
Jako odpowiedź usłyszałam tylko głośny, przeraźliwy śmiech. Później znów ruszył dłonią wyżej. Sunął nią aż do krocza, a mnie przeszły ciarki. Bynajmniej nie z przyjemności. <br />
- Zostaw mnie ty stary zboczeńcu! - szarpałam się, ale to nic nie dało, mocno mnie przytrzymywał. <br />
Wciąż nie otwierałam oczu, bo i tak nic bym nie widziała, a tak to chociaż trochę mogłam powstrzymywać łzy. Na całym ciele pojawiła mi się gęsia skórka, mimo tego, że było mi cholernie gorąco. <br />
<i>Oddałaś się takiemu...bydlakowi...więc, słoneczko, możesz oddać się i mnie. </i><br />
Jęknęłam głośno, bo nie chciałam dopuszczać do siebie takiej myśli. Zostać zgwałcona przez ducha? To nie może być możliwe. Nie może... <br />
- Bydlakowi? To ty jesteś bydlakiem. Ty gwałciłeś swoje dzieci! Ty,skurwysynie! <br />
Ścisnął mocno moje nogi, wbił mi palce w skórę. Mogę się założyć, że już mam w tym miejscu siniaki. Od razu pożałowałam, że w ogóle się odezwałam. Teraz był wściekły, na pewno będzie brutalny. <br />
Tak jakby na potwierdzenie moich słów, poczułam szarpnięcie, golutkimi plecami szurałam po lodowatej i brudnej podłodze, przysunął mnie do siebie. Nie wiem skąd, ale nagle w mojej głowie pojawiła się pewna myśl. Rozszerzyłam nogi. Przecież takich zboczeńcy jara strach ofiary. Może gdy nie będę się stawiać... Nie zawahałam się ani chwili, byłam pewna, że to zadziała. <br />
Puścił moje nogi, nie czułam już jego lodowatej skóry. Przez sekundę myślałam, że mi się udało, jednak chwilę później mocno chwycił mnie za włosy, ciągnąc w górę. Czułam jego oddech przy moim uchu. <br />
<i>Nie ze mną takie sztuczki, słoneczko.... </i><br />
Słyszałam jego głos, jednak nie wydobywał się z jego ust, tak było cały czas. <br />
Wiem, że się boisz. Czuję to. Ale nie obawiaj się, maleńka... <br />
Jego głos był tak straszny, że ciarki automatycznie przeszywały moje ciało. Chciałam błagać go o litość, błagać o to, żeby mnie zostawił. Miałam jednak swoją godność, tą cholerną dumę, którą nawet w takich sytuacjach nie chciałam stracić. Puścił moje włosy, a moja głowa mocno upadła na ziemię. <br />
Mój mózg pracował na najwyższych obrotach, co chwilę miałam nowy pomysł, jak uciec, ale żaden nie zdał się jak na razie. Teraz miałam nowy, ale nie zdążyłam porządnie nad tym się zastanowić, bo poczułam jego dłoń na mojej szyi, kierującą się w dół, po obojczyku. Sparaliżowana wstrzymałam oddech. Mogłam teraz tylko wsłuchiwać się w bicie swojego serca, bo było je słychać tak głośno, choćby ktoś grał na bębnie tuż przy moich uszach. <br />
Obrzydzenie we mnie wzrastało z każdym jego ruchem na moim ciele. Zsunął mi stanik, odkrywając piersi. Ujął je, a ja zaczęłam wrzeszczeć. <br />
- Juliet! Juliet! - Może mi pomoże... - Mamo! - dodałam już zrezygnowana. <br />
Błyskawicznie ściągnął ze mnie łapska, tak jakby ktoś go ode mnie odciągnął. Otworzyłam oczy, pierwszy raz od tych kilkunastu minut. Mimo iż było cholernie ciemno, mogłam dostrzec białą postać...a raczej białą sukienkę jakieś postaci. Uśmiechnęłam się. Pomogła mi. <br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<b>*Zayn*</b></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
Nie było przy mnie Bonnie, co doprowadzało mnie do szału. Cholernie się o nią bałem, modliłem się, by nic jej się nie stało. Chciałem być przy niej, by ją bronić. <br />
Nie odzywałem się ani słowem, zrozpaczony tą rozłąką. Nie mogłem racjonalnie myśleć, w głowie miałem tylko "Bonnie". I nawet jak Harry i Niall zostali zaatakowani, ja nie mogłem zbyt wiele zrobić. Pomagałem jak tylko mogłem, ale wciąż myślami byłem gdzieś indziej. <br />
Błagam cię, Bonnie, trzymaj się. <br />
Wiedziałem, że nie da się pomóc chłopakom, więc usiadłem w kącie i zacząłem szlochać. Nie przeżywałem tego co moi - prawie - bracia, ale też cierpiałem. Może wydawać się to głupie, ale tak było. Byłem wykończony, tyle że psychicznie. Nawet jeśli teraz mnie zaatakowałby ktokolwiek, nie wiem czy jakoś szczególnie bym na to zareagował. <br />
Tak jakbym się o to prosił, oślepił mnie biały blask, który pojawił mi się przed oczyma. Stanąłem na równe nogi, a serce zaczęło mi mocno walić. Rozglądałem sie po całym pomieszczeniu, ale widziałem tylko czerń i białe plamki, które miałem przed oczami dzięki temu show z blaskami. Zirytowany przetarłem dłońmi oczy. <br />
- No chodź, kurwa. Co się kryjesz? - Nie wiem czy ino grałem takiego twardziela, czy naprawdę byłem taki głupi. Po prostu wyrwały mi się te słowa z ust. <br />
<i>Śpieszy ci się gdzieś? </i><br />
Usłyszałem ten drwiąc ze mnie dziewczęcy i przede wszystkim dziecięcy głos. Był wszędzie, nie dało się dokładnie stwierdzić skąd pochodzi. Obracałem się w koło,szukając...sam z resztą nie wiem czego szukałem w tych ciemnościach. <br />
- Tak, śpieszy. Może wreszcie będziesz tak miła i raczysz mi się pokazać. Tchórzysz? - starałem się o taki sam ton głosu - arogancki, drwiący, sarkastyczny. <br />
Pojawiła się we mnie taka adrenalina, że sam byłem w szoku. Zastąpiła mi po prostu strach, ogromny strach. Stałem tak, gotów na wszystko. <br />
- No, dalej, dzieciaku. Nie będę bawił się z tobą w chowanego. - Wypatrywałem jej, ale nic nie mogłem dostrzec. <br />
<i>Nie bądź taki wredny...chyba, że nie chcesz zobaczyć znów swej ukochanej...?</i><br />
- Gdzie ona jest? Co wyście z nią zrobili? - znalazła mój słaby punkt. <br />
<i>Ja jej nic nie zrobiłam, starałam się jej nawet pomóc.</i><br />
- To bądź tak miła i pomóż tym razem mnie. Chcę się stąd wydostać, i to natychmiast! Pokażesz mi gdzie jest Bonnie i sprawa załatwiona! - Moja cierpliwość się kończyła. Zresztą, czy ja kiedykolwiek miałem cierpliwość? <br />
Mała, drobna dziewczynka stanęła przede mną. Sięgała mi do klatki piersiowej. Popatrzałem na nią unosząc brwi, patrzyłem na nią z politowaniem.<br />
- Ha, myślisz, że będę bał się takiej dziewczynki? Mogłaś już zostać w ukryciu, wydawałaś się wtedy str... - nie zdołałem dokończyć tego zdania, gdyż potworny ból przeszył moje ciało. Popatrzyłem na dziewczynę - uśmiechała się łobuzersko.<br />
<i>Lepiej licz się ze słowami. Chcę pomóc Bonnie, ale na pewno nie tobie.</i><br />
Ból ustąpił, na szczęście. Teraz mogłem wyobrazić sobie cierpienia moich przyjaciół. <br />
- Dlaczego?! Powiedz mi dlaczego! Przecież my wam nic złego nie zrobiliśmy...nic - starałem się o łagodny ton głosu. Mimo tego, że byłem cholernie wkurzony, wyszło mi to.<br />
<i>Oszczędź sobie. </i><br />
Zniknęła.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<b>*Niall*</b></div>
<br />
Starałem się uspokoić. Nie słyszałem już głosu Harrego, jednak mój mózg wciąż powtarzał jego wrzaski. Uniosłem powoli głowę, bo usłyszałem coś przy sobie. To była Juliet. Wpatrywałem się w nią nie wiedząc co robić, po tym jak mnie pocałowała, naprawdę namąciła mi w głowie. <br />
<i>Wstań.</i><br />
Jej głos brzmiał ostro, jednak nie miałem zamiaru wykonywać jej poleceń. Zrobiłem kamienną twarz. Ani nie drgnąłem.<br />
<i>Powiedziałam: wstań!</i><br />
- Dlaczego miałbym to zrobić? -zapytałem beznamiętnie.<br />
Chcesz się stąd wydostać, ty nędzna istoto?!<br />
Podniosłem się, wciąż zachowując kamienny wyraz twarzy. W głowie miałem tysiące scenariuszy naszej dalszej rozmowy. Czy rzuci mną o sufit tym razem? A może wgniecie w ziemie? Wziąłem głęboki oddech.<br />
<i>Nad tobą są drzwi. Daje wam 3 minuty na wydostanie się. Bonnie jest niedaleko.</i><br />
Tego się nie spodziewałem. Tak jakby wróciłem znów do realnego świata, słyszałem chłopaków, słyszałem ich przyśpieszony oddechy, ich szlochy i jęki. Ucieszyłem się, że znów mam z nimi kontakt. <br />
- Hej! Wstawajcie! Drzwi są gdzieś na suficie! Nade mną! Ktoś musi mnie podnieść! - Gadałem tak szybko, że gdybym sam siebie słuchał, to pewnie nic bym nie zrozumiał. Chłopcy jednak przyzwyczaili się do mojego gadania, i już ktoś pojawił się obok mnie.<br />
- Co ty bredzisz? Skąd wiesz? - Liam.<br />
- Nie mamy czasu, żeby ci to teraz tłumaczyć. Podejdź bliżej. - Wymachiwałem dłońmi, by go chwycić, a gdy się zbliżył przyciągnąłem go do siebie i bez żadnych ostrzeżeń wszedłem mu na plecy, a później na ramiona. - Trzymaj mnie!<br />
Będąc na ramionach Liama, bez problemu mogłem sięgnąć sufitu. I rzeczywiście, wyczułem pod palcami jakieś masywne drewno, musiała to być jakaś klapa, która się otwiera. Pchnąłem ją, ale nawet nie drgnęła.<br />
- Nie chce się otworzyć! - ryknąłem.<br />
- Pomogę ci! Zayn! - Był to Louis. Wspiął się na plecy Zayna i wspólnymi siłami pchaliśmy drzwiczki. Podejrzewam, że coś na nich leżało, ale udało nam się je otworzyć. <br />
Do pomieszczenia wpadło jasne światło. Wspiąłem się na górę i pomogłem również wyjść Louisowi.<br />
- Idźcie po Harrego! - ponagliłem ich. <br />
Harry nie wyglądał dobrze. Był wykończony, ledwo oddychał, ale udało nam się go wyciągnąć. Zaraz po nim Liam, a na końcu Zayn. Sekundę po tym, jak padną na ziemie tuż przy nas, klapa zamknęła się z wielkim hukiem. Udało nam się.<br />
Pomieszczenie to było niewielkie, oświetlone małą, ledwo świecącą lampą na suficie. Ale nawet ta niewielka ilość światła dawała mi nadzieję i radość. Znów mogłem ujrzeć swych braci, i drzwi, które znajdowały się na końcu pomieszczenia. Tam musiała być Bonnie. Podbiegłem do nich, lecz były zamknięte.<br />
<br />
<br />
............................................................................................................................................................<br />
<b><br /></b>
<b>Przepraszam Was, że musieliście tyle czekać. W dodatku rozdział też nie powala na kolana...ach :( </b><br />
<b>Powoli zbliżam się do końca opowieści. Będą może jeszcze z 2 rozdziały, ale już mam pomysł na nową opowieść, będzie równie niebanalna jak ta. Mam nadzieję, że będziecie czytać. Pozdrawiam xx</b><br />
<br />
<br />
<br />Julia_1Dhttp://www.blogger.com/profile/15313019691657018824noreply@blogger.com15tag:blogger.com,1999:blog-8863446850539043787.post-9675728414707446292012-11-04T11:08:00.000-08:002012-11-04T11:08:01.690-08:00Rozdział VIII<div style="text-align: center;">
<b>*Harry*</b></div>
<br /> Do łazienki wparował Louis z Liamem. Uniosłem lekko głowę, by na nich spojrzeć, odetchnąłem głośno i usiłowałem się podnieść. Nie poszło tak źle, chociaż dłoń strasznie bolała. Bez słów wyszedłem z łazienki i w zdrową rękę chwyciłem swój plecak.<br />- Nie będę czekał, aż Niall lepiej się poczuje, nie będę czekał, aż samochód będzie naprawiony i, kurde, nie będę nawet na was czekał, jeśli teraz ze mną nie pójdziecie - mój głos był dziwnie spokojny.<br />- Ale trzeba pierw zrobić coś z twoją ręką. Zaczekaj, mam bandaż w swoim plecaku - Louis zaczął grzebać w kieszonce z plecaka.<br />- Do cholery jasnej! Nie obchodzi mnie teraz moja ręka, rozumiesz?! - obróciłem się w stronę drzwi i wyszedłem.<br />- Harry zaczekaj! - ryknął Liam. - Pójdę po resztę - powiedział prawdopodobnie do Louisa, ale nie obchodziło mnie to. Zszedłem na dół, minąłem portiernie i chwyciłem klamkę od drzwi, gdy nagle usłyszałem kogoś za sobą. Obróciłem się. Stała przede mną właścicielka tego przeklętego hotelu. Instynktownie odsunąłem się od niej.<br />- Już się zbieracie? Nie zostaniecie jeszcze na obiad? - zapytała z fałszywym uśmiechem na twarzy. Miałem ochotę przywalić jej i zmazać ten uśmieszek raz na zawsze.<br /> Zmrużyłem oczy i podszedłem do niej, tak blisko, jak tylko się dało. Była o wiele niższa ode mnie, więc schyliłem się nieco, by móc spojrzeć jej w oczy. Włączył się we mnie agresor.<br />- Ty tępa, stara krowo - wypowiedziałem te słowa powoli, wyraźnie - Jak myślisz, że spędzę w tym domu chociażby minute dłużej i dam się katować twoim zdechłym córeczkom, to się grubo mylisz. <br />- Ależ Harry... - uniosła rękę, by dotknąć mojej twarzy, ale w ostatniej chwili ją strąciłem. Uśmiechnęła się jedynie słodko i już chciała kontynuować, ale jej przerwałem.<br />- Nie dotykaj mnie, bo cię połamię - wysyczałem.<br /> Jeszcze nigdy nie zachowywałem się tak agresywnie i to jeszcze w stosunku do kobiety. Ale te dwa dni tutaj mnie zmieniły. Nie było mi za to wstyd, nie czułem wstrętu do siebie, nie czułem nic.<br />
W tej chwili wszyscy, jeden za drugim, zeszli po schodach i skierowali swój wzrok na mnie. Popatrzyłem na każdego po kolei. Niall wyglądał już lepiej, twardo stał na nogach.<br /> Nacisnąłem na klamkę i pchnąłem drzwi, które oczywiście się nie otworzyły.<br />- Otwieraj - rzuciłem do babki. - Otwieraj te cholerne drzwi, do kurwy! - wydarłem się, kopiąc drzwi i stając znów przed nią, gotów, by zrobić jej krzywdę.<br /> Reszta zdążyła zebrać się już obok mnie. Myślałem, że będą mnie uspokajać, odciągać od staruszki, ale się myliłem. Zayn pchał i kopał drzwi; Louis i Liam próbowali otwierać okna; Niall stanął obok mnie.<br />- Liczę do pięciu. Jak przez ten czas nas nie wypuścisz, to przysięgam na Boga, że wezmę te gwoździe, które wyrzygałem i powbijam ci je w oczy - głos Nialla był zimny, nieznoszący sprzeciwu. Nigdy nie miałem zaszczytu poznać tej strony Nialla, na szczęście. - Jeden... - Zayn odsunął się spory kawałek od drzwi, wziął rozbieg i z całej siły pchnął ramieniem drzwi. - Dwa... - Louis wziął drewniane, masywne krzesło i rzucił nim w szybę. - Trzy... - Liam zrobił to samo, jednak wziął coś cięższego. - Cztery... - Niall zazgrzytał zębami, zaciskając mocno pięści. - Pięć - ogarnął mnie spokój. <br /> Nawet nie poczułem jak upadam na ziemię. Po prostu poczułem się senny...<br /><br />
<div style="text-align: center;">
<b>*Niall*</b></div>
<div style="text-align: center;">
<b><br /></b></div>
W chwili, w której po prostu chciałem udusić tą starą mendę, padłem. Padłem na ziemię, zasypiając.<br /> Teraz otworzyłem oczy i nie wiedziłem nic. Otarzała mnie czerń nic więcej. Leżałem na zimnej podłodze, a gdy lekko się uniosłem, poczułem straszny ból w głowie. Przyłożyłem dłoń do czoła, krzywiąc się.<br />- Liam? - wyszeptałem, będąc już w pozycji półleżącej. - Harry? - po chwili dodałem zrezygnowany: - Zayn? Bonnie? Lou?<br /> Przełknąłem głośno ślinę. Miałem nadzieję, że po chwili będę choć troszeczkę widział w tej ciemności, ale nic z tego. Musiał być to jakiś pokój bez okien, lub innych źródeł światła.<br /> Klęknąłem, macając rękami podłogę, może ktoś leży obok mnie i jeszcze śpi. Po chwili poczułem coś pod dłońmi i w pierwszej chwili nieco się zawahałem, gdyż mogło to być wszystko - trup, jakieś szczątki zwierząt, albo coś zagrażającego moje życie. Odegnałem od siebie te myśli i powoli posunąłem dłonią po czyimś ciele. Na pewno było to ciało, ponieważ wyczułem delikatny materiał, najprawdopodobniej była to bluzka. Już pewniej skierowałem dłonie na twarz tej osoby, chciałem w ten sposób ją poznać. Długi prosty nos, loczki - Harry.<br />- Harry - potrząsłem nim. - Harry obudź się - drgnął.<br />- E...c-co jest? - powiedział niewyraźnie.<br />- Harry, kurwa, obudź się. Jesteśmy gdzieś uwięzieni...<br />- Niall? To ty? Do cholery jasnej, nic nie widzę! - powiedział już głośniej, najwyraźniej już się przebudził.<br />- Wybraź sobie, że ja ciebie też nie widzę. - w tym momencie do głowy przyła mi myśl, że może nas oślepili, zrobili coś z oczami. Odruchowo dotknąłem swoich oczu. Gałki oczne były, oczy zbytnio nie bolały, więc jest chyba okay.<br /> Chyba Harry usiadł, bo poczułem na policzku czyjś oddech. Modliłem się, by to był jego.<br />- Gdzie reszta? - zapytał, co dowiodło, że naprawdę usiadł i to jego oddech muska mój policzek.<br />
- Nie wiem, przed chwilą się obudziłem i potem znalazłem ciebie. Chodź poszukamy ich...<br /> Nie chciałem wstawać na nogi, bo mogłem kogoś podeptać, niechcący skrzywdzić, więc wciąż klęcząc wodziłem dłońmi po podłodze. Nie miałem pojęcia w jakim kierunku zmierzam, ta ciemność była przerażająca.<br />- Louis? - powiedział Harry, chyba go znalazł. - Louis, wstawaj stary!<br /> Postanowiłem nie skupiać się na nich, tylko na poszukiwaniach. Ból w głowie uniemożliwiał koncentracje, ale starałem się z całych sił ignorować ten ból. <br />- W sumie to po co się tak męczyć i szukać każdego po kolei? Nie lepiej ryknąć i obudzić wszystkich na raz? - usłyszałem głos Harrego.<br />- Czyś ty oszalał?! Nie mogą wiedzieć, że się obudziliśmy, bo Bóg wie co nam zrobią. Szukaj i nie marudź - mówiłem szeptem, ale w takiej ciszy nawet to wydawało się strasznie głośne.<br /> Napotkałem dłońmi na coś masywnego, najwyraźniej kolejne ciało. Potrząsnąłem nim, już nie wnikając kto to jest. Ale musiał to być albo Zayn albo Liam, bo ciałsko było ciężkie.<br /> Po chwili usłyszałem jak Zayn szepce, żeby dać mu spokój, bo chce spać. Gdybyśmy nie znajdowali się w tak poważnej, śmiertelnej sytuacji to wybuchnąłbym śmiechem. Teraz nie było mi do śmiechu.<br />- Zayn, idioto! - wysyczałem. - My tu będziemy umierać, a ty spać chcesz?<br /> Chyba doszło do niego w końcu co się dzieje, bo gwałtownie się podniósł przywalają mi przy okazji czołem w nos. <br />- Fuck! - tylko tyle byłem w stanie powiedzieć. Krew zaczęła lać się z nosa, więc musiałem przyłożyć dłoń i jakoś to zatamować. - Zabije cię.<br />- Przepraszam, Niall, w porzątku? Gdzie jesteś? - poszułem jego dłoń na kolanie.<br />- No tutaj... -wyszeptałem, czując jak krew wpływa mi w usta. - Ale mnie załatwiłeś.<br />- Sorry... gdzie jest Bonnie?! - wypowiedział to tak gwałtownie, że aż drgnąłem.<br /> Ściągnąłem z siebie bluzę, by wytrzeć nią krew, poza tym było tutaj cholernie gorąco, że pot aż kapał mi z czoła. Zayn chyba poszedł szukać Bonnie, bo nie czułem go już obok siebie. Louis z Harrym znaleźli w między czasie Liama.<br />- Gdzie jest Bonnie? - ponikował Zayn.<br />- Tutaj już nikogo nie ma, przeszukaliśmy każdy centymetr podłogi po tej stronie - odpowiedział mu Harry.<br />- Kurwa, to gdzie ona jest? - wyraźnie było słychać, jak głos mu się załamuje.<br /> Zacząłem szukać z nim, jedną ręką przytrzymywałem bluzę przy nosa, drugą szukałem Bonnie. Nie ma czasu, by się teraz nas sobą użalać. Nie ważne, że wszystko mnie boli. Ważne, żeby się stąd wydostać.<br /> Po dość długiej chwili szukania, nic nie znaleźliśmy. Szukaliśmy w piątkę, ale Bonnie tutaj nie było. Zayn nie skomentował tego ani słowem.<br />- Musieli zamknąć ją w innym pomieszczeniu - stwierdził Liam.<br /> Ten pokój był dość duży, wiedziałem to, mimo tego że nic nie widzę. Gdy nie ściszaliśmy głosów, to nasze słowa powtarzało echo.<br /> Usiadłem pod ścianą, chyba obok Liama. Nos przestał krwawić, ale czułem jak pulsuje, a to sprawiało, że głowa jeszcze mocniej bolała. W dodatku czułem pustkę w żołądku, po prostu mi go wykręcało. Zrobiłbym chyba wszystko, by tylko móc coś zjeść.<br /> Z zamyślenia wyrwał mnie przeraźliwy krzyk Harrego. Nie trwało to nawet sekundy, jak zerwałem się na równe nogi i do niego podbiegłem. Teraz dłonie służyły mi jako oczy, wyczułem, że leży na podłodze, wije się i szlocha.<br />- Harry co się dzieje? Harry słyszysz mnie? - nie słyszał. Był teraz w innym świecie, tak jak ja wcześniej. Nie mogliśmy nic zrobić.<br />- Zostaw mnie! - jego krzyk był tak głośny, że ciężko było powstrzymać się od zasłonięcia uszu. W dodatku było w nim słychać tyle cierpienia, tyle strachu, paniki. Po plecach pociekła mi strużka zimnego potu.<br />- Przytrzymajcie go - powiedział Liam, opanowany, spokojny. Zrobiłem co chciał, przytrzymałem nogę Harrego, gdyż zaczął się wić, kopać, oczywiście musiałem znów dostać. I to nie lekko.<br />
<br />
Reszta dołączyła do nas, każdy z całych sił przytrzymywał potrząsające się ciało Harrego.<br />- Może to jakoś pomoże, wyrwie go z tej halucynacji - rzekł Liam. Zastanowiłem się, czy tak można to nazwać. Halucynacja. W takim razie jet to bardzo realna, brutalna halucynacja.<br /> Pod dłońmi poczułem coś ciepłego. Krew lała się z nogi Harrego. Jak to możliwe, że akurat w tym miejscu, gdzie trzymam swoje dłonie, ktoś go skaleczył? <br />- Jest ranny! - ciężko było przekrzyczeć Harrego. Jego krzyki robiły się coraz głośniejsze.<br /> Siedzieliśmy przed nim wszyscy, bezradni. Wciąż jednak go trzymaliśmy, ale miał tyle siły, że telepotał nami na wszystkie strony. Nie miało to sensu. Puściłem go i zatkałem uszy, nie chcąc słyszeć jego głośnego szlochania. Było to straszne. Osoba tak nam bliska, musiała tak cierpieć, na naszych oczach, a my nie mogliśmy nic zrobić.<br /> Łzy zaczęły pchać mi się do oczodołów. Tak starałem się nie płakać, ale nie mogłem inaczej. Byłem wykończony psychicznie. Teraz mój szloch zlał się z szlochem Harrego.<br /> Poczułem czyjąś dłoń na sobie, jednak nie było to to co myślałem. Pchnęło mną na sam koniec pokoju, walnąłem plecami w ścianę tak mocno, że całe powietrze z płuc mi uciekło. Upadłem na podłogę, ciężko łapiąc powietrze.<br />- Niall! - usłyszałem czyjś krzyk, ale nie mogłem się odezwać, nie mogłem nic powiedzieć. <br /> Kolejne uderzenie, kolejna fala bólu. Przeturlałem się na bok, łapczywie zaciągając się powietrzem. Słyszałem jedynie krzyk Harrego, ale zdawało się, że znajdował się gdzieś bardzo, bardzo daleko. Z trudem podniosłem się na nogi, i rozejrzałem się. Było to bezsensowne, bo wciąż było ciemno. <br /> Mimo panującej tutaj ciemności ujrzałem coś przed oczami, jakaś postać, cała biała, przebiegła mi tuż przed nosem. Obróciłem się w stronę w którą biegła, jednak nic nie dostrzegłem. Za to otrzymałem kolejny szlag, tym razem w głowę. Było w nim tyle siły, że ponownie znalazłem się na podłodze, nosem uderzyłem o twardą podłogę, co spowodowało ponowne krwawienie. Kląłem w myślach z bólu.<br />
Nie miałem zamiaru znów się poddać, więc dzielnie się podniosłem. Krew z nosa spływała mi po twarzy. Nie robiłem z nią nic. Odwróciłem się do tyłu, słysząc czyjś chichot. Przed oczyma miałem drobną, lecz już dorosłą dziewczynę. Była strasznie blada, w dodatku ubrana na biało. Jej postać tak wyłaniała się z czerni, że miałem wrażenie, że świeci, jak księżyc. Im dłużej na nią patrzyło, tym bardziej raziła w oczy. <br />- Z czego, do kurwy, rżysz? - Zawsze miałem problem z przeklinaniem. Nigdy jednak nie zwracałem się tak do kobiety.<br /> To nie jest kobieta, to demon.<br /> Wciąż się śmiała, a we mnie się gotowało. Przywaliłem jej pięścią w twarz, ją to jednak nie poruszyło. Pogłaskała się w miejscu, gdzie dostała, uśmiechając się chytrze. <br /> Nie wiem jakim cudem, ale mój wzrok przykuł łańcuszek na jej szyi. Literka "J". Bonnie mówiła nam wszystkie imiona od dziewczyn zamieszkujących niegdyś ten dom. Skupiłem się chwilkę i sobie przypomniałem. Były dwie: Juliet i Janet. A ponieważ ta druga była najmłodsza, więc ta stojąca przede mną to musiała być Juliet. <br />- Juliet...? - wyszeptałem spoglądając na jej twarz. Ściągnęła brwi, przybliżając się do mnie. Oddaliłem się o kilka kroków.<br />- Juliet, posłuchaj mnie. - plecami naparłem na ścianę, nie mogłem się dalej już ruszyć. - Juliet, uspokój się...ja ci nic - urwałem, ponieważ mnie pocałowała.<br /> Tak pocałowała mnie! Patrzyłem na nią z szeroko otwartymi oczyma. Ona jednak kontynuowała pocałunek, wciskając mi język w gardło. Czy teraz naprawdę będę całował się z trupem...? Z piękną dziewczyną, ale mimo to trupem.<br /> Chyba nie pozostało mi nic innego. Położyła mi dłonie na policzkach i niemal zmusiła, bym odwzajemnił pocałunek. Tak też zrobiem. Było to bardzo dziwne uczucie, obrzydzało mnie to, ale nie mogłem się od niej oderwać, nie pozwalała na to. Z każdą chwilą coraz bardziej wkręcałem się w pocałunek, stawał się normalniejszy, zwykły. Czułem w ustach jednak obrzydliwy smak krwi, nos pewnie wciąż krwawił. <br /> W tej chwili przerażałem sam siebie. Dotarło to do mnie i z całej siły odepchnąłem ją od siebie, a ona zniknęła. Zapragnąłem znów ją zobaczyć, ale tylko dlatego, że mogłem w ogóle coś zobaczyć, nie znosiłem tej ciemności. <br />
Znów usłyszałem krzyki Harrego. Nie ogarniając kompletnie niczego podbiegłem do miejsca, skąd z początku dochodziły te krzyki, jednak nie było go nigdzie. Krzyk otaczał mnie, był wszędzie. Robił się coraz głośniejszy, coraz bardziej nieznośny.<br />
<i>Niall! Niall błagam! Pomóż mi! Błagam...</i><br />
Jego ból był moim bólem, nie mogłem tego znieść. Zacząłem go wołać, jednak nie dostawałem odpowiedzi, wciąż jedynie błagał mnie o uratowanie go. W jego głosie było tyle bólu, ja po prostu nie mogłem tego wytrzymać.<br />
Zacząłem walić pięścią w ścianę, chciałem jakoś odreagować. Na nic się to nie zdało, dlatego przysłoniłem uszy i sam zacząłem się wydzierać w niebo głosy. Nawet nie wiem kiedy mój krzyk ustąpił cichemu szlochaniu. Przez płacz cięzko było złapać mi powietrze. Skuliłem się na ziemi, tak samo jak wtedy na strychu. Zatykałem uszy, broniąc się przed tą falą psychicznego bólu. Harry musiał teraz tak cierpieć, wszyscy musieli, a to tylko przeze mnie! Po co czytałem ten jebany pamiętnik?! - myślałem o tym non stop, w kółko.Julia_1Dhttp://www.blogger.com/profile/15313019691657018824noreply@blogger.com18tag:blogger.com,1999:blog-8863446850539043787.post-26378198401234578482012-10-29T13:40:00.002-07:002012-10-29T13:40:21.790-07:00Rozdział VII<div style="text-align: center;">
<b>*Niall*</b></div>
<br /> Poczułem ucisk na plecach, tracąc równowagę wpadłem do ciemności znajdującej się tuż przy moich nogach. Wymachiwałem nogami i rękami, próbując się stąd wydostać, jednak coś spowalniało moje ruchy. Próbowałem ryknąć, jednak w ustach miałem coś lodowatego, blokowało dojście powietrza do płuc. Dusiłem się. Dopiero po chwili obraz się wyostrzył, tak jak moje zmysły i mogłem stwierdzić gdzie jestem - ze wszystkich stron otaczała mnie lodowata woda. To ją miałem w ustach, to ona powodowała ten niemiłosierny ból w płucach i gardle. <br /> Płynąłem w górę, jednak miałem wrażenie, że przez to tonę coraz głębiej. Płuca mnie piekły, jakbym połknął ogień - zaraz się uduszę.<br /> Coś w błyskawicznym tempie przepłynęło obok mnie, dźgając mnie czymś ostrym w lewe ramię. Ciemnoczerwona krew w mgnieniu oka rozeszła się po całej wodzie. Przycisnąłem dłoń do ramienia, po pierwsze, by pohamować krwawienie, a po drugie po prostu z bólu, jaki w tym miejscu odczuwałem. Nie minęło nawet 5 sekund, a znów poczułem dźgnięcie - tym razem w biodro. Od siły z jaką napastnik wykonał to wcięcie, odrzuciło mnie do tyłu. To wszystko działo się tak szybko, że nie wiedziałem jak na to zareagować, co robić.<br /> Obudziłem się i pierwsze co zrobiłem to łapczywie zaciągnąłem się powietrzem. Wciąż odczuwałem ból. Musiałem odkaszlnąć, dokładnie tak jakbym właśnie zakrztusił się wodą.<br /> Przecież to był tylko sen.<br /> Ciężko dysząc rozejrzałem się po pokoju. Było ciemno, więc pewnie był środek nocy. Liam leżał niedaleko mnie. Tak w ogóle to dlaczego w tym hotelu nie mają osobnych łóżek? Nonsens.<br /> Podniosłem się z łóżka, masując swoją obolałą szyję. Poszedłem do łazienki i tam oblałem twarz zimną wodą, ponieważ pot leciał ciurkiem z mojego czoła. Spojrzałem na siebie w lustrze - nie widziałem w nim Niallera, który zawsze jest wesoły, uśmiechnięty i przede wszystkim wypoczęty. Widziałem w lustrze obcą mi osobę. Niby do mnie podobny - blond włosy, niebieskie oczy, kształt twarzy ten sam. Jednak tamten Niall nie ma worów pod oczami, twarz zmęczoną, wyglądającą na 5 lat starszą niż naprawdę jest. Przecież to nie mogę być ja...<br /> Mój wzrok przykuło moje ramię. Miałem na nim wielką ranę ciągnącą się aż na środek pleców, wyglądało to jak draśnięcie paznokciami, tyle że o wiele głębsze niż to możliwe. Obróciłem ramię do lustra, dokładnie mu się przyglądając. Na oko rany były głębokie na jakieś 2 cm! O dziwo nie leciało z nich za wiele krwi. Przypomniałem sobie nagle o biodrze i szybko na nie spojrzałem - na nim również było pięć ciągnących się linii. <br /> Pokręciłem głową nie wierząc w to co własnie widzę. Przecież ja spałem! To był tylko jakiś cholerny koszmar!<br /> Wybiegłem z łazienki, by obudzić Liama i mu to pokazać. W pokoju zastałem jednak pustkę. Nie było Liama, nie było łóżka, nie było niczego. Tylko cztery puste ściany. Okna i drzwi również zniknęły. Serce pracowało na najwyższych obrotach, czułem jak tętno pulsuje, krew przepływa w żyłach, dłonie zaczęły mi się pocić. Ciężko przełknąłem ślinę, a raczej coś w rodzaju wielkiej, gęstej kluchy. <br /> Wiedziałem co mnie czeka. Nie byłem jednak na to przygotowany i nigdy chyba nie będę. Co teraz mnie czeka? Jaki rodzaj bólu, jaki rodzaj tortur? Ledwo te kilka słów pojawiło mi się w głowie, a już krew zaczęła lecieć z ran na mym ciele. Cholernie bolało, krew była gorąca, jak wrzątek. Ścisnąłem mocno szczękę, by tylko nie krzyczeć. Przecież właśnie tego chcą. Bym krzyczał, błagał o litość... Nic z tego.<br /> Oddychałem szybko, nierównomiere, gdyż ból robił się powli nieznośny. Ściskałem zęby tak mocno, jak tylko mogłem. Samo to przyprawiało mi wiele bólu, ale nie będę krzyczeć. Nie będę. Upadłem w końcu na kolana, paznokcie wbiłem w starą, drewnianą podłogę.<br /> Nie będę krzyczeć.<br /> Ból przeszył me ciało, uczucie jakby porażenie prądem. Dłonie zaczęły mi blednąć, cała krew ze mnie wypływała. Jednak trzymałem się, nie mdlałem, choć już dawno powinienem nie żyć. <br /> Nie chcą mnie zabić, chcą się tylko trochę pobawić. Dobrze, więc niech robią co chcą. Ja jednak tak łatwo już się nie dam. <br /> Ręce zgięły mi się w łokciach. Przymknąłem powieki z których zaczęły lecieć łzy. Ukryłem twarz w rękach, ale nie kładłem się wciąż na podłogę. To byłby znak, że się poddaje. Zęby bolały, nie mogłem dłużej ich ściskać, dlatego wgryzłem się w swoją rękę. Krzyknąłem, jednak to stłumiło dźwięk wydobywający się z mego gardła. Dobrze. Wytrzymaj jeszcze. Dziewczynki nie były jednak głupie, nie poddają się póki i ja się nie poddam. Ból dotknął każdy centymetr mojego ciała. Miałem wrażenie, że obdzierają mnie ze skóry. Z całych sił starałem się nie drzeć się, jak zabijana świnia. Niestety było mi coraz ciężej.<br /> Nagle wzięło mnie na odruch wymiotny. Wszystko z żołądka dźwignęło mi się w górę. Jęknąłem głośno, czując jak coś ostrego przechodzi mi przez gardło. Z moich ust pierw wydobyła się gęsta krew, zaraz potem wypadały ogromne gwoździe, jeden za drugim. Ból był nie do opisania. Z trudnością łapałem powietrze. Moje płuca płonęły, tak jak i skóra. Nie wygram tego, nie ma szans. Będą mnie katowały do upadłego.<br /> Z mojego gardła wydobył się przeraźliwy krzyk. Jakby nie należał do mnie. Padłem plecami na ziemię, dusząc się własną krwią. Krzyczałem, krzyczałem ile się dało. <br />- Skończcie! - Każdy odgłos wydobyty z mojego gardła, kosztował mnie wiele bólu. Nie obchodziło mnie to już. - Błagam!<br /> Przeturlałem się na brzuch, jednak miałem za słabe ręce, by się podnieść. Znów zwymiotowałem gwoździami, tym razem mniejszymi. Nawet jeśli bym chciał już nie odezwę się ani słowem. Jedynie głośno jęczałem, na tyle było mnie stać. Krew lała się z ust, nosa, w uszach mi dzwoniło, więc pewnie stamtąd też wydobywały się strużki krwi. Drżałem na całym ciele, nie, to nie było drżenie, ja po prostu trząsłem się, coś na podobę padaczki. Przed oczami miałem białe i czarne plamki. Łzy boleśnie wypływały z oczu, szlochałem, plując krwią.<br /> Leżałem na podłodze nie mogąc się ruszyć, niczym roślinka. Klatka piersiowa unosiła się lekko, wciągałem w nie tylko odrobinę powietrza- więcej po prostu nie mogłem złapać. Słyszałem cichutki śmiech, tuż przy uchu, ale kogo to już obchodziło? <br /> Otworzyłem powoli powieki, wydawały się cholernie cieżkie. Pierwsze co ujrzałem to przejętego Liama nachylającego się nade mną.<br />- Obudził się! - powiedział do kogoś.<br /> Chciałem otworzyć usta, coś powiedzieć, ale nie wydobyłem z siebie żadnego dźwięku. Liam z Harrym - poznałem po głosie, szeptali coś niezrozumiałego do siebie - wzięli mnie pod ramiona i przenieśli na łóżko. Starałem się im jakoś to uławić, lecz ciało odmawiało posłuszeństwa, tak jakby nie należało do mnie.<br />- Jak się czujesz? - zapytał Harry pełnym troski głosem. <br /> Popatrzałem na niego krzywiąc się lekko. Co za durne pytanie. Jak mógłbym się teraz po tym wszystkim czuć? Dobrze? A może wręcz rewelacyjnie? Ale mój przyjaciel chciał dobrze. <br /> Poczułem, że znów płaczę. Te wszystkie przeżycia naprawdę nieźle zepsuły mi psychikę. W życiu nie byłem tak wykończony. Ale czuję, że to dopiero początek. Jestem tego wręcz pewny. Zrobią wszystko by się na nas odegrać. Za co? Za to co robił im ich skurwiały ojciec. Niestety my musieliśmy oberwać za jego poczynania.<br />- Ch-ch-cę się.... - musiałem się naprawdę wysilić na te kilka słów. Trochę to trwało zanim dokończyłem: - stąd wy-nieść.... <br /> Popatrzeli na mnie, smutek i współczucie mieli wymalowane na twarzy. <br />- Widziałem co się z tobą dzieje, Niall - wyszeptał Liam po dłuższej chwili milczenia. - Pobiegłem szybko po Harrego. Nie wiedziałem co mam robić... To było tak, jakbyś mnie nie widział. Choćbyś był w jakimś innym świecie....<br /> Nie bardzo chciałem tego teraz słuchać. To jak wciskanie palca w świeżo rozciętą ranę. Pokiwałem lekko głową, miałem nadzieję, że zrozumie co chce mu przez to przekazać. Chyba zrozumiał, bo umilkł. Nie miałem ochoty przypominać sobie tego wszystkiego.<br />- Coś czuję, że i mnie znowu się oberwie... - wyszeptał Harry. Wyraźnie było słychać jego strach. <br /><br /><br />
<div style="text-align: center;">
<b>*Harry*</b></div>
<div style="text-align: center;">
<b><br /></b></div>
Widok Nialla tarzającego się po podłodze, krzyczącego i płaczącego z bólu był nie do zniesienia. Obudził resztę zespołu, jednak nie wpuściliśmy do pokoju nikogo. Ciężko było ich odgonić, ale ustapili po jakimś czasie.<br /> Jeszcze bardziej przerażające od Nialla, był fakt, że mnie to też spotka. Nie chciałem tak myśleć, nie chciałem być samolubny, czy coś takiego, ale strach robił swoje. Ostatnio już oberwałem mocniej od niego... następnym razem też może tak być. Jestem tchórzem, cholernym tchórzem. Nienawidziłem siebie za to.<br /> Ogarnęła mnie panika. Po co czytałem ten cholerny pamiętnik?! Wstałem z łóżka na którym leżał półprzytomny Niall. Próbowaliśmy zawiadomić pogotowie, policję, ale do nikogo nie dało się dodzwonić. Te cholerne stwory manipulują wszystkim. Chcą, żebyśmy tutaj zostali.<br /> Drżącymi dłońmi przeczesałem włosy. Uspokój się. Wdech. Wydech. Jeśli się stąd wydostaniemy to z pewnością to się już nie powtórzy. Nie ma szans, nie wydostaniemy się stąd...<br />- Harry, uspokój się. - poczułem dłoń na swoim ramieniu. <br /> Prychnąłem.<br />- Człowieku! Jak ja mam się uspokoić?! Spójrz na Nialla! Jest jedną nogą na drugim świecie! Mnie czeka to samo! - przyłożyłem dłoń do ust, by opanować ich drżenie. <br />- Wydostaniemy się stąd. Nie potrzebne nam auto. Jak tylko Niall poczuje się nieco lepiej, wiejemy stąd! - w jego głosie było słychać strach. <br /> Liam podszedł do drzwi, by je otworzyć, bo ktoś zaczął w nie rąbać jak popaprany. Był to Zayn z całą resztą. Wparowali do pokoju, odpychając na bok Liama.<br />- Co tu się, do kurwy nędzy, dzieje? - zapytał Zayn. <br />- Chcą nas kurwa pozabijać! To się dzieje! - wyparowałem wściekły.<br />- Kto? - zapytała łagodnie Bonnie.<br /> Opowiedzieliśmy wszystko, od początku do końca, z każdym ważnym szczegółem. Nawet Niall z wielką niechęcią i z trudem powiedział, co niedawno przeżył. Wtedy Bonnie opowiedziała nam co powiedziała jej kucharka, i jaki miała sen. Wszystkie nasze przypuszczenia się sprawdziły. Doszliśmy do wniosku, że Elizabeth wraz z siostrami zabiła swego ojca.<br />- Czyli jest tak jak wam mówiłem - wtrącił Liam - to co działo się dziewczynom i później ich ojcu, dzieje się wam - wskazał mnie i Nialla. <br />- Ale...co z gwoździami? Skoro to co mówisz jest prawdą, to te gwoździe też muszą coś oznaczać... - powiedział Niall. Głos powoli rozbił mu się normalny.<br /> Liam uniósł ramię. Oczywiście na to nie znamy odpowiedzi.<br />- To jak zabili ojca, nie sądzisz, że nas też pozabijają? - zapytałem po chwili ciszy.<br />- Przecież to duchy, widma lub zjawy, to raczej niemożliwe, żeby nas zabili... - wtrącił się Louis. - Wszystko, co się wam zdarzyło to było tylko w waszej głowie, waszej wyobraźni. Oczywiście oni tym manipulowali, ale naprawdę nic się wam nie działo.<br /> Oczywiście Louis próbował w jakiś logiczny sposób sobie i nam to wytłumaczyć. Gdybym nie przeżył tego na własnej skórze, pewnie też bym tak robił.<br />- Dobrze, Louis, ale czy widziałeś rękę Nialla? Niby to było w jego głowie, ale obrażenia mimo to na ciele ma.<br /> Louis skierował wzrok na Nialla, ten leżał tak, że lewej ręki nikt nie widział. Lou podniósł się i obkrążył łóżko, by móc przyjrzeć się ranie. Skrzywił się.<br /><br /> Po 15 wszyscy zebrali się do swoich pokoi, chcieliśmy popakować resztę rzeczy i się stąd wynieść. Zaproszono nas na obiad, jednak odmówiliśmy, każdy stracił apetyt, a gdybym w ogóle coś zjadł... od razu bym to zwrócił.<br />- Idę jeszcze do łazienki - poinformowałem Louisa.<br /> Westchnąłem cicho i podniosłem się z łóżka, poszedłem do łazienki. Tam usiadłem na krawędzi wanny, stamtąd mogłem wzrokiem dosięgnąć lustra i mojej twarzy w nim odbitej. Ostatni raz, gdy oglądałem siebie w lustrze nie wyglądałem tak koszmarnie. <br /> Zdziwiony zmrużyłem oczy, ponieważ zauważyłem w sobie jakąś nagłą zmianę - oczy mi poczerwieniały. Podniosłem się i jednym wielkim krokiem pokonałem odległość, jaka dzieliła mnie od lustra. Rzeczywiście: gdy przed kilkoma sekundami patrzyłem w lustro nie miałem czerwonych oczu, teraz miały odcień czystej krwi.<br /> Zamknąłem oczy i potarłem je kilka razy pięściami. Otwarłem je z powrotem. Nic się nie zmieniło. Ogarnięty paniką obróciłem się, by pobiegnąć po Louisa, ale w ostatniej chwili zatrzymałem się, ponieważ niemal wpadłem na dziewczynę stojącą przede mną. Była trupio-blada; włosy miała złote, proste, z jednej strony uplecione za uchem w francuskiego warkocza; oczy prawie okrągłe, zielone; szczupła i wysoka. Piękna. Ubrana była w prostą białą sukienkę do kolan, na stopach miała białe buciki. Na szyi miała przewieszony łańcuszek z zawieszką. Była to mała literka E.<br /> Elizabeth...<br /> Patrzyłem na nią wytrzeszczając oczy. Miała łagodny wyraz twarzy, wpatrywała się we mnie, a w kącikach jej ust błąkał się złowieszczy uśmieszek. Ręce trzymała na plecach.Malutkimi i powolnymi krokami podchodziła bliżej, a ja współgrając z jej krokami cofałem się w tył, tak długo, aż nie miałem już gdzie się ruszyć, za mną była już tylko ściana.<br />- Louis! - miał być to krzyk, ale z mojego gardła wydostał się tylko szept. Spróbowałem jeszcze raz. Na marne.<br /> Nie odrywałem wzroku od Elizabeth. Hipnotyzowała mnie swoją urodą. Gdybym nie był na sto procent pewien, że jest to duch, to chętnie bym ją poznał. Teraz nie miałem na to odwagi, bo cholernie się jej bałem. <br /> Podeszła już na tyle blisko, że czułem jej lodowaty oddech na szyi (była niższa ode mnie prawie o głowę). Uśmiechnęła się do mnie słodko, lecz jej oczy nie wyrażały żadnych uczuć, były puste, tak więc i jej uśmiech był pusty, fałszywy. <br /> Nie trwało to ani sekundy, jak wyciągnęła zza pleców ogromy nóż i wycelowała mi nim w twarz. W samą porę zsunąłem się w dół. Wyglądało to wszystko jak w jakimś beznadziejnym horrorze, który niedawno widziałem, jednak to była rzeczywistość - przerażająca rzeczywistość.<br /> Szybko przemknąłem się obok niej i uciekłem na drugi koniec łazienki. Pod wpływem adrenaliny węzeł w moim gardle, który na początku miałem, rozwiązał się i mogłem drzeć się o pomoc. Całe szczęście dziewczyna nie była taka szybka jak ja, jej ruchy były spowolnione, tak jakby chodziła w wodzie.<br /> Słyszałem pukanie do drzwi. To Louis próbował się do mnie dostać. Dzięki Bogu!<br /> Podbiegłem do drzwi unikając tak kolejnego ciosu. Co jak co, ale miałem cholerne szczęście w tej chwili. Drzwi były zamknięte i nie mogłem ich otworzyć. Pchałem z całych sił, kopałem, waliłem ramieniem, ale ani nie drgnęły. <br />- Louis! Louis błagam cię otwórz jakoś te cholerne drzwi! Ona tu jest! - wyjęczałem. <br /> Kolejnego ciosu wymierzonego w moją otwartą prawą dłoń przyłożoną do drzwi nie udało mi się już uniknąć. Nóż przebił się przez dłoń, wbijając się również w drzwi. Stłumiłem krzyk. Przygwoździła mnie do tych cholernych drzwi, nie mogłem już zwiać.<br /> Nie byłem w stanie wyciągnąć noża, sprawiało mi to za wielki ból. Odwróciłem się w stronę Elizabeth, która stała jakieś dwa kroki ode mnie.<br />- Elizabeth... Elizabeth, proszę... - czyżby jej ściśnięte ze złości szczęki nieco się poluźniły? - Błagam cię... to nie ja. To nie ja cię krzywdziłem - wrażenie, że ulega trwało tylko sekundę. Jej oczy były pełne nienawiści. <br /> Nie chciałem być takim tchórzem, mięczakiem, dlatego ciągnąłem za nóż, wyciągając go powoli, boleśnie. W między czasie próbowałem dalej przemawiać do Elizabeth.<br />- Wiem, że mnie nienawidzisz... aaach - przygryzłem mocno wargę, strając się nie krzyczeć - Ja cię rozumiem, ale błagam...<br /> Stała tak tylko i się we mnie wpatrywała. To chyba już jakiś sukces, powinienem chyba mówić dalej...<br />- To twój ojciec wam to robił. Ukarałyście go...wystarczy... - mówiłem powoli, starając się nie koncentrować na bólu przeszywającego moją dłoń. <br /> Nóż tkwił mocno w drzwiach, ciężko było go stamtąd wysunąć. Pociągnąłem za niego mocno, wydobywając go z drzwi, jednak nie udało mi się go wyciągnąć również z dłoni. Louis wciąż starał się otworzyć drzwi i zdaje mi się, że słyszę też wołanie Liama. Nie mogą mi jednak pomóc...<br /> Złość przeraźliwie wykrzywiała Elizabeth twarz. Wkurzyłem ją tym, że się uwolniłem. Musiałem za to zapłacić.<br />
Upadłem kolanami na ziemię, wykrzywiając się z bólu w łuk. Nie mogłem się ruszyć, bo każdy mój ruch powodował kolejne połamanie kości... Pierwsze poczułem w kręgosłupie, kolejne w kolanach, gdy na nie upadłem. Teraz miałem poczuć kolejne, ponieważ nie utrzymywałem się już w takiej pozycji. Upadłem twarzą na podłogę, czując kolejną falę bólu. <br /> Łzy ciekły mi z oczu, powietrze zatrzymało się w moich płucach, jakby nie mogło wydostać się już na zewnątrz. Ciało było sparaliżowane bólem. Odliczałem w głowie sekundy...czas w którym moje ciało, mój umysł, moje serce się podda.<br /> Dłoń mi pulsowała, czułem każdą pojedynczą żyłę, tętnice, każdy mięsień i nerw. Głowę miałem skierowaną właśnie na tą dłoń, mogłem przyglądać się odstającemu z niej nożu. Uśmiechnąłem się lekko. Chyba już całkiem mi odbiło, ale po prostu pomyślałem o kilku wspaniałych chwilach w moim życiu. Chciałem zachować je w pamięci, mieć przed oczyma, gdy już umrę. Płuca piekły, upominały się o powietrze. Nie miałem sił, by wciąć chociażby mały wdech... to wywołałoby przecież ból. A ja mam go już pod dostatkiem.<br />
Kątem oka ujrzałem Elizabeth. Wciąż nie robiła nic, tylko patrzała jak cierpię. Osz ty suko - tylko taka myśl pojawiła się w mojej głowie. Nie mogę jej się dać, nie mogę się poddać. Przypomniały mi się słowa Louisa: "to co się stało było tylko w waszej głowie". Może miał rację? Przecież jak mogłem połamać sobie kości, gdy nawet nie dostałem żadnego ciosu? Elizabeth manipulowała mym umysłem, dawała mi tylko takie odczucia. Nic z tego tak naprawdę się nie stało. <br /> Wziąłem głęboki wdech, bez namysłu, po prostu to zrobiłem, nie zważając na ból. Przewróciłem się na plecy, bo miałem na to siłę. Popatrzyłem na nią i się do niej złośliwie uśmiechnąłem. Podniosłem się do pozycji półleżącej. Bolało tylko trochę. Elizabeth wybuchnęła krzykiem, wściekła, że mną już nie manipuluje.<br /> Zniknęła.<br /> Ja upadłem znów na podłogę, czując zmęczenie, a w głębi siebie czułem triumf.<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
................................................................................................................................................................<br />
<br />
I jak podoba wam się opowiadanie? Może być trochę głupie, ponieważ żaden rozdział nie był wcześniej przemyślany, piszę na spontana, co mi do głowy wpadnie. Dlatego mogą niektóre rzeczy po prostu nie trzymać się kupy. Wybaczycie mi to, prawda? :) Pozdrawiam.Julia_1Dhttp://www.blogger.com/profile/15313019691657018824noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-8863446850539043787.post-19836405075697207972012-10-22T12:35:00.001-07:002012-10-22T12:35:27.080-07:00Rozdział VI<div style="text-align: center;">
<b>*Harry*</b></div>
<br />- Dlaczego mnie zostawiłeś?! - wparowałem do pokoju Liama. Siedział na łóżku i dyskutował z Niall'em. Popatrzył na mnie ze zdziwieniem marszcząc czoło.<br />- O co ci chodzi?<br />- Dlaczego mnie zostawiłeś? Wiesz co ja przeżywałem? A ty sobie po prostu poszedłeś, bo się wystraszyłeś? - wydzierałem się jak nienormalny. Aż dziwne, że reszta zespołu wraz z Bonnie nie znaleźli się już w tym pokoju.<br /> Nigdy mu tego nie wybaczę. Nie pomógł mi. Po prostu mnie zostawił. <br />- Przecież wróciliśmy razem ze strychu. - powiedział to spokojnie, badawczo mi się przyglądając. Choćby miał przed sobą jakiegoś świra, który w każdej sekundzie może się na niego rzucić i bóg wie co mu zrobić. Skierowałem wzrok na Nialla - wyglądał choćby miał się zaraz rozpłakać. Musiał przeżyć to samo piekło co ja.<br /> Nie wiedziałem co powiedzieć. Byłem wykończony i przerażony. Jak Niall'owi po takim czymś udało się tak w miarę spokojnie tutaj stać i z nami rozmawiać? Ja tak nie potrafiłem. Oparłem się o ścianę i opadłem na podłogę, wybuchając płaczem. Chłopcy w sekundzie znaleźli się przy mnie.<br />- To było potworne... Nie wróciłem z tobą Liam! Byłem tam i przeżywałem piekło, rozumiesz?! Istne piekło. - wyszlochałem, kryjąc głowę w dłoniach. Było to tak żenujące, że aż zrobiło mi się wstyd. Łzy jednak same płynęły mi z oczu.<br />- Harry, przysięgam na Boga, że wyszliśmy stamtąd razem. Wsadziłeś do kieszeni pamiętnik, twierdząc, że później go poczytasz i się stamtąd zmyliśmy.<br /> Patrzyłem na niego niepewnie. Przecież minute temu sam stamtąd wybiegłem. Sięgnąłem do tylnej kieszeni spodni i naprawdę coś tam było. Wyciągnąłem to i okazało się, że to ten cholerny pamiętnik. Nie chowałem go tam. Wypadł mi z dłoni na strychu... <br /> Nie ogarniałem niczego. Czyżby mi się to wszystko tak jakby przyśniło na jawie? Niemożliwe. Ból odczuwałem nawet teraz.<br />- Niall...Niall, proszę, uwierz mi! Czytałem ten cholerny pamiętnik i...nic. Wielkie nic! Straciłem wzrok. Było tak zimno... Myślałem, że umrę! Ktoś się ze mnie śmiał, skakał mi nad głową, ciesząc się, że tak cierpię... <br />- Wierzę ci. Naprawdę. Ktoś chce nas stąd wypędzić, albo co gorsze - uwięzić tutaj i psychicznie wykończyć... - wyszeptał wbijając wzrok w podłogę. Jego twarz nie wyrażała żadnych uczuć. <br /> Pokiwałem głową, dając mu do zrozumienia, że się z nim zgadzam.<br />- Ale dlaczego...ty wróciłeś stamtąd cały? Nic ci się nie stało? - zapytał Niall Liama. Popatrzyłem na tego drugiego.<br />- Nie czytałem tego pamiętnika. Nie chciałem... Chyba wiem o co chodzi. Czytaliście o całym bólu tej osoby, która pisała ten pamiętnik. Może...to co przeczytaliście wam się przydarzyło? - patrzył to na mnie to na Nialla. Ten pokiwał głową.<br />- To chyba nie to. Nie opisywała tego bólu. Ja przeczytałem tylko, że się boi...i że chce z kimś skończyć.<br />- Ja czytałem to samo. Tylko o tym zabijaniu kogoś to nie... - wyszeptałem drżącym głosem. Oparłem głowę o ścianę, z trudnością przełykając ślinę. - dajcie mi coś do picia...<br /> Liam w mgnieniu oka podał mi butalkę z wodą. Wypiłem ją całą. Zimna woda działała kojąco na moje suche, bolące gardło.<br />- Właśnie! - ożywił się Niall. - Gdy szedłem coś zjeść, to przyglądałem się obrazom na ścianie... Na każdym było mnóstwo kobiet i tylko jeden facet. <br />- Myślisz... - zawahałem się. - myślisz, że ten facet im coś robił? I że to o tym bólu Elizabeth pisze w pamiętniku? - na samą myśl o tym wzięło mnie na wymioty. Nic dziwnego, że dziewczynki tak wrogo podchodzą do każdego faceta...<br />- Możliwe... Słyszałem płacz dziewczynki, wołała swoją mamę o pomoc. Ta chyba jednak jej nie pomogła... - Niall przygryzł wargę, kręcąc głową. <br /> Wyglądał strasznie. Miał wielkie cienie pod oczami i ogólnie wyglądał choćby nie spał przez kilka dni. Nie chciałem wiedzieć, jak ja w tej chwili się prezentuję.<br />- Najlepiej jak się stąd jak najszybciej wydostaniemy. Nie chce spędzić tu ani minuty dłużej.. - wtrącił Liam. - Idę powiedzieć reszcie, by się pakowali. <br /> Bolącymi wciąż oczyma, patrzyłem jak wychodzi z pokoju. Chciałem podnieść sie z podłogi, ale moje ciało protestowało. Bolały nie wszystkie mięśnie. Czułem się choćbym przez dwa dni, non stop ćwiczył na siłowni. Niall zaproponował mi pomoc we wstaniu. Tak poszło o wiele łatwiej, jednak bez bólu się nie odbyło. Padłem na mięciutkie łóżko, a Niall usiadł obok mnie.<br />- Myślisz, że śniadanie będzie już gotowe? - zapytał Niall po dłuższej chwili milczenia.<br />- Jezu, ty w takiej chwili o jedzeniu myślisz?! - mimo wszystko uśmiechnąłem się do niego. Ten człowiek jest jak maszyna do żarcia. Nigdy nie miał dość. <br />- No jezu...zjadłem tylko 4 kanapki dzisiaj. A wiesz jakie pyszne były? Może mieszkają tutaj dziwni ludzie, ale mają bardzo dobre szynki! - mówił to z takim poważnym wyrazem twarzy, że nie mogłem inaczej - wybuchnąłem śmiechem. <br />- Niall, co tak w ogóle ci się na tym strychu przydarzyło? - mój przyjaciel nieco się krzywił i popatrzył na mnie. Nie chciał o tym rozmawiać, bał się wspominania tego wszystkiego. Ale w końcu opowiedział wszystko ze szczegółami. Zrobiłem to samo i niestety wyszło na to, że to ja miałem się gorzej. Więcej bólu i cierpienia, chociaż Niall również dużo cierpiał i to zdecydowanie dłużej niż ja. <br />- Nie wierzyłem w duchy i w to wszystko, myślałem że to jakaś bzdura... dlatego tak mocno mi się oberwało - byłem tego święcie przekonany.<br />- Stary, już się nie martw. Wracamy do domu! - wykrzyczał uśmiechając się do mnie blado.<br /> Nieco się rozluźniliśmy, ale ja wciąż się bałem. Całe szczęście wyszliśmy z tego cali i oby nikomu z naszej grupki to się nie przytrafiło. Mimo wszystko byłem ciekaw co się tutaj wydarzyło, jaką historię ma ten dom. Chciałem się tego dowiedzieć, ale strach przezwyciężał wszystko. Nic, tylko uciekać stąd.<br /> Po jakichś 10 minutach wrócił Liam. Od razu wziął się za pakowanie swoich i Nialla rzeczy.<br />- Loui poszedł odpalić już samochód. Zbieramy się. Zayn i Bonnie są już na dole. - mówiąc to nie patrzył na nas, zajmował się chowaniem swoich brudnych gaci do plecaka. Westchnąłem głośno, bo uświadomiłem sobie, że żeby wstać, to muszę się poruszyć, a jak się poruszę to będzie boleć. Katastrofa.<br /> Niall pomógł mi się podnieść i w tym momencie do pokoju wpadł Louis. Wyraz jego twarzy nie wróżył nic dobrego. Wymieniliśmy z Niall'em porozumiewawcze spojrzenia i opadliśmy z powrotem na łóżko. Pięknie...<br />- Samochód nie działa. Na dworze leje, nie uda nam się go dziś naprawić. Mechanika też nie załatwimy, bo zasięgu nie ma. A ich domowy telefon podobno się zepsuł. - popatrzył na mnie z wyraźną troską. - Chłopaki, jak się czujecie? Boże, Harry, dlaczego mi nie powiedziałeś co się stało? Po co wy w ogóle szliście na ten strych, co? Palanty! - pokręcił głową. - No nic. O spaniu pod namiotami możemy zapomnieć, pogoda ma być bez zmian, na dodatek wieczorem ma być niezła burza...<br />- Zabij mnie. - Niall zamknął oczy, kładąc się na łóżku. - Zabijcie mnie, zanim oni to zrobią...<br /><br /><br />
<div style="text-align: center;">
<b>*Bonnie*</b></div>
<br /> Chyba nikt z nas nie chciał zostawać tutaj jeszcze jeden dzień dłużej, ale niestety nie mamy innego wyjścia. Nikt nie chciał mi powiedzieć, co stało się z Niall'em i Harry'm, że są w tak kiepskim stanie, postanowiłam więc nie wnikać.<br />Około 16 poproszono nas do jadalni na obiad. Ponieważ nie jedliśmy śniadania, to teraz dostaliśmy większy wybór dań. Przyszła po nas ta staruszka, teraz wydawała się jeszcze bardziej przerażająca i jeszcze starsza. <br /> Niall jako pierwszy zasiadł przy ogromnym stole i zaczął wpieprzać. Reszta również ze smakiem zajadała się pysznościami. Jedynie ja nie miałam ochoty jeść. Podłubałam trochę mięsa z piersi kurczaka, trochę surówki i tyle. Odeszłam ze stołu i mówiąc, że zaraz wracam, wyszłam. <br /> Udałam się do kuchni. Tam zastałam kobietę stojącą przy garach, miała może z 30- parę lat. Uśmiechnęła się na mój widok.<br />- Dzień dobry. Przepraszam, nie chciałam pani przeszkodzić... - już chciałam się obrócić i wyjść, lecz usłyszałam jej naprawdę słodki i życzliwy głos.<br />- Chodź tu kochanie, usiądź sobie. Dlaczego nie jesz? Może ugotować coś specjalnie dla ciebie? - uśmiechnęła się do mnie. Zajęłam miejsce przy małym stoliku.<br />- Zjadłam już, dziękuję. Ym...mogę zadać pani kilka pytań? - postanowiłam ją trochę powypytywać o dzieje tego domu. <br />- Wal śmiało, słońce. - obróciła się znów do garów, mieszała coś wielką drewianą łyżką. Po zapachu było oznać, ż to zupa grzybowa. Mniam!<br />- Jak długo pani tu już pracuje?<br />- Od 5 lat. - powiedział krótko, jednak wciąż tym życzliwym i czułym tonem.<br />- A..zauważyła pani tutaj...czy działo się tutaj coś dziwnego? Związanego z duchami? I co pani wie o ludziach zamieszkujących ten dom? - może przesadziłam z tymi pytaniami, ale nie mogłam się powstrzymać. <br />- Związanego z duchami? - obróciła się do mnie i z niepokojem rozejrzała sie po kuchni. Chyba nie chciała mi nic mówić, ale w końcu westchnęła i zaczęła:<br /> - Tak. Dzieją się tutaj dziwne rzeczy, chociaż mi osobiście nic takiego się nie przytrafiło. Nikt nie odwiedza już tego hotelu, bo krążą plotki, że żyją tutaj demony. Sama nie wiem co o tym sądzić... - wzruszyła ramionami. - A co do właścicieli. Dom należy do państwa Knowell'ów. Znaczy...już tylko do pań Knowell. Adelaide i jej najmłodsza córka Janet są jego właścicielkami. Pani Knowell w sumie miała 5 córek, wyobrażasz sobie? I tylko jeden mężczyzna w domu. - zaśmiała się cichutko. - trzeba mu współczuć, nieprawdaż? Kobiety czasami są naprawdę nieznośne. - uśmiechnęła się do mnie szeroko i przyjaźnie.<br /><br />- A jak miały na imię pozostałe córki pani Knowell? - ciekawość robiła swoje. Zawsze taka byłam, wszystko musiałam wiedzieć.<br />- Więc tak, zaczniemy od najstarszej: Elizabeth, Juliet, Larissa, Maude i Janet. Ich ojciec miał na imię Gabriel. Piękne imiona, prawda?<br />- Tak, przepiękne. A czy któraś z tych dziewczyn miała dziecko? - czułam, że muszę o to zapytać. Napis "witaj spowrotem" nie bez powodu znalazł się na tym lustrze, czuję, że jestem jakoś powiązana z tym domem. Choć ta myśl naprawdę mnie przeraża...<br />- Och, dziecko, jakie ty mi zadajesz pytania. Hm, niech pomyślę... Nie wiem czy Juliet czasem nie miała małej dziewczynki... Wiesz tutaj krążą różne plotki, nie zawsze okazują się prawdą... - popatrzyła na mnie. Znowu miałam uczucie, że wie o tym, jednak woli niczego nie zdradzać. Była jednak miłą kobietą i najwyraźniej nie chciała niczego przede mną ukrywać. - Dziewczyna zmarła dwa miesiące po przyjściu na świat małej Ethel. Było to 18 lat temu. Prawdopodobnie oddała wcześniej dziecko jakieś rodzinie... - patrzyła na mnie z poważnym wyrazem twarzy. Po chwili jednak znów promiennie się uśmiechnęła i zaproponowała mi zupy. Odmówiłam, żegnając się i wracając do chłopców.<br /><br /><br /> Wróciliśmy do swoich pokoi. Harry ciężko stawiał swoje kroki, wyglądał tragicznie. Nie mogłam wytrzymać i musiałam zapytać co się stało.<br />- Nic, nic. Wszystko w porządku. Spadłem ze schodów, nic takiego. Jestem trochę obolały, tylko tyle. - postarał się o lekki uśmiech.<br />- Spadłeś ze schodów?! To dlaczego nic mi nie powiedzieliście? Nie złamałeś sobie niczego? Pozwól, że na ciebię spojrzę, wiesz, że moja mama jest lekarzem trochę się na tym znam. - nalegałam, jednak spławił mnie, mówiąc, że czuje się dobrze. <br /> Weszłam więc z Zayn'em do swojego pokoju. <br />- Mogę z tobą o czymś porozmawiać? - popatrzyłam na Zayna, który kładł się na łóżko.<br />- Zawsze i o wszystkim - z uśmiechem poklepał miejsce obok siebie. Usiadłam tam po turecku.<br />- Rozmawiałam z kucharką i dowiedziałam się kilku ciekawych rzeczy... - Zayn wpatrywał się we mnie, oczekując na dalsze słowa. - Wiesz, że jestem adoptowana, prawda?<br />
Pokiwał głową na tak.<br />- Jedna z dziewczyn mieszkających tutaj miała córkę, Ethel...oddała ją jakieś rodzinie....<br />- Czekaj, czekaj...myślisz, że to ty jesteś tą Ethel?<br /> Przytaknęłam powoli głową.<br />- Ale dlaczego tak uważasz? Skąd ci się to wzięło? - zapytał, patrząc się na mnie.<br />- Juliet 18 lat temu urodziła... A ja od początku czułam się jakoś powiązana z tym domem. Wiem, może ci się to wydawać głupie... - spuściłam głowę, skubiąc palcami kołdrę.<br />- Bonnie, proszę cię. To tylko zbieg okoliczności. Na pewno nie urodziłaś się w tym domu wariatów.- wypowiedział to czule, nie chciał mnie urazić. <br /> Wzruszyłam jedynie ramionami. Zayn wyciągnął do mnie ręce, a ja wtuliłam się w jego tors. Czułam się przy nim dobrze. Zaczęło nas już coś łączyć, chociaż na początku nie chciałam, by do tego doszło. Teraz cieszę się, że mam go przy sobie.<br /> Mimo słów Zayna, ja i tak wiedziałam swoje. Ja jestem Ethel. I to mnie Juliet chciała przed czymś ochronić. Bo przecież tak o, by mnie nie oddała. Musiała mieć jakiś powód.<br /> Resztę wieczoru spędziliśmy w łóżku. Rozmawialiśmy o najróżniejszych rzeczach, jednak unikaliśmy tematu o którym wcześniej rozmawialiśmy. Później ponownie ze sobą współżyliśmy. Seks z Zaynem był naprawdę bardzo przyjemny. Jak na takiego twardziela był naprawdę bardzo czuły i delikatny. Uwielbiałam go za to. Już po 22 usnęliśmy w swoich ramionach.<br /> Śniło mi się, że mieszkam w tym domu. Widziałam siebie jako Juliet. Czasy niby nowoczesne, bo w końcu był dopiero rok 1994, jednak rodzice nie akceptowali wszystkiego co nowe, bardziej rozwinięte. Żyli jakby w swoich czasach, gdzie nie wiedzieli co to komórka lub komputer.<br /> Przechodziłam przez korytarz i ujrzałam Elizabeth wchodzącą do swojego pokoju. Miała kamienny wyraz twarzy, głowę wysoko uniesioną - oznaka dumy, w oczach miała jednak łzy. Za nią szedł ojciec. Wiedziałam co teraz będzie się działo. Każda z nas musiała przez to przechodzić...<br /> Przebudziłam się, bo poczułam na udzie dłoń, kierującą się ku górze. Zdenerwowałam się, bo od razu wiedziałam, że to Zayn. Nie wiedziałam jednak, że jest tak natarczywy i tak niewyżyty. Odwróciłam się w jego stronę, chcąc na niego nakrzyczeć, jednak w ostatniej chwili mnie zamurowało. Był obrócony do mnie plecami, spał jak zabity. Popatrzałam na swoją nogę. Dokładnie czułam tam czyjąś dłoń. A może mi się tylko zdawało, może to kołdra zsunęła mi się z nogi, dając mi takie odczucie.<br /> Tak czy siak, wtuliłam się w plecy Zayna. Wystraszyłam się, choć mogłam sobie to zdarzenie bardzo łatwo wytłumaczyć. Przypomniał mi się mój sen, przez co jeszcze mocniej przywarłam do ciała Zayna. Dawał mi uczucie bezpieczeństwa, nawet jak spał. Julia_1Dhttp://www.blogger.com/profile/15313019691657018824noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-8863446850539043787.post-77283730282454115332012-10-19T11:41:00.001-07:002012-10-19T11:55:50.139-07:00Rozdział V<div style="text-align: center;">
<b>*Niall*</b></div>
<br />
Wtargnąłem do swojego pokoju i zastałem tam wszystkich poza Zayn'em. On uwielbiał spać, więc pewnie gnije w łóżku. Wszyscy wpatrywali się we mnie - część z troską, część z gniewem. Harry należał do tej drugiej części, bo ledwo co zamknąłem drzwi, to wstał wydzierając się.<br />
- Gdzieś ty człowieku był?! Już do reszty cię powaliło! Szukamy cię od 8, rozumiesz? 3 godziny! Może nam powiesz gdzie byłeś? - jak to...3 godziny? Przecież niedawno była 7! Wyciągnąłem z kieszeni telefon-który od początku naszego pobytu tutaj nie miał zasięgu- i spojrzałem na zegarek. Było trochę po 11, czyli rzeczywiście nie było mnie prawie 3 i pół godziny. Zastanawiałem się tylko, jak to możliwe...przecież TAM spędziłam może z 10 minut. A jednak trwało to dłużej...o wiele dłużej. Włosy na karku stanęły mi dęba, gdy tylko sobie wspomniałem o tamtym zdarzeniu.<br />
Harry niecierpliwie wpatrywał się we mnie, oczekując odpowiedzi. Odchrząknąłem.<br />
- Pierw byłem coś zjeść, a potem...chodziłem po domu. - wydukałem unikając jego wzroku. Nie chciałem, by widział, że się denerwuje. Hazza jest typem człowieka, który wszystko potrafi wyczytać ci z twarzy. <br />
- Kurde, Niall! Nie mogłeś dać komuś znać? Jaki ty jesteś czasem durny, ja pieprze... - pokręcił głową i usiadł na małym starym foteliku.<br />
- Dobra, zejdź ze mnie. Nie jestem już dzieckiem, nie musicie się o mnie martwić. - westchnąłem głośno, już nieco wkurzony jego atakami. Dlaczego nie mogą dać mi po prostu spokój?<br />
Tym razem Bonnie podniosła się z łóżka i do mnie podeszła. Miała łagodny wyraz twarzy, lekko się uśmiechała. To w niej lubiłem, zawsze potrafiła poprawić mi nastrój. Ni stąd ni zowąd się do mnie przytuliła. Odwzajemniłem uścisk, chowając twarz w jej miękkich włosach.<br />
- Ciesze się, że nic ci nie jest. - wyszeptała odsuwając się ode mnie. - Naprawdę się martwiłam. Harry ma rację, mogłaś dać komuś znać gdzie się wybierasz. Chociaż mógł powiedzieć to trochę łagodniej... - posłała mu gniewne spojrzenie, na co nasz przyjaciel tylko wzruszył ramionami. Bonnie była dla nas jak starsza siostra, na każdego miała pozytywny wpływ, każdy z nas ją szanował i grzecznie się jej słuchał.<br />
- Po prostu się bałem, okej?... Sorry, stary. Ale jak zrobisz jeszcze jeden taki numer, to kurde już nigdy, przenigdy nie upiekę dla ciebie mojego zajebistego ciasta waniliowego! - wybuchnąłem śmiechem, słysząc jego groźbę.<br />
- I co ciekawego widziałeś w tym megastarym, meganudnym, megawielkim domu, hm? - zapytał Louis, chcąc chyba zmienić temat na nieco luźniejszy. Jednak mnie to ani trochę nie rozluźniło, spiąłem się jak nie wiem co.<br />
- A to i owo. Nic ciekawego i godnego polecenia, naprawdę... - wzruszyłem ramionami, i w tej chwili wszedł do pokoju Zayn. Był w samych majtkach, i sennie pocierał dłonią oczy. Ziewając usiadł obok Bonnie i zaczął rozglądać się po pokoju.<br />
- Co się stało? - zapytał w końcu tym swym akcentem, który uwielbiały wszystkie panienki. <br />
- A no nic, duchy porwały Nialla. Niestety jest cały i zdrowy. - powiedział Liam, śmiejąc się. Och, Liam, gdybyś tylko wiedział ile w tym prawdy...<br />
Zayn skierował na mnie wzrok, chyba się trochę wystraszył... zresztą, ja tam nie wiem. Bonnie też się nieco zjeżyła na słowo "duch". Dobra, albo mam już jakieś halucynacje z głodu, albo po prostu już mi serio wali.<br />
Trochę jeszcze pogadaliśmy, potem wszyscy udali się do swoich pokoi. Wreszcie mam chwilę spokoju. Opadłem na łóżko, drżącymi wciąż dłońmi pocierając oczy. Nikomu nie życzę takiego przeżycia, nawet największemu wrogu. Chcę się stąd wydostać jak najszybciej. <br />
Poczułem, że ktoś siada obok mnie, więc skierowałem tam wzrok. Liam patrzył na mnie i czułem, że zaraz zada mi masę pytań. Chcąc go po prostu wyprzedzić, powiedziałem:<br />
- Byłem na strychu. Liam, zanim ci to wszystko opowiem, to chcę ci powiedzieć, że nie oszalałem, nie mam halucynacji i nie zmyślam! - Liam jedynie skinął prawie niezauważalnie głową. Z zespołu to z nim najlepiej się dogadywałem, dlatego też mu chciałem jako pierwszemu o wszystkim powiedzieć. - Stało się coś dziwnego...to było straszne. - wziąłem głęboki wdech, Nie byłem gotów to wszystko mówić, ale teraz była najodpowiedniejsza chwila. - Znalazłem na strychu pamiętnik. Zacząłem go czytać... nie wiem dokładnie o co chodziło, ale tu działo się coś strasznego. Chyba...chyba ktoś kogoś zabił. Poza tym, gdy to czytałem...robiło mi się zimno, z każdą chwilą, z każdym słowem coraz bardziej. Zacząłem się bać, bo to nie jest normalne. Drzwi w pewnej chwili się zatrzasnęły, a ja zobaczyłem...- zawahałem się na chwilkę. Musiałem przypomnieć sobie co tak naprawdę widziałem. - był to cień jakieś dziewczynki. - do oczu napłynęły mi zły, chciało mi się tylko płakać. Bałem się tego miejsca, tego wszystkiego. Ręce zaczęły mi się trząść i znowu ogarnęło mnie zimno. <br />
- Co jest? Niall? - Liam zaniepokoił się, bo nie mówiłem dalej. Strach po prostu mnie sparaliżował. Nie chciałem przerabiać tego jeszcze raz. <br />
<i>Mamusiu...</i><br />
Pokręciłem głową. Nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie!<br />
- Usłyszałem płacz, krzyk i zawodzenie małej dziewczynki. Otaczał mnie, dochodził z każdej strony... - postanowiłem jak najszybciej to dokończyć. Jestem z Liam'em, nic złego przecież się nie stanie.<br />
Tak jakby na potwierdzenie tego co powiedziałem Liam'owi, usłyszałem płacz. Popatrzyłem na niego - nic chyba do niego nie dochodziło, nic nie słyszał! Co ja takiego zrobiłem, że to coś tak mnie znienawidziło?<br />
- Niall...mówisz poważnie? Bo wydaje mi się, że robisz sobie jaja...<br />
- Co?! Spójrz na mnie! Czy wyglądam choćbym robił sobie jaja?! Liam, jestem przerażony, nie widzisz tego?! - zacząłem się wydzierać, chcąc przekrzyczeć ten cholery płacz dziecka, który właśnie ucichł. Na czole pojawił mi się lodowaty pot. Pięknie! Jeszcze zawał serca, by się przydał!<br />
- Dobrze się czujesz? Niall, uspokój się. Boże, cały się trzęsiesz... Na strychu to wszystko się działo? I tam tak długo byłeś? - uwierzył mi. Nigdy by nie wypytywał o coś, co wydaje mu się głupotą wyssaną z palca. <br />
Potwierdzając kiwnąłem głową. Mimo iż zimno i te głosy ustąpiły, wciąż czułem ten cholerny lęk. Cieszyłem się, że Liam teraz o wszystkim wie i mnie być może pocieszy. A co najlepsze - namówi resztę, żebyśmy się stąd wynieśli. <br />
- No nic, musimy stąd wypieprzać - rzekł Liam.<br />
<br />
<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<b>*Harry*</b></div>
<br />
Z Niall'em było coś nie tak, wiedziałem to na pewno. Mógłby być niewiadomo jak dobrym aktorem, ja i tak bym zauważył, że coś nie gra. Unikał mojego wzroku i drżał, więc coś jest na rzeczy. A może coś zepsuł? Ukradł? Nie, on taki nie jest. Musiałem dowiedzieć się co się wydarzyło.<br />
Wróciłem do pokoju Niam'a. Niall leżał na łóżku, a Liam siedział na fotelu i wpatrywał się w swojego współlokatora.<br />
- Mogę cię na chwilkę prosić? Mam sprawę. - popatrzyłem na Liama, a ten skinął głową i podniósł się z fotela. - Niall śpi? - zapytałem szeptem, gdy stał już obok mnie.<br />
- Nie, ale lepiej zostawić go w spokoju. Chodź. - wyszliśmy przed drzwi pokoju.<br />
- Coś jest nie tak z tym domem. Niall był na strychu i widział i słyszał dziwne rzeczy. - Liam mówił półgłosem, tak, by ten żarłok nas nie usłyszał.<br />
- Wiedziałem. Wiedziałem, że coś jest nie tak. Na strychu, powiadasz? Musimy to sprawdzić, i to natychmiast. - musiałem to sprawdzić, taką mam naturę. Uwierzę, jak zobaczę. Liam jak zwykle tylko przytaknął, więc prędko poszliśmy szukać strychu.<br />
<br />
- Cały Niall. - powiedziałem jak już staliśmy przed schodami na strych. - Wisi karta "nie wchodzić", a ten skubaniec musiał tam iść. - pokiwałem głową, uśmiechając się lekko. Ten chłopak naprawdę nie potrafi usiedzieć w miejscu i zawsze musi przysfażać nam jakieś kłopoty. No cóż, za to go w końcu kochamy.<br />
- Wspominał coś o pamiętniku. Właśnie tego musimy szukać. Był na jakimś biurku. - Liam popatrzył na mnie, wchodząc już na schody.<br />
- Spoko, rozejrzymy się trochę, jak coś będzie się dziać, to czym prędzej uciekamy. Chociaż wątpię, żeby tam coś było. - co jak co, ale w duchy to ja nie wierzyłem.<br />
Stanęliśmy przed zamkniętymi drzwiami strychu. Popatrzyłem na Liama, który miał niepewny wyraz twarzy. Nacisnąłem na klamkę i pchnąłem drzwi, które przeraźliwie skrzypiały. Było ciemno, jak w dupie u murzyna, inaczej nie da się już tego opisać. Dłonią szukałem jakiegoś załącznika, jednak nic nie wyczułem.<br />
- Cholera nie ma światła... - szepnąłem, wciąż wodząc dłonią po ścianie. Poddałem się po chwili, wzdychając głośno. <br />
Zmrużyłem oczy, próbując cokolwiek dostrzec. Jak wiadomo to na nic się nie zdało, odczekałem chwilkę, aż oczy przyzwyczają się do ciemności. Dopiero wtedy postawiłem pierwszy krok do pomieszczenia. Było tak cicho, że słyszałem oddech Liama, który stał tuż obok. <br />
- Tam jest chyba to biurko - Liam wskazał palcem gdzieś na środek pokoju. Dobrze, że był blady i było widać jego dłoń. Skierowaliśmy się w tamto miejsce, ostrożnie stawiając każdy krok. <br />
- Powiedz mi, jak on niby tutaj widział jakieś cienie? Przecież tutaj panuje taka ciemność, że ciemniej to już chyba się nie da, co?<br />
- Był przerażony, Harry. Z pewnością mówił prawdę. A może on znalazł załącznik do światła, miał latarkę, albo jest tu gdzieś jakieś zasłonięte okno... - odpowiedział Liam.<br />
Od razu rzucił mi się w oczy jasny pamiętnik leżący na ogromnym biurku. Liam podszedł do ściany i szarpnął za coś. Do pokoju wpadło jasne światło, więc musiało znajdować się okno za zasłoną. Niewielkie, jednak było widać już coś więcej. Otworzyłem pamiętnik na pierwszej stronie. Kartki były białe, a atrament niebieski, więc bez żadnego problemu mogłem przeczytać:<br />
<i> Elizabeth Knowell</i><br />
Na kolejnej stronie nie pisało nic ciekawego, więc szukałem dalej. Zaciekawiły mnie wpisy, które znajdowały się już po środku. <br />
<i> Strach - uczucie, które towarzyszy mi każdego dnia.</i><br />
- Ja bym nie czytał tego na twoim miejscu. Niall mówił, że właśnie od pamiętnika to wszystko się zaczęło. Weźmy go lepiej do pokoju... - Liam stał tuż obok mnie i wpatrywał się we mnie badawczo. Ja jednak chciałem dalej czytać, co takiego może się stać?<br />
- Nie wydurniaj się. Spójrz. - podsunąłem mu pamiętnik pod nos, jednak on odwrócił głowę, wbijając wzrok w kąt pokoju. - Zachowujesz się jak dziecko. - szepnąłem.<br />
Czytałem kolejne wpisy, któtkie i wszystkie na temat strachu, bólu i przygnębienia. Narwyraźniej działo się tutaj coś złego..<br />
Czytając miałem wrażenie, że literki stają się coraz niewyraźniejsze, zaczynały się robić nieczytelne. Oderwałem wzrok od pamiętnika i rozejrzałem się. Czy po mojej lewej nie powinienen stać Liam?! Obróciłem się, szukając go wzrokiem.<br />
- Liam? No weź nie rób se jaj!... Liam! - nie odpowiadał, a mnie ogarniał strach. Nie było go przy mnie.<br />
Pomieszczenie ciemniało, przez co zacząłem panikować. W końcu przed oczami miałem tylko ciemność. Oddychałem płytko i szybko, serce waliło mi jak młotem. Chciałem stąd wybiec, ale kompletnie nie wiedziałem w którą stronę się udać. Wpadałem i uderzałem się o przeróżne rzeczy, starając się znaleźć wyjście. Żałośnie wołałem o pomoc. <br />
Potknąłem się i upadłem na twardą i lodowatą podłogę. Ułyszałem jakiś chichot tuż przy uchu. Nie podniosłem się, kręciło mi się w głowie. Pocierałem oczy, chciałem coś zobaczyć, jednak na marne. Mój krzyk był nawet dla mnie nieznośny, umilkłem, jednak on dalej rozbrzmiewał w moich uszach, miałem uczucie, że zaraz pęknie mi czaszka. <br />
Ktoś stał przy mnie, czułem jak podchodził. Miałem wrażenie, że specjalnie skacze tuż przy moim uchu, by tylko sprawić mi ból. Każdy najdrobniejszy szmer brzmiał dla mnie jak jakiś wybuch. Zacząłem się czołgać po podłodze, tylko by się stąd wydostać.Nie myślałem o niczym innym. Jednak ból mnie paraliżował, krzyczałem, bo nie mogłem inaczej. Oczy mnie piekły, jakby ktoś przyłożył mi do nich rozpalone kawałki żelaza. Nagle poczułem, jak od stóp do głów robi mi się zimno. Strasznie zimno. <br />
<i>Cierp! Tak jak i my musiałyśmy cierpieć!</i><br />
Moje ciało wyginało się w łuk, wiłem się na tej cholernej podłodze. Drżące i lodowate dłonie przykładałem do oczu, miałem nadzieje, że to złagodzi ból. Czyjś przeraźliwy, opętany śmiech wbijał mi się w uczy. Szydził ze mnie, napawał się moim cierpieniem. Dlaczego nikt mnie nie słyszy? Dlaczego nikt mnie nie ratuje?<br />
Mam uczucie jakby to trwało wieczność. Wieczne męczarnie. Modliłem się, by to się już skończyło. Nie wytrzymywałem tego bółu, który robił się coraz mocniejszy. Już nie tylko jedna para stóp stąpała mi nad głową, lecz kilka. Czułem je wokół siebie.<br />
Ręce skierowałem z oczu na na uszy. Chciałem je zatkać, zasłonić, cokolwiek, by tylko nie było tak głośno. Poczułem na placach coś ciepłego i wilgotnego - krew. Leciała mi z uszu, cieknąć na szyję. Byłem lodowaty, dlatego krew zdawała się być gorąca, wręcz parzyła.<br />
Już nie uszami słyszałem co się dzieje. To tak jakby ktoś siedział mi w głowie i w niej wydzierał się jak głupi. A może to był mój krzyk? Nie dochodziło do mnie już nic. Miałem ochotę zwymiotować. Kto wie, może już dawno zwymiotowałem. Odczuwałem już tylko ból, i to w każdej partii ciała. <br />
Poddałem się. Nie robiłem już nic. Leżałem tak, cierpiąc jak nigdy dotąd, jednak nie walczyłem z tym już. Łzy ciurkiem ciekły z moich oczu, tak samo jak krew z uszu, ciało drżało z zimna, ze strachu. Oddech mi się urywał. Chyba już umierałem..<br />
Jęknąłem głośno, ponieważ światło poraziło me oczy. Mrugałem chwilkę zanim pożądnie je otwarłem. Strasznie bolały, jednak wzrok powracał. Ciało drżało, jednak nie było już zimno. Uszy bolały - słyszałem jednak swoje jęki. Leżałem wciąż na ziemi i wpatrywałem się w sufit. Nie mogłem się podnieść, bałem się, że jeśli to zrobię, wszystko zacznie się od początku.<br />
Nie wiem ile czasu minęło, aż wreszcie się podniosłem. Z małego okienka wciąż do pomieszczenia wpadało światło dzienne. Na resztkach siły wybiegłem stąd, a drzwi zatrzasnęły się za mną z hukiem, tak jakby ostrzegając mnie, abym już nigdy tam nie wracał.Julia_1Dhttp://www.blogger.com/profile/15313019691657018824noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-8863446850539043787.post-55394990447492450812012-10-08T13:40:00.004-07:002012-10-08T13:40:37.327-07:00Rozdział IV<div style="text-align: center;">
<b>*Zayn*</b></div>
<br /> Przebudziłem się w nocy, słysząc skrzypienie drzwi. Podniosłem
się i popatrzałem w tamtą stronę, drzwi wejściowe były otwarte na
oścież. Zmarszczyłem brwi, wstając z łóżka.<br />- Boże Louis... -
wymamrotałem wyglądając z pokoju na korytarz. Brak żywej duszy i
grobowa cisza. Byłem jednak pewny, że to mój przyjaciel robi sobie znów
jakieś żarty, podszedłem do drzwi jego pokoju, nasłuchując. Cisza.
Ostrożnie nacisnąłem na klamkę i uchyliłem drzwi zaglądając do środka.
Harry i Louis spali smacznie obok siebie na wielkim łóżku. <br /> Tak
więc Niall - pomyślałem zamykając drzwi. Poszedłem do kolejnego pokoju.
Ponownie przytykając ucho do drzwi, nasłuchiwałem. I ponownie
napotkałem na ciszę. No dobra, było słychać ciche chrapanie Niall'a,
ale nic poza tym. Dla pewności spoglądnąłem do środka, ale chłopcy
spali i to w dość komiczny sposób. Liam na samym brzegu z głową i ręką
zwisającą znad łóżka. Niall postanowił położyć się na odwrót, tak, że
miał nogi Liam'a prawie przy twarzy, resztą ciała leżał rozwalony na
calutkim łóżku.Zachichotałem cicho i przymknąłem drzwi. Odwróciłem się,
za moimi plecami stała Bonnie przyglądając mi się z podniesioną brwią.
Niemal zawału dostałem. Musiałem zrobić naprawdę śmieszną minę, bo
dziewczyna zaczęła się śmiać.<br />- Tak, bardzo śmieszne, że prawie serce mi stanęło.<br />-
Gdybyś się nie szlajał w środku nocy, to nie miałbyś czego się bać. No
a tak w ogóle to co ty robisz? - zapytała, zaglądając przez moje plecy
na drzwi pokoju Niam'a. <br />- Nic. Sprawdzałem co robią
chłopcy...lubią o tej porze robić psikusy innym. - Nie chciałem
wspominać jej o otwartych drzwiach, bo na pewno nie mogłaby już spać,
dlatego też wymyśliłem taką durną wymówkę. Na szczęście nie
postanawiała wnikać w moje słowa. Wzięła mnie jedynie za rękę i
zaprowadziła z powrotem do pokoju. Było w nim zimniej niż wcześniej...
i to o wiele. Wcześniej śpiąc musiałem spychać kołdrę na bok, bo było
tak ciepło. Teraz dostawałem gęsiej skórki z zimna. Popatrzyłem na
Bonnie,nie sądzę, żeby cokolwiek zauważyła. Chuchnąłem, a z moich ust
wydobyła się biała chmurka. Ogarnięty strachem rozejrzałem się po
pokoju - okna były zamknięte, wszystkie drzwi też. Co do ku*wy? - nie
wiedziałem jak to sobie wytłumaczyć. A może ja śnię? <br /> W
mgnieniu oka wskoczyłem do łóżka okrywając się kołdrą. Bonnie wtuliła
się we mnie, była przyjemnie ciepła. I mimo iż jej ciało było gorące,
ja trząsłem się z zimna. Niestety nie udało mi się ogrzać.<br /><br /><br />
<div style="text-align: center;">
<b>*Niall*</b></div>
<br /> Jestem głodny - myślałem, spoglądając jak niebo rozjaśnia się
za oknami. Wszystkie kanapki, które mieliśmy już wczoraj zjadłem, a
teraz muszę głodować. Postanowiłem rozejrzeć się po hotelu za jakąś
kuchnią, jadalnią, restauracją ,bufetem, a może nawet Nando's. Chociaż
o tak wczesnej porze na pewno nie będzie jeszcze śniadania. Włożyłem na
siebie spodnie dresowe i białą koszulkę. Nie wypada w samych bokserkach
wychodzić z pokoju, chociaż tak byłoby wygodniej.<br /> Liam jeszcze
spał, głowę mając prawie na podłodze. Śmieszył mnie ten widok, więc
musiałem zrobić mu fotkę.<br />
Idąc korytarzem
dokładnie przyglądałem się każdemu obrazowi na ścianie. Były to jakieś
portrety, na każdym z nich było pełno kobiet, a tylko jeden mężczyzna.
Wyglądał na jakieś 50- kilka lat, z wąsem, z poważną, niemal groźną
miną. Kobiety były jednak młodsze, jedna trzymała na rękach małe
dziecko - można było się domyślić, że to dziewczynka, ponieważ miała
różowe ubranko. <br /> Przerażało mnie to miejsce... Ale byłem tak
głodny, że mógłbym tutaj spędzić jeszcze kilka godzin, może nawet całą
noc, byle tylko dostać coś do jedzenia. Na szczęście nie musiałem tyle
czekać, bo schodząc na parter było czuć piękne zapachy przygotowywanego
śniadania. Pokierowałem się zapachem i dotarłem do kuchni. Nie była ona
taka jak w każdym innym hotelu, była to zwykła kuchnia, jaką można
znaleźć w każdym domu. Zauważyłem na stole świeży chleb, szynki, sery i
różnego rodzaju warzywa wyłożone na talerzykach, na kuchence w patelni
była świeżo przygotowana jajecznica, która pachniała tak bosko...
Widocznie właściciele tego miejsca przyszykowali to dla siebie. Nikogo
na szczęście tutaj nie było, więc szybko podwędziłem kilka kromek
chleba, i nawet nie smarując masłem nałożyłem na nie plasterki szynki,
sera i tych innych dupereli. Wsadzając już jedną kanapkę do buzi,
uciekłem z kuchni do pokoju.<br /> Zjadłszy już wszystkie kanapki,
wciąż byłem głodny, ale musiałem wytrzymać już do tej 9 albo 10.
Spojrzałem na zegarek. Kurde jest dopiero 7! Głodny nie usnę, więc
muszę znaleźć jakieś zajęcie. W pokoju nie było co do roboty, więc
postanowiłem troszkę pozwiedzać. Wyszedłem z pokoju i ruszyłem długim
korytarzem przed siebie. Na samym końcu tego korytarza były kolejne
schody w górę, jednak wejście wyżej było zakazane - tak pisało na
kartce powieszonej tuż obok. Przygryzłem wargę, zastanawiając się co
zrobić. Rozejrzałem się wokół, by upewnić się, że nikt mnie nie widzi i
szybko wszedłem schodami na górę. Tam zastałem tylko jedne drzwi.
Modliłem się by były otwarte i nacisnąłem na klamkę. Bingo! Otwarły
się, skrzypiąc cicho, przy czym ja się skrzywiłem, nie chciałem
przecież, by ktoś się dowiedział, że tutaj jestem. Pomieszczenie za
drzwiami było ogromne i bardzo ciemne. Małe okna były zasłonięte
grubymi zasłonami, jednak poniektórym promieniom światła udało się
tutaj dostać.<br /> Niepewnie i powoli wchodziłem do środka
rozglądając się za jakimś źródłem światła. Po omacku macałem ściany
obok drzwi, szukając załącznika. Na marne. Wzdychając głośno wchodziłem
głębiej do pomieszczenia. Moje oczy powoli przyzwyczajały się do
panującej tu ciemności.W końcu mogłem dojrzeć co dokładnie się tutaj
znajduje - był to rzecz jasna strych. Pełno było tu kartonów, starych
mebli, lustrer i różnych wielkości kufrów. Ciekawy podszedłem do
pierwszego i go otwarłem. Nie było w nim nic, poza jakimiś starami
dziewczyńskimi ciuszkami. Im głębiej wchodziłem, tym zimniej mi się
robiło, ale byłem tak podekscytowany tą całą sytuacją, że nie mogłem po
prostu zawrócić. Moim oczom ukazało sie wielkie biurko, leżały na nim
jakieś książki, a ja chwyciłem pierwszą lepszą i otwarłem na byle
której stronie. Jak się okazało nie była to książka tylko pamiętnik.
Zacząłem czytać.<br />
<i>Mam tego dość. Kiedy w końcu będę mogła spokojnie pójść spać? Kiedy w końcu będę mogła żyć normalnie..?</i><br />
Nic więcej nie pisało na tej stronie. Przewróciłem na następną, na samym środku pisało krótkie <i>Znów</i>.
Marszcząc brwi przewracałem kolejne kartki, szukając czegoś dłuższego.
Prawie na samym końcu znalazłem dłuższy wpis, pisało w nim: <i>Dzisiaj
skończymy z tym. Raz na zawsze. Pożałuje wszystkiego co nam robił.
Wszystkiego... Boje się. A jeśli wróci...? Co wtedy poczniemy? </i><br />
Gdy skończyłem czytać ostatnie słowo drzwi wejściowe zatrzasnęły się z
wielkim hukiem. Pamiętnik wyleciał mi z rąk, sam niemal upadłem na
ziemie. Podbiegłem do drzwi mocno szarpiąc za klamkę. Serce waliło mi
chyba z 100 uderz na sekundę, i mimo adrenaliny, o prostu
marznąłem...zamiast się pocić to zrobiło mi się niemiłosiernie zimno.
Drzwi nawet nie drgnęły. Ogarnęła mnie panika, nie wiedziałem co robić.
Obróciłem się, poszukując wzrokiem jakiegoś innego wyjścia, którego
wcześniej nie zauważyłem. Na samym końcu strychu coś drgnęło.
Zacisnąłem dłonie w pięść, powstrzymując ich trzęsienie się. Nawet nie
wiem czy to z zimna czy ze strachu...<br />- Pomocy! Liam! Pomóżcie mi!
Harry! Louis! Zayn! Jestem na strychu! Pomóżcie! - zacząłem wydzierać
się w niebo głosy. Czułem, że ręce mi już zamarzają. Trząsłem się jak
osika, i nie mogłem z tym nic zrobić. Ponownie zacząłem się drzeć,
błagać o pomoc. Kątem oka zauważyłem sunący cień. Zbliżał się do mnie,
jednak po chwili się stracił. Jak to możliwe żeby w ciemnościach
widzieć cienie?! - pomyślałem spanikowany, nie ogarniając już niczego. <br />
Odsunąłem się od drzwi i pobiegłem do najbliższego kąta, w którym
kucnąłem, chcąc się chronić, sam nie wiem przed czym. Cholernie się
bałem, chciałem się stąd wydostać, znaleźć się jak najdalej stąd. <br /><i>Pomóż mi! Mamo! To tak boli... Mamo! Pomóż mi, mamusiu!</i><br />
Wrzask małej dziewczynki otaczał mnie, obijał się o ściany niczym echo.
Dochodził do mnie z każdej strony, ciągle się powtarzając. Trzęsącymi
się rękoma ukryłem twarz, zatkałem uszy. Po policzkach płynęły mi
lodowate łzy, czułem jak zamarzam. Wrzask, płacz i pisk dziewczynki nie
ustępował, a mój szloch stawał się coraz głośniejszy. Nie chciałem się
podnosić, nie chciałem widzieć tego cholernego cienia, nie chciałem widzieć nic. Chciałem już tu po prostu umrzeć, bo było to nie do
zniesienia. Nie da opisać się tego strachu, tych emocji...<br /> W
sekundzie wszystko ucichło. Nie trząsłem się. Uniosłem głowę. Zasłony
były odsłonięte, wpuszczając do pomieszczenia jasne światło. Od razu
mój wzrok uciekł na drzwi. Były otwarte! Błyskawicznie stąd wybiegłem,
nie patrząc za siebie, nie zamykając drzwi, nie zważając na to, że
niemal spadłem ze schodów. Chciałem znaleźć się jak najdalej od tamtego
przeklętego miejsca.
Julia_1Dhttp://www.blogger.com/profile/15313019691657018824noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-8863446850539043787.post-30684623046396714272012-09-30T12:45:00.000-07:002012-10-04T11:23:16.081-07:00Rozdział III<div style="font-family: Georgia,"Times New Roman",serif; text-align: center;">
<b><br /></b></div>
<div style="font-family: Georgia,"Times New Roman",serif; text-align: center;">
<b><br />*Bonnie*</b></div>
<br />
Niepewnie wróciłam do pokoju. Zayn leżał na łóżku próbując złapać jakikolwiek kanał na TV, jednak bez skutku. Był to stary grat, na pewno nie będziemy mogli z niego korzystać. Zayn najwidoczniej też doszedł do takiego wniosku, bo wyłączył go i odłożył pilot.<br />
- O telewizji możemy zapomnieć. - popatrzał na mnie, obdarowując mnie tym swoim boskim uśmiechem, który rzucił w niepamięć ten mały incydent z lustrem. Poza tym byłam pewna, że sobie tylko to wyobraziłam. No bo jak już potrafiłam sobie tak świetnie wyobrazić seks z Zayn'em, to dlaczego też nie takie coś? Apropo seksu z Zayn'em... Mój wpsółlokator pozbył się koszulki podczas mojej nieobecności. Patrzyłam na jego pięknie wyrzeźbiony brzuch i mimowolnie przygryzłam swą wargę. Zapragnęłam dotknąć tych mięśni.<br />
Zayn dostrzegł, że tak mu się przyglądam, bo wyprostował się napinając mięśnie brzucha i rąk.<br />
- Jak już podziwiasz, to całość. - skomentował to z tym swym uroczym zadziornym uśmieszkiem. Zaśmiałam się jedynie, kręcąc głową. - Ty, no ale to jest nie feir, ty możesz podziwiać, a co ze mną? - zrobił oburzoną minę, co doprowadziło mnie do śmiechu.<br />
- Takie widoki ci nie wystarczają? - wskazałam ręką na mą twarz. Nie byłam brzydka, tak naprawdę to uwielbiałam swój wygląd. Wszystko było idealne. Miałam ciemne, długie i kręcone włosy, oczy ciemne niemalże czarne, figurę miałam jak jakaś modelka: szczupła z długimi nogami. Dobra, przyznaje, byłam zakochana sama w sobie. Byłam próżna i arogancka, ale ludzie mnie kochali.<br />
- Nie. Twoją twarz widzę prawie codziennie, najważniejszych części ciała jeszcze nie widziałem, bo zawsze dobrze je ukrywasz. - wskazał na moje piersi. Prychnęłam. <br />
- Jak tak bardzo ci ta bluzka przeszkadza to się jej pozbądź! - pokazałam mu język, zakładając ręce na piersiach. Zayn w sekundzie rzucił się na mnie, a ja zaczęłam uciekać mu przez cały pokój, gasząc przy okazji szybko światło, bym mogła w razie czego się schować w ciemnościach. Nie miałam jednak gdzie uciekać, dlatego bardzo szybko mnie złapał i przełożył sobie przez ramię. Nie był to dla niego żaden wysiłek, pewnie dla niego byłam lekka jak piórko. Ostrożnie rzucił mnie na łóżko, by móc mnie zaraz zacząć łaskotać. Piszczałam i próbowałam mu się wyrywać. Nienawidziłam tego, jednak śmiałam się głośno, bo inaczej się nie dało. Zayn zauważył, że nie mam już sił, by się bronić, dlatego dał sobie już spokój. Wykorzystałam tą chwilę, by rzucić się na niego. Usiadłam na nim, przytrzymując mu ręce, oczywiście było to głupie, bo jakby chciał już dawno by się uwolnił.<br />
- No i co teraz, mądralo? - nawet nie dał dokładnie dokończyć mi tego zdania, bo zachłannie wpił się w moje usta. Zszokowana jego bezpośredniością, nie odwzajemniłam pocałunku. Jednak po ułamku sekudny moje usta zaczęły współpracować z jego. Był to bardzo namiętny i czuły pocałunek, poczułam motyle w brzuchu i zaparagnęłam więcej i więcej. Nawet nie wiem kiedy moje dłonie puściły jego ręce i powędrowały na jego twarz. Miał na niej lekki zarost, co wydawało mi się po prostu boskie! Jego dłonie powoli, drżąc lekko, przejechały po moich nagich udach, zatrzymując się na pośladkach. Przeszły mnie ciarki, uwielbiałam takie delikatne pieszczoty. Przylgnęłam do niego całym ciałem, nie chcąc by dzieliła nas jakakolwiek przestrzeń, pogłębiałam przy okazji pocałunek. Już nie kontrolowałam siebie i swoich poczynań, chciałam po prostu całować Zayn'a, posuwając się coraz dalej i dalej. <br />
Chłopak podniósł się, zrobiłam to samo. Jego ręce wędrowały w górę, wzdłóż moich pleców. Ciarki ponownie przeszły po mym ciele, pozostawiając po sobie gęsią skórę. Nasz pocałunek nie był już taki czuły, robił się coraz bardziej dziki i zachłanny. Pragnęliśmy siebie i teraz nic nas nie mogło juz pohamować. <br />
Położyłam się, ciągnąc go za sobą. Pocałunkami zjechał teraz na moją szyję. Raz po raz ssał lekko skórę na mej szyi, co było bardzo przyjemne. Wodziłam dłońmi po jego nagich plecach, ciesząc się, że mogę wreszcie poczuć jego ciało, jego zapach i smak - jakby na potwierdzenie tych słów pocałowałam delikatnie jego szyję, napawając się jej pięknym zapachem. Było lepiej niż to sobie wyobrażałam. Nie spodziewałam się, że to nastąpi tak szybko i że będzie tak cudownie.<br />
Poczułam ciepło na piersi - to Zayn już się do niej dobrał. Miał tylko jedną wolną rękę, drugą musiał się opierać, by mnie nie przygnieść, ale pieszczota i tak była przyjemna. Po chwili nie miałam na sobie już koszulki. Zayn schodził pocałunkami coraz niżej i nizej, z szyi na obojczyk, potem na piersi, potem zaś na brzuch. Na tym ostatnim zatrzymał się na chwilę, by móc szybko pozbyć się mych majtek. Wsunęłam mu dłonie we włosy, gdy zaczął zajmować się mą kobiecością. Jęczałam cicho z rozkoszy, jaką mi dawał. Z każdą chwilą dociskałam go bardziej do siebie, bawiąc się - a raczej szarpiąc go za włosy. <br />
Pierwszy orgazm zaliczony. Mój kochanek podniósł się i zaczął rozpinać spodnie, przedtem jeszcze wyciągając z kieszeni prezerwatywę. No skubaniec! Był na to przyszykowany, pewnie to planował! Nie mogłam się jednak gniewać, nie w tej chwili. Przyglądałam mu się, jak walczy ze swoimi spodniami. Kątem oka dostrzegłam, że coś w ciemnym rogu pokoju się poruszyło. Jakby tam ktoś stał... Serce przyśpieszyło mi jeszcze bardziej. Oderwałam wzrok od kąta i wbiłam go w Zayn'a, który już pozbył się wszystkich części garderoby. Nie trudno było zapomnieć o cieniu, gdy miało się przed oczami sprzęt Zayn'a. Przecież on był ogromny! <br />
- Nic się nie martw, będzie dobrze. Będę bardzo delikatny, moja piękna. - wyszeptał mi do ucha (jego głos był tak podniecający!), gdy objęłam go rękami, robiąc mu miejsce między nogami. Zaraz się zacznie. Denerwowałam się trochę, bo był to mój pierwszy raz, a Zayn o tym wiedział.<br />
Nie miałam się jednak czego obawiać, był delikatny tak jak powiedział. Bólu tez nie czułam. Byłam teraz po prostu w raju, który dzieliłam wraz z Zayn'em. Julia_1Dhttp://www.blogger.com/profile/15313019691657018824noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-8863446850539043787.post-37172928519950674142012-09-30T10:37:00.003-07:002012-10-06T10:47:32.480-07:00Rozdział II<div style="font-family: Georgia,"Times New Roman",serif; text-align: center;">
<b>*Bonnie*</b></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<br />
Rozdzieliliśmy się i każdy poszedł do swojego pokoju. Co było dziwne dostaliśmy pokoje na samej górze - na 3 piętrze. A wątpię, żeby teraz ktoś zamieszkiwał pokoje pod nami. <br />
Weszliśmy z Zayn'em do naszego pokoju, drzwi otwierały się głośno skrzypiąc. Wnętrze pokoju było tak samo urządzone, jak cała reszta hotelu, czyli staroświecko. Na samym środku pod ścianą stało duże łóżko z baldachimem, które od razu pokochałam. Na przeciwko stał malutki telewizor, tuż obok niego dwa fotele i stolik. Na ścianach wisiało kilka obrazów, przedstawiających lasy. <br />
Popatrzałam na Zayn'a, który też przyglądał się wszystkiemu po kolei.<br />
- Strasznie tu...- szepnęłam nie odrywając od niego wzroku. Zayn uśmiechnął się i objął mnie ramieniem.<br />
- Póki ja jestem z tobą to nic ci nie grozi. Poza tym zostajemy tu tylko na jedną noc. Wiec jeśli tu straszy, to nawet się tego nie dowiemy, bo zaraz idziemy pod prysznic i spać, okey? - powiedział to tak troskliwie i czule, że zrobiło mi się ciepło na sercu. Czułam sie przy nim bezpiecznie.<br />
Położyłam mój plecak na łóżku i wyjęłam z niego świeżą koszulkę (zawsze służyła mi jako piżama, bo była mi do kolan), bieliznę, szczoteczkę do zębów i inne potrzebne mi rzeczy, i informując Zayn'a, że idę się myć , poszłam do łazienki. Ta była prawie tak wielka jak sama sypialnia. Prócz podstawowego wyposażenia łazienki, była tutaj też ogromna wanna, która stała na samym środku. Napuściłam do niej gorącej wody, gęsta para unosiła się nade mną, robiąc wrażenie sauny. Ściągnęłam przemoknięte ubrania i powoli, by się nie oparzyć wchodziłam do wody.<br />
Będąc już w wannie, przymknęłam oczy i napawałam się ciepłem wody. Przy okazji zaczęłam myśleć trochę o... o Zaynie. Starałam się tego nie robić, ale czasem po prostu musiałam. Wątpię, że jestem w nim zakochana, ale pociąga mnie. Jest tak seksowny, że powinno to być zakazane! Zanużyłam się głębiej, woda sięgała mi już do nosa. Zayn ponownie wrócił do mej głowy.Wyobrażałam sobie jak mnie całuje, dotyka i pieści. Jak patrzy mi w oczy i mówi, że dziś możemy poszaleć... Wyobrażałam sobie precyzyjnie każdą scenkę, każdy jego ruch. <br />
- Bonnie? Żyjesz? - podskoczyłam aż, słysząc pukanie i głos Zayn'a.<br />
- Tak, jasne. Tak mi fajnie po prostu.. - zaśmiałam się cicho. Dobrze że go tu nie było, bo wtedy by ujrzał tego buraka na mej twarzy! Tak się zamyśliłam, że zapomniałam o całym świecie. <br />
Umyłam się na szybko i wyszłam z wanny, okrywając się ręcznikiem. Wzięłam szoteczkę, którą wcześniej położyłam na szafecce i odwróciłam się do lustra. Serce w tym momencie mi stanęło, a oczy niemal wyszły z orbit. Na zaparowanym lustrze było napisane: "Witaj spowrotem". Ogarnął mnie wielki strach, ale w momencie przypomniało mi się, że przecież nie jestem tu sama. Wyszłam z łazienki wciąż owinięta tylko ręcznikiem. Zayn uśmiechnął się łobuzersko na ten widok, ale mina mu zżedła widząc mój wyraz twarzy.<br />
- Uważasz, że to śmieszne?! Wiesz, że to miejsce mnie przeraża i jeszcze robisz coś takiego?! - wydarłam się wniebo głosy. Zayn spojrzał na mnie zaskoczony, najwyraźniej nie wiedział o czym mówię. Ta, ale dobry z niego aktor.<br />
- Ale o co ci chodzi? Cały czas siedziałem tutaj i na ciebie czekałem. - podniósł ręce w geście niewinności, ale to i tak na nic się nie zdało. Byłam święcie przekonana, że to on. - Przysięgam, Bonnie!<br />
- Ach, tak? To kto na lustrze napisał "witaj spowrotem"? - ostatnie słowa wypowiedziałam próbując naśladować charakterystyczny akcent mojego współlokatora.<br />
- Co? - Zmarszczył brwi podnosząc się z łóżka i skierował się do łazienki. Ja wziąż stałam w pokoju, tupiąc gniewnie stopą. - Dobra, Bonnie! Już kumam! Chciałaś mi narobić stracha, co? - zaśmiał się głośno z łazienki. Na te słowa pokręciłam głową i dołączyłam do niego. Na lustrze nie było kompletnie nic. Przystanęłam, mrugając oczami jak idiota. <br />
- Ale...ale...przecież...yyy...co? Nic nie rozumiem. - jąkałam się wciąż wpatrując się w lustro. Przecież naprawdę coś tam widziałam! To nie był żaden wybryk mojej wyobraźni!<br />
Zayn patrzył na mnie unosząc jedną brew. Żebym nie wyszła na szaleńca, zaśmiałam się głośno i klepnęłam go w ramię.<br />
- Kurde, no nie wyszedł mi żart! Kompletnie zapomniałam napisać to na tym lustrze...- pokręciłam głową, wzruszając ramionami.<br />
- Kiepski kawał, następnym razem bardziej się postaraj. - puścił mi oczko i wyszedł, zamykając za sobą drzwi. Oparłam się o ścianę, znów wbijając wzrok w to przeklęte lustro. Nie wydawało mi się...to naprawdę tam było.Julia_1Dhttp://www.blogger.com/profile/15313019691657018824noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-8863446850539043787.post-83008954432025055772012-09-30T10:30:00.002-07:002012-10-06T10:48:09.562-07:00Rozdział I<br />
Weekend zapowiadał się świetnie dla Bonnie. Wraz ze swoimi przyjaciółmi miała udać się na camping. Wszystko było przyszykowane, miejsce wybrane, rzeczy zapakowane, wielki prowiant również był. Mogli ruszać.<br />
W szóstkę - Bonnie, Zayn, Harry, Niall, Liam i Louis - mieli jeszcze pojechać po resztę swojej paczki. Droga była długa, a im robiło się już nudno. Niall marudził, że jest głodny, Zayn'owi chciało się sikać. Louis postanowił pojechać przez las, twierdząc, że to skróty. Tak naprawdę pierwszy raz tamtendy przejeżdżał, ale był pewien, że tą drogą szybciej dojadą na miejsce. Po drodze zatrzymali się, by coś zjeść, i żeby Zayn w końcu mógł się odlać.<br />
Bonnie spojrzała na niebo, które z każdą chwilą robiło się coraz bardziej pochmurne. <br />
- Chyba nici z cempingu...Co my teraz zrobimy? - Westchnęła głośno, kręcąc głową z irytacją.<br />
Wtedy wszyscy popatrzeli na ciemne chmury nad nimi. Było słychać jęki i przekleństwa.<br />
- Dobra, wsiadajcie. Może pogoda się poprawi zanim dojedziemy do reszty. - powiedział Louis ostatni raz spoglądając na niebo, z którego teraz zaczął lać się deszcz. Wszyscy czym prędzej wsiedli do samochodu.<br />
Jechali jakieś dobre 40 minut, a pogoda wciąż się pogarszała. Deszcz lał jak z cebra, a z dala było słychać nadchodzącą burzę. Wtedy Liam dojrzał coś przez okno i szturchnął Louis'a w ramię, pokazując jakiś szyld. Był na nim napis "HOTEL" i wielka strzałka w prawo. Nie mieli oczywiście innego wyjścia i musieli tam się udać. Już w 5 minut byli na miejscu. Hotel okazał się starym, wielkim domem, który już od zewnątrz budził grozę.<br />
- Lepsze to niż nic. - powiedział cicho Harry przyglądając się budynkowi.<br />
- O ja cię! Jak w jakimś horrorze! - rzekł Niall, wysiadając z auta z kanapką w ręku. Pewnie na szybko wyciągnął ją z plecaka. Żarłok jeden.<br />
- Założe się, że tam straszy! - dodał coś od siebie Zayn. Wszyscy wydawali się zafascynowani tym miejscem. Mieli nadzieję, że spotka ich w tym miejscu jakaś przygoda z duchami i upiorami. Jedynie Bonnie miała złe przeczucia. Od wewnątrz czuła jakiś niepokój i odrazę do tego miejsca.<br />
<br />
Wystrój był staroświecki. Meble stare, żanych nowoczesnych urządzeń, wielkie obrazy na ścianach. "Taaaa, jakaś babcia to wszystko udekorowała, na bank" - skomentował Niall . Mowa oczywiście o wnętrzu hotelu. Nie przypadło ono nikomu do gustu. Przy recepcji stała starsza pani. Na oko miała z 80 lat. Niall posłał wszystkim spojrzenia, typu "A nie mówiłem?". Babcia była bardzo uprzejma i przyjazna, aż za bardzo. Jakby w głębi duszy cieszyła się jak dziecko, że ktoś odwiedził ich hotel. Oczy nie wpsółgrały z jej zachowaniem, błyszczały się tajemniczo, złowrogo.<br />
Dostali 3 pokoje, a Zayn od razu zgłosił się na ochotnika, by dzielić pokój wraz z Bonnie. Ona uśmiechnęła się szeroko i zgodziła się. Iskrzyło między nimi, ale nigdy nie zdecydowali się na kolejny krok, na coś więcej niż ino przyjaźń. Reszta również dobrała się w pary: Liam dzielił pokój z Niall'em, Harry z Louis'em.<br />
<br />
<br />
<br />
......................................................................................................................................................................<br />
Trochę kiepskie, ale musiałam jakoś zacząć tę historię. Kolejne rozdziały z pewnością będą lepsze!Julia_1Dhttp://www.blogger.com/profile/15313019691657018824noreply@blogger.com1