Bardzo serdecznie witam Was na moim blogu.
Będzie to opowieść o pewnej dziewczynie i jej przyjaciołach z One Direction, którzy odwiedzą nawiedzony dom- hotel.
Mam nadzieję, że choć trochę Was to zaciekawi i że niektóre wątki naprawdę będą dla Was straszne. Będą również wątki+18.

poniedziałek, 29 października 2012

Rozdział VII

*Niall*

    Poczułem ucisk na plecach, tracąc równowagę wpadłem do ciemności znajdującej się tuż przy moich nogach. Wymachiwałem nogami i rękami, próbując się stąd wydostać, jednak coś spowalniało moje ruchy. Próbowałem ryknąć, jednak w ustach miałem coś lodowatego, blokowało dojście powietrza do płuc. Dusiłem się. Dopiero po chwili obraz się wyostrzył, tak jak moje zmysły i mogłem stwierdzić gdzie jestem - ze wszystkich stron otaczała mnie lodowata woda. To ją miałem w ustach, to ona powodowała ten niemiłosierny ból w płucach i gardle. 
    Płynąłem w górę, jednak miałem wrażenie, że przez to tonę coraz głębiej. Płuca mnie piekły, jakbym połknął ogień - zaraz się uduszę.
    Coś w błyskawicznym tempie przepłynęło obok mnie, dźgając mnie czymś ostrym w lewe ramię. Ciemnoczerwona krew w mgnieniu oka rozeszła się po całej wodzie. Przycisnąłem dłoń do ramienia, po pierwsze, by pohamować krwawienie, a po drugie po prostu z bólu, jaki w tym miejscu odczuwałem. Nie minęło nawet 5 sekund, a znów poczułem dźgnięcie - tym razem w biodro. Od siły z jaką napastnik wykonał to wcięcie, odrzuciło mnie do tyłu. To wszystko działo się tak szybko, że nie wiedziałem jak na to zareagować, co robić.
    Obudziłem się i pierwsze co zrobiłem to łapczywie zaciągnąłem się powietrzem. Wciąż odczuwałem ból. Musiałem odkaszlnąć, dokładnie tak jakbym właśnie zakrztusił się wodą.
    Przecież to był tylko sen.
    Ciężko dysząc rozejrzałem się po pokoju. Było ciemno, więc pewnie był środek nocy. Liam leżał niedaleko mnie. Tak w ogóle to dlaczego w tym hotelu nie mają osobnych łóżek? Nonsens.
    Podniosłem się z łóżka, masując swoją obolałą szyję. Poszedłem do łazienki i tam oblałem twarz zimną wodą, ponieważ pot leciał ciurkiem z mojego czoła. Spojrzałem na siebie w lustrze - nie widziałem w nim Niallera,  który zawsze jest wesoły, uśmiechnięty i przede wszystkim wypoczęty. Widziałem w lustrze obcą mi osobę. Niby do mnie podobny - blond włosy, niebieskie oczy, kształt twarzy ten sam. Jednak tamten Niall nie ma worów pod oczami, twarz zmęczoną, wyglądającą na 5 lat starszą niż naprawdę jest. Przecież to nie mogę być ja...
    Mój wzrok przykuło moje ramię. Miałem na nim wielką ranę ciągnącą się aż na środek pleców, wyglądało to jak draśnięcie paznokciami, tyle że o wiele głębsze niż to możliwe. Obróciłem ramię do lustra, dokładnie mu się przyglądając. Na oko rany były głębokie na jakieś 2 cm! O dziwo nie leciało z nich za wiele krwi. Przypomniałem sobie nagle o biodrze i szybko na nie spojrzałem - na nim również było pięć ciągnących się linii.
    Pokręciłem głową nie wierząc w to co własnie widzę. Przecież ja spałem! To był tylko jakiś cholerny koszmar!
    Wybiegłem z łazienki, by obudzić Liama i mu to pokazać. W pokoju zastałem jednak pustkę. Nie było Liama, nie było łóżka, nie było niczego. Tylko cztery puste ściany. Okna i drzwi również zniknęły. Serce pracowało na najwyższych obrotach, czułem jak tętno pulsuje, krew przepływa w żyłach, dłonie zaczęły mi się pocić. Ciężko przełknąłem ślinę, a raczej coś w rodzaju wielkiej, gęstej kluchy.
    Wiedziałem co mnie czeka. Nie byłem jednak na to przygotowany i nigdy chyba nie będę. Co teraz mnie czeka? Jaki rodzaj bólu, jaki rodzaj tortur? Ledwo te kilka słów pojawiło mi się w głowie, a już krew zaczęła lecieć z ran na mym ciele. Cholernie bolało, krew była gorąca, jak wrzątek. Ścisnąłem mocno szczękę, by tylko nie krzyczeć. Przecież właśnie tego chcą. Bym krzyczał, błagał o litość... Nic z tego.
    Oddychałem szybko, nierównomiere, gdyż ból robił się powli nieznośny. Ściskałem zęby tak mocno, jak tylko mogłem. Samo to przyprawiało mi wiele bólu, ale nie będę krzyczeć. Nie będę. Upadłem w końcu na kolana, paznokcie wbiłem w starą, drewnianą podłogę.
     Nie będę krzyczeć.
    Ból przeszył me ciało, uczucie jakby porażenie prądem. Dłonie zaczęły mi blednąć, cała krew ze mnie wypływała. Jednak trzymałem się, nie mdlałem, choć już dawno powinienem nie żyć.
    Nie chcą mnie zabić, chcą się tylko trochę pobawić. Dobrze, więc niech robią co chcą. Ja jednak tak łatwo już się nie dam.
    Ręce zgięły mi się w łokciach. Przymknąłem powieki z których zaczęły lecieć łzy. Ukryłem twarz w rękach, ale nie kładłem się wciąż na podłogę. To byłby znak, że się poddaje. Zęby bolały, nie mogłem dłużej ich ściskać, dlatego wgryzłem się w swoją rękę. Krzyknąłem, jednak to stłumiło dźwięk wydobywający się z mego gardła. Dobrze. Wytrzymaj jeszcze. Dziewczynki nie były jednak głupie, nie poddają się póki i ja się nie poddam. Ból dotknął każdy centymetr mojego ciała. Miałem wrażenie, że obdzierają mnie ze skóry. Z całych sił starałem się nie drzeć się, jak zabijana świnia. Niestety było mi coraz ciężej.
    Nagle wzięło mnie na odruch wymiotny. Wszystko z żołądka dźwignęło mi się w górę. Jęknąłem głośno, czując jak coś ostrego przechodzi mi przez gardło. Z moich ust pierw wydobyła się gęsta krew, zaraz potem wypadały ogromne gwoździe, jeden za drugim. Ból był nie do opisania. Z trudnością łapałem powietrze. Moje płuca płonęły, tak jak i skóra. Nie wygram tego, nie ma szans. Będą mnie katowały do upadłego.
     Z mojego gardła wydobył się przeraźliwy krzyk. Jakby nie należał do mnie. Padłem plecami na ziemię, dusząc się własną krwią. Krzyczałem, krzyczałem ile się dało.
- Skończcie! -  Każdy odgłos wydobyty z mojego gardła, kosztował mnie wiele bólu. Nie obchodziło mnie to już.  - Błagam!
    Przeturlałem się na brzuch, jednak miałem za słabe ręce, by się podnieść. Znów zwymiotowałem gwoździami, tym razem mniejszymi. Nawet jeśli bym chciał już nie odezwę się ani słowem. Jedynie głośno jęczałem, na tyle było mnie stać. Krew lała się z ust, nosa, w uszach mi dzwoniło, więc pewnie stamtąd też wydobywały się strużki krwi. Drżałem na całym ciele, nie, to nie było drżenie, ja po prostu trząsłem się, coś na podobę padaczki. Przed oczami miałem białe i czarne plamki. Łzy boleśnie wypływały z oczu, szlochałem, plując krwią.
     Leżałem na podłodze nie mogąc się ruszyć, niczym roślinka. Klatka piersiowa unosiła się lekko, wciągałem w nie tylko odrobinę powietrza- więcej po prostu nie mogłem złapać. Słyszałem cichutki śmiech, tuż przy uchu, ale kogo to już obchodziło?
    Otworzyłem powoli powieki, wydawały się cholernie cieżkie. Pierwsze co ujrzałem to przejętego Liama nachylającego się nade mną.
- Obudził się! - powiedział do kogoś.
    Chciałem otworzyć usta, coś powiedzieć, ale nie wydobyłem z siebie żadnego dźwięku. Liam z Harrym - poznałem po głosie, szeptali coś niezrozumiałego do siebie - wzięli mnie pod ramiona i przenieśli na łóżko. Starałem się im jakoś to uławić, lecz ciało odmawiało posłuszeństwa, tak jakby nie należało do mnie.
- Jak się czujesz? - zapytał Harry pełnym troski głosem.
    Popatrzałem na niego krzywiąc się lekko. Co za durne pytanie. Jak mógłbym się teraz po tym wszystkim czuć? Dobrze? A może wręcz rewelacyjnie? Ale mój przyjaciel chciał dobrze.
    Poczułem, że znów płaczę. Te wszystkie przeżycia naprawdę nieźle zepsuły mi psychikę. W życiu nie byłem tak wykończony. Ale czuję, że to dopiero początek. Jestem tego wręcz pewny. Zrobią wszystko by się na nas odegrać. Za co? Za to co robił im ich skurwiały ojciec. Niestety my musieliśmy oberwać za jego poczynania.
- Ch-ch-cę się.... - musiałem się naprawdę wysilić na te kilka słów. Trochę to trwało zanim dokończyłem: - stąd wy-nieść....
    Popatrzeli na mnie, smutek i współczucie mieli wymalowane na twarzy.
- Widziałem co się z tobą dzieje, Niall - wyszeptał Liam po dłuższej chwili milczenia. - Pobiegłem szybko po Harrego. Nie wiedziałem co mam robić... To było tak, jakbyś mnie nie widział. Choćbyś był w jakimś innym świecie....
    Nie bardzo chciałem tego teraz słuchać. To jak wciskanie palca w świeżo rozciętą ranę. Pokiwałem lekko głową, miałem nadzieję, że zrozumie co chce mu przez to przekazać. Chyba zrozumiał, bo umilkł. Nie miałem ochoty przypominać sobie tego wszystkiego.
-  Coś czuję, że i mnie znowu się oberwie... - wyszeptał Harry. Wyraźnie było słychać jego strach.


*Harry*

    Widok Nialla tarzającego się po podłodze, krzyczącego i płaczącego z bólu był nie do zniesienia. Obudził resztę zespołu, jednak nie wpuściliśmy do pokoju nikogo. Ciężko było ich odgonić, ale ustapili po jakimś czasie.
    Jeszcze bardziej przerażające od Nialla, był fakt, że mnie to też spotka. Nie chciałem tak myśleć, nie chciałem być samolubny, czy coś takiego, ale strach robił swoje. Ostatnio już oberwałem mocniej od niego... następnym razem też może tak być. Jestem tchórzem, cholernym tchórzem. Nienawidziłem siebie za to.
    Ogarnęła mnie panika. Po co czytałem ten cholerny pamiętnik?! Wstałem z łóżka na którym leżał półprzytomny Niall. Próbowaliśmy zawiadomić pogotowie, policję, ale do nikogo nie dało się dodzwonić. Te cholerne stwory manipulują wszystkim. Chcą, żebyśmy tutaj zostali.
    Drżącymi dłońmi przeczesałem włosy. Uspokój się. Wdech. Wydech. Jeśli się stąd wydostaniemy to z pewnością to się już nie powtórzy. Nie ma szans, nie wydostaniemy się stąd...
- Harry, uspokój się. - poczułem dłoń na swoim ramieniu.
    Prychnąłem.
- Człowieku! Jak ja mam się uspokoić?! Spójrz na Nialla! Jest jedną nogą na drugim świecie! Mnie czeka to samo! - przyłożyłem dłoń do ust, by opanować ich drżenie.
- Wydostaniemy się stąd. Nie potrzebne nam auto. Jak tylko Niall poczuje się nieco lepiej, wiejemy stąd! -  w jego głosie było słychać strach.
    Liam podszedł do drzwi, by je otworzyć, bo ktoś zaczął w nie rąbać jak popaprany. Był to Zayn z całą resztą. Wparowali do pokoju, odpychając na bok Liama.
- Co tu się, do kurwy nędzy, dzieje? - zapytał Zayn.
- Chcą nas kurwa pozabijać! To się dzieje! - wyparowałem wściekły.
- Kto? - zapytała łagodnie Bonnie.
    Opowiedzieliśmy wszystko, od początku do końca, z każdym ważnym szczegółem. Nawet Niall z wielką niechęcią i z trudem powiedział, co niedawno przeżył. Wtedy Bonnie opowiedziała nam co powiedziała jej kucharka, i jaki miała sen. Wszystkie nasze przypuszczenia się sprawdziły. Doszliśmy do wniosku, że Elizabeth wraz z siostrami zabiła swego ojca.
- Czyli jest tak jak wam mówiłem - wtrącił Liam - to co działo się dziewczynom i później ich ojcu, dzieje się wam - wskazał mnie i Nialla.
-  Ale...co z gwoździami? Skoro to co mówisz jest prawdą, to te gwoździe też muszą coś oznaczać... - powiedział Niall. Głos powoli rozbił mu się normalny.
    Liam uniósł ramię. Oczywiście na to nie znamy odpowiedzi.
- To jak zabili ojca, nie sądzisz, że nas też pozabijają? - zapytałem po chwili ciszy.
- Przecież to duchy, widma lub zjawy, to raczej niemożliwe, żeby nas zabili... - wtrącił się Louis. - Wszystko, co się wam zdarzyło to było tylko w waszej głowie, waszej wyobraźni. Oczywiście oni tym manipulowali, ale naprawdę nic się wam nie działo.
    Oczywiście Louis próbował w jakiś logiczny sposób sobie i nam to wytłumaczyć. Gdybym nie przeżył tego na własnej skórze, pewnie też bym tak robił.
- Dobrze, Louis, ale czy widziałeś rękę Nialla? Niby to było w jego głowie, ale obrażenia mimo to na ciele ma.
    Louis skierował wzrok na Nialla, ten leżał tak, że lewej ręki nikt nie widział. Lou podniósł się i obkrążył łóżko, by móc przyjrzeć się ranie. Skrzywił się.

    Po 15 wszyscy zebrali się do swoich pokoi, chcieliśmy popakować resztę rzeczy i się stąd wynieść. Zaproszono nas na obiad, jednak odmówiliśmy, każdy stracił apetyt, a gdybym w ogóle coś zjadł... od razu bym to zwrócił.
- Idę jeszcze do łazienki - poinformowałem Louisa.
    Westchnąłem cicho i podniosłem się z łóżka, poszedłem do łazienki. Tam usiadłem na krawędzi wanny, stamtąd mogłem wzrokiem dosięgnąć lustra i mojej twarzy w nim odbitej. Ostatni raz, gdy oglądałem siebie w lustrze nie wyglądałem tak koszmarnie.
    Zdziwiony zmrużyłem oczy, ponieważ zauważyłem w sobie jakąś nagłą zmianę - oczy mi poczerwieniały. Podniosłem się i jednym wielkim krokiem pokonałem odległość, jaka dzieliła mnie od lustra. Rzeczywiście: gdy przed kilkoma sekundami patrzyłem w lustro nie miałem czerwonych oczu, teraz miały odcień czystej krwi.
    Zamknąłem oczy i potarłem je kilka razy pięściami. Otwarłem je z powrotem. Nic się nie zmieniło. Ogarnięty paniką obróciłem się, by pobiegnąć po Louisa, ale w ostatniej chwili zatrzymałem się, ponieważ niemal wpadłem na dziewczynę stojącą przede mną. Była trupio-blada; włosy miała złote, proste, z jednej strony uplecione za uchem w francuskiego warkocza; oczy prawie okrągłe, zielone; szczupła i wysoka. Piękna. Ubrana była w prostą białą sukienkę do kolan, na stopach miała białe buciki. Na szyi miała przewieszony łańcuszek z zawieszką. Była to mała literka E.
    Elizabeth...
    Patrzyłem na nią wytrzeszczając oczy. Miała łagodny wyraz twarzy, wpatrywała się we mnie, a w kącikach jej ust błąkał się złowieszczy uśmieszek. Ręce trzymała na plecach.Malutkimi i powolnymi krokami podchodziła bliżej, a ja współgrając z jej krokami cofałem się w tył, tak długo, aż nie miałem już gdzie się ruszyć, za mną była już tylko ściana.
- Louis! - miał być to krzyk, ale z mojego gardła wydostał się tylko szept. Spróbowałem jeszcze raz. Na marne.
    Nie odrywałem wzroku od Elizabeth. Hipnotyzowała mnie swoją urodą. Gdybym nie był na sto procent pewien, że jest to duch, to chętnie bym ją poznał. Teraz nie miałem na to odwagi, bo cholernie się jej bałem.
    Podeszła już na tyle blisko, że czułem jej lodowaty oddech na szyi (była niższa ode mnie prawie o głowę). Uśmiechnęła się do mnie słodko, lecz jej oczy nie wyrażały żadnych uczuć, były puste, tak więc i jej uśmiech był pusty, fałszywy.
    Nie trwało to ani sekundy, jak wyciągnęła zza pleców ogromy nóż i wycelowała mi nim w twarz. W samą porę zsunąłem się w dół. Wyglądało to wszystko jak w jakimś beznadziejnym horrorze, który niedawno widziałem, jednak to była rzeczywistość - przerażająca rzeczywistość.
    Szybko przemknąłem się obok niej i uciekłem na drugi koniec łazienki. Pod wpływem adrenaliny węzeł w moim gardle, który na początku miałem, rozwiązał się i mogłem drzeć się o pomoc. Całe szczęście dziewczyna nie była taka szybka jak ja, jej ruchy były spowolnione, tak jakby chodziła w wodzie.
    Słyszałem pukanie do drzwi. To Louis próbował się do mnie dostać. Dzięki Bogu!
    Podbiegłem do drzwi unikając tak kolejnego ciosu. Co jak co, ale miałem cholerne szczęście w tej chwili. Drzwi były zamknięte i nie mogłem ich otworzyć. Pchałem z całych sił, kopałem, waliłem ramieniem, ale ani nie drgnęły.
- Louis! Louis błagam cię otwórz jakoś te cholerne drzwi! Ona tu jest! - wyjęczałem.
    Kolejnego ciosu wymierzonego w moją otwartą prawą dłoń przyłożoną do drzwi nie udało mi się już uniknąć. Nóż przebił się przez dłoń, wbijając się również w drzwi. Stłumiłem krzyk. Przygwoździła mnie do tych cholernych drzwi, nie mogłem już zwiać.
    Nie byłem w stanie wyciągnąć noża, sprawiało mi to za wielki ból. Odwróciłem się w stronę Elizabeth, która stała jakieś dwa kroki ode mnie.
- Elizabeth... Elizabeth, proszę... - czyżby jej ściśnięte ze złości szczęki nieco się poluźniły? - Błagam cię... to nie ja. To nie ja cię krzywdziłem - wrażenie, że ulega trwało tylko sekundę. Jej oczy były pełne nienawiści.
    Nie chciałem być takim tchórzem, mięczakiem, dlatego ciągnąłem za nóż, wyciągając go powoli, boleśnie. W między czasie próbowałem dalej przemawiać do Elizabeth.
- Wiem, że mnie nienawidzisz... aaach - przygryzłem mocno wargę, strając się nie krzyczeć - Ja cię rozumiem, ale błagam...
    Stała tak tylko i się we mnie wpatrywała. To chyba już jakiś sukces, powinienem chyba mówić dalej...
- To twój ojciec wam to robił. Ukarałyście go...wystarczy... - mówiłem powoli, starając się nie koncentrować na bólu przeszywającego moją dłoń.
    Nóż tkwił mocno w drzwiach, ciężko było go stamtąd wysunąć. Pociągnąłem za niego mocno, wydobywając go z drzwi, jednak nie udało mi się go wyciągnąć również z dłoni. Louis wciąż starał się otworzyć drzwi i zdaje mi się, że słyszę też wołanie Liama. Nie mogą mi jednak pomóc...
    Złość przeraźliwie wykrzywiała Elizabeth twarz. Wkurzyłem ją tym, że się uwolniłem. Musiałem za to zapłacić.
    Upadłem kolanami na ziemię, wykrzywiając się z bólu w łuk. Nie mogłem się ruszyć, bo każdy mój ruch powodował kolejne połamanie kości... Pierwsze poczułem w kręgosłupie, kolejne w kolanach, gdy na nie upadłem. Teraz miałem poczuć kolejne, ponieważ nie utrzymywałem się już w takiej pozycji. Upadłem twarzą na podłogę, czując kolejną falę bólu. 
    Łzy ciekły mi z oczu, powietrze zatrzymało się w moich płucach, jakby nie mogło wydostać się już na zewnątrz. Ciało było sparaliżowane bólem. Odliczałem w głowie sekundy...czas w którym moje ciało, mój umysł, moje serce się podda.
    Dłoń mi pulsowała, czułem każdą pojedynczą żyłę, tętnice, każdy mięsień i nerw. Głowę miałem skierowaną właśnie na tą dłoń, mogłem przyglądać się odstającemu z niej nożu. Uśmiechnąłem się lekko. Chyba już całkiem mi odbiło, ale po prostu pomyślałem o kilku wspaniałych chwilach w moim życiu. Chciałem zachować je w pamięci, mieć przed oczyma, gdy już umrę. Płuca piekły, upominały się o powietrze. Nie miałem sił, by wciąć chociażby mały wdech... to wywołałoby przecież ból. A ja mam go już pod dostatkiem.
    Kątem oka ujrzałem Elizabeth. Wciąż nie robiła nic, tylko patrzała jak cierpię. Osz ty suko - tylko taka myśl pojawiła się w mojej głowie. Nie mogę jej się dać, nie mogę się poddać. Przypomniały mi się słowa Louisa: "to co się stało było tylko w waszej głowie". Może miał rację? Przecież jak mogłem połamać sobie kości, gdy nawet nie dostałem żadnego ciosu? Elizabeth manipulowała mym umysłem, dawała mi tylko takie odczucia. Nic z tego tak naprawdę się nie stało.
    Wziąłem głęboki wdech, bez namysłu, po prostu to zrobiłem, nie zważając na ból. Przewróciłem się na plecy, bo miałem na to siłę. Popatrzyłem na nią i się do niej złośliwie uśmiechnąłem. Podniosłem się do pozycji półleżącej. Bolało tylko trochę. Elizabeth wybuchnęła krzykiem, wściekła, że mną już nie manipuluje.
    Zniknęła.
    Ja upadłem znów na podłogę, czując zmęczenie, a w głębi siebie czułem triumf.




................................................................................................................................................................

I jak podoba wam się opowiadanie? Może być trochę głupie, ponieważ żaden rozdział nie był wcześniej przemyślany, piszę na spontana, co mi do głowy wpadnie. Dlatego mogą niektóre rzeczy po prostu nie trzymać się kupy. Wybaczycie mi to, prawda? :) Pozdrawiam.

5 komentarzy:

pitiful pisze...

Boże jaki ciekawy rozdział. Nie wiem czy to jest właściwe określenie. Czułam prawie to samo co bohaterowie chodź to jest chyba niemożliwe. Czekam na następny rozdział i życzę weny

Anonimowy pisze...

Nie no czekam na następny . kocham to . pisz dalej .! ♥

Mrs Malik ♥ pisze...

O matko. *,* Ale się wkręciłam. Przeczytałam wszystkie rozdziały na raz. Bardzo,bardzo,bardzo ciekawe opowiadanie. Czytając je mam wrażenie jakbym czytała książkę ;o I to bardzo ciekawą książkę. *,*
Niesamowite ,naprawdę. Czekam na kolejny. :)

Anonimowy pisze...

Fascynujące opowiadanie. Nie mówię tego od tak bo na serio mi się podoba :) Możesz informować o kolejnych rozdziałach? Tu masz adres mojego bloga http://best-stories-under-the-sun.blogspot.com/

Anonimowy pisze...

Przepraszam, za nadmiar komentarzy z mojej strony, ale KOCHAM tego bloga. Z każdym rozdziałem jest ciekawiej. Przyjaciółki mi coś mówiły p Niallu rzygającym gwoździami to pomyślałam, że poczytam. Woow! Jeszcze żaden blog mnie tak nie wkręcił.