Bardzo serdecznie witam Was na moim blogu.
Będzie to opowieść o pewnej dziewczynie i jej przyjaciołach z One Direction, którzy odwiedzą nawiedzony dom- hotel.
Mam nadzieję, że choć trochę Was to zaciekawi i że niektóre wątki naprawdę będą dla Was straszne. Będą również wątki+18.

poniedziałek, 29 października 2012

Rozdział VII

*Niall*

    Poczułem ucisk na plecach, tracąc równowagę wpadłem do ciemności znajdującej się tuż przy moich nogach. Wymachiwałem nogami i rękami, próbując się stąd wydostać, jednak coś spowalniało moje ruchy. Próbowałem ryknąć, jednak w ustach miałem coś lodowatego, blokowało dojście powietrza do płuc. Dusiłem się. Dopiero po chwili obraz się wyostrzył, tak jak moje zmysły i mogłem stwierdzić gdzie jestem - ze wszystkich stron otaczała mnie lodowata woda. To ją miałem w ustach, to ona powodowała ten niemiłosierny ból w płucach i gardle. 
    Płynąłem w górę, jednak miałem wrażenie, że przez to tonę coraz głębiej. Płuca mnie piekły, jakbym połknął ogień - zaraz się uduszę.
    Coś w błyskawicznym tempie przepłynęło obok mnie, dźgając mnie czymś ostrym w lewe ramię. Ciemnoczerwona krew w mgnieniu oka rozeszła się po całej wodzie. Przycisnąłem dłoń do ramienia, po pierwsze, by pohamować krwawienie, a po drugie po prostu z bólu, jaki w tym miejscu odczuwałem. Nie minęło nawet 5 sekund, a znów poczułem dźgnięcie - tym razem w biodro. Od siły z jaką napastnik wykonał to wcięcie, odrzuciło mnie do tyłu. To wszystko działo się tak szybko, że nie wiedziałem jak na to zareagować, co robić.
    Obudziłem się i pierwsze co zrobiłem to łapczywie zaciągnąłem się powietrzem. Wciąż odczuwałem ból. Musiałem odkaszlnąć, dokładnie tak jakbym właśnie zakrztusił się wodą.
    Przecież to był tylko sen.
    Ciężko dysząc rozejrzałem się po pokoju. Było ciemno, więc pewnie był środek nocy. Liam leżał niedaleko mnie. Tak w ogóle to dlaczego w tym hotelu nie mają osobnych łóżek? Nonsens.
    Podniosłem się z łóżka, masując swoją obolałą szyję. Poszedłem do łazienki i tam oblałem twarz zimną wodą, ponieważ pot leciał ciurkiem z mojego czoła. Spojrzałem na siebie w lustrze - nie widziałem w nim Niallera,  który zawsze jest wesoły, uśmiechnięty i przede wszystkim wypoczęty. Widziałem w lustrze obcą mi osobę. Niby do mnie podobny - blond włosy, niebieskie oczy, kształt twarzy ten sam. Jednak tamten Niall nie ma worów pod oczami, twarz zmęczoną, wyglądającą na 5 lat starszą niż naprawdę jest. Przecież to nie mogę być ja...
    Mój wzrok przykuło moje ramię. Miałem na nim wielką ranę ciągnącą się aż na środek pleców, wyglądało to jak draśnięcie paznokciami, tyle że o wiele głębsze niż to możliwe. Obróciłem ramię do lustra, dokładnie mu się przyglądając. Na oko rany były głębokie na jakieś 2 cm! O dziwo nie leciało z nich za wiele krwi. Przypomniałem sobie nagle o biodrze i szybko na nie spojrzałem - na nim również było pięć ciągnących się linii.
    Pokręciłem głową nie wierząc w to co własnie widzę. Przecież ja spałem! To był tylko jakiś cholerny koszmar!
    Wybiegłem z łazienki, by obudzić Liama i mu to pokazać. W pokoju zastałem jednak pustkę. Nie było Liama, nie było łóżka, nie było niczego. Tylko cztery puste ściany. Okna i drzwi również zniknęły. Serce pracowało na najwyższych obrotach, czułem jak tętno pulsuje, krew przepływa w żyłach, dłonie zaczęły mi się pocić. Ciężko przełknąłem ślinę, a raczej coś w rodzaju wielkiej, gęstej kluchy.
    Wiedziałem co mnie czeka. Nie byłem jednak na to przygotowany i nigdy chyba nie będę. Co teraz mnie czeka? Jaki rodzaj bólu, jaki rodzaj tortur? Ledwo te kilka słów pojawiło mi się w głowie, a już krew zaczęła lecieć z ran na mym ciele. Cholernie bolało, krew była gorąca, jak wrzątek. Ścisnąłem mocno szczękę, by tylko nie krzyczeć. Przecież właśnie tego chcą. Bym krzyczał, błagał o litość... Nic z tego.
    Oddychałem szybko, nierównomiere, gdyż ból robił się powli nieznośny. Ściskałem zęby tak mocno, jak tylko mogłem. Samo to przyprawiało mi wiele bólu, ale nie będę krzyczeć. Nie będę. Upadłem w końcu na kolana, paznokcie wbiłem w starą, drewnianą podłogę.
     Nie będę krzyczeć.
    Ból przeszył me ciało, uczucie jakby porażenie prądem. Dłonie zaczęły mi blednąć, cała krew ze mnie wypływała. Jednak trzymałem się, nie mdlałem, choć już dawno powinienem nie żyć.
    Nie chcą mnie zabić, chcą się tylko trochę pobawić. Dobrze, więc niech robią co chcą. Ja jednak tak łatwo już się nie dam.
    Ręce zgięły mi się w łokciach. Przymknąłem powieki z których zaczęły lecieć łzy. Ukryłem twarz w rękach, ale nie kładłem się wciąż na podłogę. To byłby znak, że się poddaje. Zęby bolały, nie mogłem dłużej ich ściskać, dlatego wgryzłem się w swoją rękę. Krzyknąłem, jednak to stłumiło dźwięk wydobywający się z mego gardła. Dobrze. Wytrzymaj jeszcze. Dziewczynki nie były jednak głupie, nie poddają się póki i ja się nie poddam. Ból dotknął każdy centymetr mojego ciała. Miałem wrażenie, że obdzierają mnie ze skóry. Z całych sił starałem się nie drzeć się, jak zabijana świnia. Niestety było mi coraz ciężej.
    Nagle wzięło mnie na odruch wymiotny. Wszystko z żołądka dźwignęło mi się w górę. Jęknąłem głośno, czując jak coś ostrego przechodzi mi przez gardło. Z moich ust pierw wydobyła się gęsta krew, zaraz potem wypadały ogromne gwoździe, jeden za drugim. Ból był nie do opisania. Z trudnością łapałem powietrze. Moje płuca płonęły, tak jak i skóra. Nie wygram tego, nie ma szans. Będą mnie katowały do upadłego.
     Z mojego gardła wydobył się przeraźliwy krzyk. Jakby nie należał do mnie. Padłem plecami na ziemię, dusząc się własną krwią. Krzyczałem, krzyczałem ile się dało.
- Skończcie! -  Każdy odgłos wydobyty z mojego gardła, kosztował mnie wiele bólu. Nie obchodziło mnie to już.  - Błagam!
    Przeturlałem się na brzuch, jednak miałem za słabe ręce, by się podnieść. Znów zwymiotowałem gwoździami, tym razem mniejszymi. Nawet jeśli bym chciał już nie odezwę się ani słowem. Jedynie głośno jęczałem, na tyle było mnie stać. Krew lała się z ust, nosa, w uszach mi dzwoniło, więc pewnie stamtąd też wydobywały się strużki krwi. Drżałem na całym ciele, nie, to nie było drżenie, ja po prostu trząsłem się, coś na podobę padaczki. Przed oczami miałem białe i czarne plamki. Łzy boleśnie wypływały z oczu, szlochałem, plując krwią.
     Leżałem na podłodze nie mogąc się ruszyć, niczym roślinka. Klatka piersiowa unosiła się lekko, wciągałem w nie tylko odrobinę powietrza- więcej po prostu nie mogłem złapać. Słyszałem cichutki śmiech, tuż przy uchu, ale kogo to już obchodziło?
    Otworzyłem powoli powieki, wydawały się cholernie cieżkie. Pierwsze co ujrzałem to przejętego Liama nachylającego się nade mną.
- Obudził się! - powiedział do kogoś.
    Chciałem otworzyć usta, coś powiedzieć, ale nie wydobyłem z siebie żadnego dźwięku. Liam z Harrym - poznałem po głosie, szeptali coś niezrozumiałego do siebie - wzięli mnie pod ramiona i przenieśli na łóżko. Starałem się im jakoś to uławić, lecz ciało odmawiało posłuszeństwa, tak jakby nie należało do mnie.
- Jak się czujesz? - zapytał Harry pełnym troski głosem.
    Popatrzałem na niego krzywiąc się lekko. Co za durne pytanie. Jak mógłbym się teraz po tym wszystkim czuć? Dobrze? A może wręcz rewelacyjnie? Ale mój przyjaciel chciał dobrze.
    Poczułem, że znów płaczę. Te wszystkie przeżycia naprawdę nieźle zepsuły mi psychikę. W życiu nie byłem tak wykończony. Ale czuję, że to dopiero początek. Jestem tego wręcz pewny. Zrobią wszystko by się na nas odegrać. Za co? Za to co robił im ich skurwiały ojciec. Niestety my musieliśmy oberwać za jego poczynania.
- Ch-ch-cę się.... - musiałem się naprawdę wysilić na te kilka słów. Trochę to trwało zanim dokończyłem: - stąd wy-nieść....
    Popatrzeli na mnie, smutek i współczucie mieli wymalowane na twarzy.
- Widziałem co się z tobą dzieje, Niall - wyszeptał Liam po dłuższej chwili milczenia. - Pobiegłem szybko po Harrego. Nie wiedziałem co mam robić... To było tak, jakbyś mnie nie widział. Choćbyś był w jakimś innym świecie....
    Nie bardzo chciałem tego teraz słuchać. To jak wciskanie palca w świeżo rozciętą ranę. Pokiwałem lekko głową, miałem nadzieję, że zrozumie co chce mu przez to przekazać. Chyba zrozumiał, bo umilkł. Nie miałem ochoty przypominać sobie tego wszystkiego.
-  Coś czuję, że i mnie znowu się oberwie... - wyszeptał Harry. Wyraźnie było słychać jego strach.


*Harry*

    Widok Nialla tarzającego się po podłodze, krzyczącego i płaczącego z bólu był nie do zniesienia. Obudził resztę zespołu, jednak nie wpuściliśmy do pokoju nikogo. Ciężko było ich odgonić, ale ustapili po jakimś czasie.
    Jeszcze bardziej przerażające od Nialla, był fakt, że mnie to też spotka. Nie chciałem tak myśleć, nie chciałem być samolubny, czy coś takiego, ale strach robił swoje. Ostatnio już oberwałem mocniej od niego... następnym razem też może tak być. Jestem tchórzem, cholernym tchórzem. Nienawidziłem siebie za to.
    Ogarnęła mnie panika. Po co czytałem ten cholerny pamiętnik?! Wstałem z łóżka na którym leżał półprzytomny Niall. Próbowaliśmy zawiadomić pogotowie, policję, ale do nikogo nie dało się dodzwonić. Te cholerne stwory manipulują wszystkim. Chcą, żebyśmy tutaj zostali.
    Drżącymi dłońmi przeczesałem włosy. Uspokój się. Wdech. Wydech. Jeśli się stąd wydostaniemy to z pewnością to się już nie powtórzy. Nie ma szans, nie wydostaniemy się stąd...
- Harry, uspokój się. - poczułem dłoń na swoim ramieniu.
    Prychnąłem.
- Człowieku! Jak ja mam się uspokoić?! Spójrz na Nialla! Jest jedną nogą na drugim świecie! Mnie czeka to samo! - przyłożyłem dłoń do ust, by opanować ich drżenie.
- Wydostaniemy się stąd. Nie potrzebne nam auto. Jak tylko Niall poczuje się nieco lepiej, wiejemy stąd! -  w jego głosie było słychać strach.
    Liam podszedł do drzwi, by je otworzyć, bo ktoś zaczął w nie rąbać jak popaprany. Był to Zayn z całą resztą. Wparowali do pokoju, odpychając na bok Liama.
- Co tu się, do kurwy nędzy, dzieje? - zapytał Zayn.
- Chcą nas kurwa pozabijać! To się dzieje! - wyparowałem wściekły.
- Kto? - zapytała łagodnie Bonnie.
    Opowiedzieliśmy wszystko, od początku do końca, z każdym ważnym szczegółem. Nawet Niall z wielką niechęcią i z trudem powiedział, co niedawno przeżył. Wtedy Bonnie opowiedziała nam co powiedziała jej kucharka, i jaki miała sen. Wszystkie nasze przypuszczenia się sprawdziły. Doszliśmy do wniosku, że Elizabeth wraz z siostrami zabiła swego ojca.
- Czyli jest tak jak wam mówiłem - wtrącił Liam - to co działo się dziewczynom i później ich ojcu, dzieje się wam - wskazał mnie i Nialla.
-  Ale...co z gwoździami? Skoro to co mówisz jest prawdą, to te gwoździe też muszą coś oznaczać... - powiedział Niall. Głos powoli rozbił mu się normalny.
    Liam uniósł ramię. Oczywiście na to nie znamy odpowiedzi.
- To jak zabili ojca, nie sądzisz, że nas też pozabijają? - zapytałem po chwili ciszy.
- Przecież to duchy, widma lub zjawy, to raczej niemożliwe, żeby nas zabili... - wtrącił się Louis. - Wszystko, co się wam zdarzyło to było tylko w waszej głowie, waszej wyobraźni. Oczywiście oni tym manipulowali, ale naprawdę nic się wam nie działo.
    Oczywiście Louis próbował w jakiś logiczny sposób sobie i nam to wytłumaczyć. Gdybym nie przeżył tego na własnej skórze, pewnie też bym tak robił.
- Dobrze, Louis, ale czy widziałeś rękę Nialla? Niby to było w jego głowie, ale obrażenia mimo to na ciele ma.
    Louis skierował wzrok na Nialla, ten leżał tak, że lewej ręki nikt nie widział. Lou podniósł się i obkrążył łóżko, by móc przyjrzeć się ranie. Skrzywił się.

    Po 15 wszyscy zebrali się do swoich pokoi, chcieliśmy popakować resztę rzeczy i się stąd wynieść. Zaproszono nas na obiad, jednak odmówiliśmy, każdy stracił apetyt, a gdybym w ogóle coś zjadł... od razu bym to zwrócił.
- Idę jeszcze do łazienki - poinformowałem Louisa.
    Westchnąłem cicho i podniosłem się z łóżka, poszedłem do łazienki. Tam usiadłem na krawędzi wanny, stamtąd mogłem wzrokiem dosięgnąć lustra i mojej twarzy w nim odbitej. Ostatni raz, gdy oglądałem siebie w lustrze nie wyglądałem tak koszmarnie.
    Zdziwiony zmrużyłem oczy, ponieważ zauważyłem w sobie jakąś nagłą zmianę - oczy mi poczerwieniały. Podniosłem się i jednym wielkim krokiem pokonałem odległość, jaka dzieliła mnie od lustra. Rzeczywiście: gdy przed kilkoma sekundami patrzyłem w lustro nie miałem czerwonych oczu, teraz miały odcień czystej krwi.
    Zamknąłem oczy i potarłem je kilka razy pięściami. Otwarłem je z powrotem. Nic się nie zmieniło. Ogarnięty paniką obróciłem się, by pobiegnąć po Louisa, ale w ostatniej chwili zatrzymałem się, ponieważ niemal wpadłem na dziewczynę stojącą przede mną. Była trupio-blada; włosy miała złote, proste, z jednej strony uplecione za uchem w francuskiego warkocza; oczy prawie okrągłe, zielone; szczupła i wysoka. Piękna. Ubrana była w prostą białą sukienkę do kolan, na stopach miała białe buciki. Na szyi miała przewieszony łańcuszek z zawieszką. Była to mała literka E.
    Elizabeth...
    Patrzyłem na nią wytrzeszczając oczy. Miała łagodny wyraz twarzy, wpatrywała się we mnie, a w kącikach jej ust błąkał się złowieszczy uśmieszek. Ręce trzymała na plecach.Malutkimi i powolnymi krokami podchodziła bliżej, a ja współgrając z jej krokami cofałem się w tył, tak długo, aż nie miałem już gdzie się ruszyć, za mną była już tylko ściana.
- Louis! - miał być to krzyk, ale z mojego gardła wydostał się tylko szept. Spróbowałem jeszcze raz. Na marne.
    Nie odrywałem wzroku od Elizabeth. Hipnotyzowała mnie swoją urodą. Gdybym nie był na sto procent pewien, że jest to duch, to chętnie bym ją poznał. Teraz nie miałem na to odwagi, bo cholernie się jej bałem.
    Podeszła już na tyle blisko, że czułem jej lodowaty oddech na szyi (była niższa ode mnie prawie o głowę). Uśmiechnęła się do mnie słodko, lecz jej oczy nie wyrażały żadnych uczuć, były puste, tak więc i jej uśmiech był pusty, fałszywy.
    Nie trwało to ani sekundy, jak wyciągnęła zza pleców ogromy nóż i wycelowała mi nim w twarz. W samą porę zsunąłem się w dół. Wyglądało to wszystko jak w jakimś beznadziejnym horrorze, który niedawno widziałem, jednak to była rzeczywistość - przerażająca rzeczywistość.
    Szybko przemknąłem się obok niej i uciekłem na drugi koniec łazienki. Pod wpływem adrenaliny węzeł w moim gardle, który na początku miałem, rozwiązał się i mogłem drzeć się o pomoc. Całe szczęście dziewczyna nie była taka szybka jak ja, jej ruchy były spowolnione, tak jakby chodziła w wodzie.
    Słyszałem pukanie do drzwi. To Louis próbował się do mnie dostać. Dzięki Bogu!
    Podbiegłem do drzwi unikając tak kolejnego ciosu. Co jak co, ale miałem cholerne szczęście w tej chwili. Drzwi były zamknięte i nie mogłem ich otworzyć. Pchałem z całych sił, kopałem, waliłem ramieniem, ale ani nie drgnęły.
- Louis! Louis błagam cię otwórz jakoś te cholerne drzwi! Ona tu jest! - wyjęczałem.
    Kolejnego ciosu wymierzonego w moją otwartą prawą dłoń przyłożoną do drzwi nie udało mi się już uniknąć. Nóż przebił się przez dłoń, wbijając się również w drzwi. Stłumiłem krzyk. Przygwoździła mnie do tych cholernych drzwi, nie mogłem już zwiać.
    Nie byłem w stanie wyciągnąć noża, sprawiało mi to za wielki ból. Odwróciłem się w stronę Elizabeth, która stała jakieś dwa kroki ode mnie.
- Elizabeth... Elizabeth, proszę... - czyżby jej ściśnięte ze złości szczęki nieco się poluźniły? - Błagam cię... to nie ja. To nie ja cię krzywdziłem - wrażenie, że ulega trwało tylko sekundę. Jej oczy były pełne nienawiści.
    Nie chciałem być takim tchórzem, mięczakiem, dlatego ciągnąłem za nóż, wyciągając go powoli, boleśnie. W między czasie próbowałem dalej przemawiać do Elizabeth.
- Wiem, że mnie nienawidzisz... aaach - przygryzłem mocno wargę, strając się nie krzyczeć - Ja cię rozumiem, ale błagam...
    Stała tak tylko i się we mnie wpatrywała. To chyba już jakiś sukces, powinienem chyba mówić dalej...
- To twój ojciec wam to robił. Ukarałyście go...wystarczy... - mówiłem powoli, starając się nie koncentrować na bólu przeszywającego moją dłoń.
    Nóż tkwił mocno w drzwiach, ciężko było go stamtąd wysunąć. Pociągnąłem za niego mocno, wydobywając go z drzwi, jednak nie udało mi się go wyciągnąć również z dłoni. Louis wciąż starał się otworzyć drzwi i zdaje mi się, że słyszę też wołanie Liama. Nie mogą mi jednak pomóc...
    Złość przeraźliwie wykrzywiała Elizabeth twarz. Wkurzyłem ją tym, że się uwolniłem. Musiałem za to zapłacić.
    Upadłem kolanami na ziemię, wykrzywiając się z bólu w łuk. Nie mogłem się ruszyć, bo każdy mój ruch powodował kolejne połamanie kości... Pierwsze poczułem w kręgosłupie, kolejne w kolanach, gdy na nie upadłem. Teraz miałem poczuć kolejne, ponieważ nie utrzymywałem się już w takiej pozycji. Upadłem twarzą na podłogę, czując kolejną falę bólu. 
    Łzy ciekły mi z oczu, powietrze zatrzymało się w moich płucach, jakby nie mogło wydostać się już na zewnątrz. Ciało było sparaliżowane bólem. Odliczałem w głowie sekundy...czas w którym moje ciało, mój umysł, moje serce się podda.
    Dłoń mi pulsowała, czułem każdą pojedynczą żyłę, tętnice, każdy mięsień i nerw. Głowę miałem skierowaną właśnie na tą dłoń, mogłem przyglądać się odstającemu z niej nożu. Uśmiechnąłem się lekko. Chyba już całkiem mi odbiło, ale po prostu pomyślałem o kilku wspaniałych chwilach w moim życiu. Chciałem zachować je w pamięci, mieć przed oczyma, gdy już umrę. Płuca piekły, upominały się o powietrze. Nie miałem sił, by wciąć chociażby mały wdech... to wywołałoby przecież ból. A ja mam go już pod dostatkiem.
    Kątem oka ujrzałem Elizabeth. Wciąż nie robiła nic, tylko patrzała jak cierpię. Osz ty suko - tylko taka myśl pojawiła się w mojej głowie. Nie mogę jej się dać, nie mogę się poddać. Przypomniały mi się słowa Louisa: "to co się stało było tylko w waszej głowie". Może miał rację? Przecież jak mogłem połamać sobie kości, gdy nawet nie dostałem żadnego ciosu? Elizabeth manipulowała mym umysłem, dawała mi tylko takie odczucia. Nic z tego tak naprawdę się nie stało.
    Wziąłem głęboki wdech, bez namysłu, po prostu to zrobiłem, nie zważając na ból. Przewróciłem się na plecy, bo miałem na to siłę. Popatrzyłem na nią i się do niej złośliwie uśmiechnąłem. Podniosłem się do pozycji półleżącej. Bolało tylko trochę. Elizabeth wybuchnęła krzykiem, wściekła, że mną już nie manipuluje.
    Zniknęła.
    Ja upadłem znów na podłogę, czując zmęczenie, a w głębi siebie czułem triumf.




................................................................................................................................................................

I jak podoba wam się opowiadanie? Może być trochę głupie, ponieważ żaden rozdział nie był wcześniej przemyślany, piszę na spontana, co mi do głowy wpadnie. Dlatego mogą niektóre rzeczy po prostu nie trzymać się kupy. Wybaczycie mi to, prawda? :) Pozdrawiam.

poniedziałek, 22 października 2012

Rozdział VI

*Harry*

- Dlaczego mnie zostawiłeś?! - wparowałem do pokoju Liama. Siedział na łóżku i dyskutował z Niall'em. Popatrzył na mnie ze zdziwieniem marszcząc czoło.
- O co ci chodzi?
- Dlaczego mnie zostawiłeś? Wiesz co ja przeżywałem? A ty sobie po prostu poszedłeś, bo się wystraszyłeś? - wydzierałem się jak nienormalny. Aż dziwne, że reszta zespołu wraz z Bonnie nie znaleźli się już w tym pokoju.
 Nigdy mu tego nie wybaczę. Nie pomógł mi. Po prostu mnie zostawił.
- Przecież wróciliśmy razem ze strychu. - powiedział to spokojnie, badawczo mi się przyglądając. Choćby miał przed sobą jakiegoś świra, który w każdej sekundzie może się na niego rzucić i bóg wie co mu zrobić. Skierowałem wzrok na Nialla - wyglądał choćby miał się zaraz rozpłakać. Musiał przeżyć to samo piekło co ja.
    Nie wiedziałem co powiedzieć. Byłem wykończony i przerażony. Jak Niall'owi po takim czymś udało się tak w miarę spokojnie tutaj stać i z nami rozmawiać? Ja tak nie potrafiłem. Oparłem się o ścianę i opadłem na podłogę, wybuchając płaczem. Chłopcy w sekundzie znaleźli się przy mnie.
- To było potworne... Nie wróciłem z tobą Liam! Byłem tam i przeżywałem piekło, rozumiesz?! Istne piekło. - wyszlochałem, kryjąc głowę w dłoniach. Było to tak żenujące, że aż zrobiło mi się wstyd. Łzy jednak same płynęły mi z oczu.
- Harry, przysięgam na Boga, że wyszliśmy stamtąd razem. Wsadziłeś do kieszeni pamiętnik, twierdząc, że później go poczytasz i się stamtąd zmyliśmy.
    Patrzyłem na niego niepewnie. Przecież minute temu sam stamtąd wybiegłem. Sięgnąłem do tylnej kieszeni spodni i naprawdę coś tam było. Wyciągnąłem to i okazało się, że to ten cholerny pamiętnik. Nie chowałem go tam. Wypadł mi z dłoni na strychu...
    Nie ogarniałem niczego. Czyżby mi się to wszystko tak jakby przyśniło na jawie? Niemożliwe. Ból odczuwałem nawet teraz.
- Niall...Niall, proszę, uwierz mi! Czytałem ten cholerny pamiętnik i...nic. Wielkie nic! Straciłem wzrok. Było tak zimno... Myślałem, że umrę! Ktoś się ze mnie śmiał, skakał mi nad głową, ciesząc się, że tak cierpię...
- Wierzę ci. Naprawdę. Ktoś chce nas stąd wypędzić, albo co gorsze - uwięzić tutaj i psychicznie wykończyć... - wyszeptał wbijając wzrok w podłogę. Jego twarz nie wyrażała żadnych uczuć.
    Pokiwałem głową, dając mu do zrozumienia, że się z nim zgadzam.
-  Ale dlaczego...ty wróciłeś stamtąd cały? Nic ci się nie stało? - zapytał Niall Liama. Popatrzyłem na tego drugiego.
- Nie czytałem tego pamiętnika. Nie chciałem... Chyba wiem o co chodzi. Czytaliście o całym bólu tej osoby, która pisała ten pamiętnik. Może...to co przeczytaliście wam się przydarzyło? - patrzył to na mnie to na Nialla. Ten pokiwał głową.
- To chyba nie to. Nie opisywała tego bólu. Ja przeczytałem tylko, że się boi...i że chce z kimś skończyć.
- Ja czytałem to samo. Tylko o tym zabijaniu kogoś to nie... - wyszeptałem drżącym głosem. Oparłem głowę o ścianę, z trudnością przełykając ślinę. - dajcie mi coś do picia...
    Liam w mgnieniu oka podał mi butalkę z wodą. Wypiłem ją całą. Zimna woda działała kojąco na moje suche, bolące gardło.
- Właśnie! - ożywił się Niall. - Gdy szedłem coś zjeść, to przyglądałem się obrazom na ścianie... Na każdym było mnóstwo kobiet i tylko jeden facet.
-  Myślisz... - zawahałem się. - myślisz, że ten facet im coś robił? I że to o tym bólu Elizabeth pisze w pamiętniku? - na samą myśl o tym wzięło mnie na wymioty. Nic dziwnego, że dziewczynki tak wrogo podchodzą do każdego faceta...
- Możliwe... Słyszałem płacz dziewczynki, wołała swoją mamę o pomoc. Ta chyba jednak jej nie pomogła... - Niall przygryzł wargę, kręcąc głową.
    Wyglądał strasznie. Miał wielkie cienie pod oczami i ogólnie wyglądał choćby nie spał przez kilka dni. Nie chciałem wiedzieć, jak ja w tej chwili się prezentuję.
- Najlepiej jak się stąd jak najszybciej wydostaniemy. Nie chce spędzić tu ani minuty dłużej.. - wtrącił Liam. - Idę powiedzieć reszcie, by się pakowali.
    Bolącymi wciąż oczyma, patrzyłem jak wychodzi z pokoju. Chciałem podnieść sie z podłogi, ale moje ciało protestowało. Bolały nie wszystkie mięśnie. Czułem się choćbym przez dwa dni, non stop ćwiczył na siłowni. Niall zaproponował mi pomoc we wstaniu. Tak poszło o wiele łatwiej, jednak bez bólu się nie odbyło. Padłem na mięciutkie łóżko, a Niall usiadł obok mnie.
- Myślisz, że śniadanie będzie już gotowe? - zapytał Niall po dłuższej chwili milczenia.
- Jezu, ty w takiej chwili o jedzeniu myślisz?! - mimo wszystko uśmiechnąłem się do niego. Ten człowiek jest jak maszyna do żarcia. Nigdy nie miał dość.
- No jezu...zjadłem tylko 4 kanapki dzisiaj. A wiesz jakie pyszne były? Może mieszkają tutaj dziwni ludzie, ale mają bardzo dobre szynki! - mówił to z takim poważnym wyrazem twarzy, że nie mogłem inaczej - wybuchnąłem śmiechem.
- Niall, co tak w ogóle ci się na tym strychu przydarzyło? - mój przyjaciel nieco się krzywił i popatrzył na mnie. Nie chciał o tym rozmawiać, bał się wspominania tego wszystkiego. Ale w końcu opowiedział wszystko ze szczegółami. Zrobiłem to samo i niestety wyszło na to, że to ja miałem się gorzej. Więcej bólu i cierpienia, chociaż Niall również dużo cierpiał i to zdecydowanie dłużej niż ja.
- Nie wierzyłem w duchy i w to wszystko, myślałem że to jakaś bzdura... dlatego tak mocno mi się oberwało - byłem tego święcie przekonany.
- Stary, już się nie martw. Wracamy do domu! - wykrzyczał uśmiechając się do mnie blado.
    Nieco się rozluźniliśmy, ale ja wciąż się bałem. Całe szczęście wyszliśmy z tego cali i oby nikomu z naszej grupki to się nie przytrafiło. Mimo wszystko byłem ciekaw co się tutaj wydarzyło, jaką historię ma ten dom. Chciałem się tego dowiedzieć, ale strach przezwyciężał wszystko. Nic, tylko uciekać stąd.
    Po jakichś 10 minutach wrócił Liam. Od razu wziął się za pakowanie swoich i Nialla rzeczy.
- Loui poszedł odpalić już samochód. Zbieramy się. Zayn i Bonnie są już na dole. - mówiąc to nie patrzył na nas, zajmował się chowaniem swoich brudnych gaci do plecaka. Westchnąłem głośno, bo uświadomiłem sobie, że żeby wstać, to muszę się poruszyć, a jak się poruszę to będzie boleć. Katastrofa.
    Niall pomógł mi się podnieść i w tym momencie do pokoju wpadł Louis. Wyraz jego twarzy nie wróżył nic dobrego. Wymieniliśmy z Niall'em porozumiewawcze spojrzenia i opadliśmy z powrotem na łóżko. Pięknie...
- Samochód nie działa. Na dworze leje, nie uda nam się go dziś naprawić. Mechanika też nie załatwimy, bo zasięgu nie ma. A ich domowy telefon podobno się zepsuł. - popatrzył na mnie z wyraźną troską. - Chłopaki, jak się czujecie? Boże, Harry, dlaczego mi nie powiedziałeś co się stało? Po co wy w ogóle szliście na ten strych, co? Palanty! - pokręcił głową. - No nic. O spaniu pod namiotami możemy zapomnieć, pogoda ma być bez zmian, na dodatek wieczorem ma być niezła burza...
- Zabij mnie. - Niall zamknął oczy, kładąc się na łóżku. - Zabijcie mnie, zanim oni to zrobią...


*Bonnie*

    Chyba nikt z nas nie chciał zostawać tutaj jeszcze jeden dzień dłużej, ale niestety nie mamy innego wyjścia. Nikt nie chciał mi powiedzieć, co stało się z Niall'em i Harry'm, że są w tak kiepskim stanie, postanowiłam więc nie wnikać.
Około 16 poproszono nas do jadalni na obiad. Ponieważ nie jedliśmy śniadania, to teraz dostaliśmy większy wybór dań. Przyszła po nas ta staruszka, teraz wydawała się jeszcze bardziej przerażająca i jeszcze starsza.
    Niall jako pierwszy zasiadł przy ogromnym stole i zaczął wpieprzać. Reszta również ze smakiem zajadała się pysznościami. Jedynie ja nie miałam ochoty jeść. Podłubałam trochę mięsa z piersi kurczaka, trochę surówki i tyle. Odeszłam ze stołu i mówiąc, że zaraz wracam, wyszłam.
    Udałam się do kuchni. Tam zastałam kobietę stojącą przy garach, miała może z 30- parę lat. Uśmiechnęła się na mój widok.
- Dzień dobry. Przepraszam, nie chciałam pani przeszkodzić... - już chciałam się obrócić i wyjść, lecz usłyszałam jej naprawdę słodki i życzliwy głos.
- Chodź tu kochanie, usiądź sobie. Dlaczego nie jesz? Może ugotować coś specjalnie dla ciebie? - uśmiechnęła się do mnie. Zajęłam miejsce przy małym stoliku.
- Zjadłam już, dziękuję. Ym...mogę zadać pani kilka pytań? - postanowiłam ją trochę powypytywać o dzieje tego domu.
- Wal śmiało, słońce. - obróciła się znów do garów, mieszała coś wielką drewianą łyżką. Po zapachu było oznać, ż to zupa grzybowa. Mniam!
- Jak długo pani tu już pracuje?
- Od 5 lat. - powiedział krótko, jednak wciąż tym życzliwym i czułym tonem.
- A..zauważyła pani tutaj...czy działo się tutaj coś dziwnego? Związanego z duchami? I co pani wie o ludziach zamieszkujących ten dom? - może przesadziłam z tymi pytaniami, ale nie mogłam się powstrzymać.
- Związanego z duchami? - obróciła się do mnie i z niepokojem rozejrzała sie po kuchni. Chyba nie chciała mi nic mówić, ale w końcu westchnęła i zaczęła:
 - Tak. Dzieją się tutaj dziwne rzeczy, chociaż mi osobiście nic takiego się nie przytrafiło. Nikt nie odwiedza już tego hotelu, bo krążą plotki, że żyją tutaj demony. Sama nie wiem co o tym sądzić... - wzruszyła ramionami. - A co do właścicieli. Dom należy do państwa Knowell'ów. Znaczy...już tylko do pań Knowell. Adelaide i jej najmłodsza córka Janet są jego właścicielkami. Pani Knowell w sumie miała 5 córek, wyobrażasz sobie? I tylko jeden mężczyzna w domu. - zaśmiała się cichutko. - trzeba mu współczuć, nieprawdaż? Kobiety czasami są naprawdę nieznośne. - uśmiechnęła się do mnie szeroko i przyjaźnie.

- A jak miały na imię pozostałe córki pani Knowell? - ciekawość robiła swoje. Zawsze taka byłam, wszystko musiałam wiedzieć.
- Więc tak, zaczniemy od najstarszej: Elizabeth, Juliet, Larissa, Maude i Janet. Ich ojciec miał na imię Gabriel. Piękne imiona, prawda?
- Tak, przepiękne. A czy któraś z tych dziewczyn miała dziecko? - czułam, że muszę o to zapytać. Napis "witaj spowrotem" nie bez powodu znalazł się na tym lustrze, czuję, że jestem jakoś powiązana z tym domem. Choć ta myśl naprawdę mnie przeraża...
- Och, dziecko, jakie ty mi zadajesz pytania. Hm, niech pomyślę... Nie wiem czy Juliet czasem nie miała małej dziewczynki... Wiesz tutaj krążą różne plotki, nie zawsze okazują się prawdą... - popatrzyła na mnie. Znowu miałam uczucie, że wie o tym, jednak woli niczego nie zdradzać. Była jednak miłą kobietą i najwyraźniej nie chciała niczego przede mną ukrywać. - Dziewczyna zmarła dwa miesiące po przyjściu na świat małej Ethel. Było to 18 lat temu. Prawdopodobnie oddała wcześniej dziecko jakieś rodzinie... - patrzyła na mnie z poważnym wyrazem twarzy. Po chwili jednak znów promiennie się uśmiechnęła i zaproponowała mi zupy. Odmówiłam, żegnając się i wracając do chłopców.


    Wróciliśmy do swoich pokoi. Harry ciężko stawiał swoje kroki, wyglądał tragicznie. Nie mogłam wytrzymać i musiałam zapytać co się stało.
- Nic, nic. Wszystko w porządku. Spadłem ze schodów, nic takiego. Jestem trochę obolały, tylko tyle. - postarał się o lekki uśmiech.
- Spadłeś ze schodów?! To dlaczego nic mi nie powiedzieliście? Nie złamałeś sobie niczego? Pozwól, że na ciebię spojrzę, wiesz, że moja mama jest lekarzem trochę się na tym znam. - nalegałam, jednak spławił mnie, mówiąc, że czuje się dobrze.   
    Weszłam więc z Zayn'em do swojego pokoju.
- Mogę z tobą o czymś porozmawiać? - popatrzyłam na Zayna, który kładł się na łóżko.
- Zawsze i o wszystkim - z uśmiechem poklepał miejsce obok siebie. Usiadłam tam po turecku.
- Rozmawiałam z kucharką i dowiedziałam się kilku ciekawych rzeczy... - Zayn wpatrywał się we mnie, oczekując na dalsze słowa. - Wiesz, że jestem adoptowana, prawda?
    Pokiwał głową na tak.
- Jedna z dziewczyn mieszkających tutaj miała córkę, Ethel...oddała ją jakieś rodzinie....
- Czekaj, czekaj...myślisz, że to ty jesteś tą Ethel?
    Przytaknęłam powoli głową.
- Ale dlaczego tak uważasz? Skąd ci się to wzięło? - zapytał, patrząc się na mnie.
- Juliet 18 lat temu urodziła... A ja od początku czułam się jakoś powiązana z tym domem. Wiem, może ci się to wydawać głupie... - spuściłam głowę, skubiąc palcami kołdrę.
- Bonnie, proszę cię. To tylko zbieg okoliczności. Na pewno nie urodziłaś się w tym domu wariatów.- wypowiedział to czule, nie chciał mnie urazić.
    Wzruszyłam jedynie ramionami. Zayn wyciągnął do mnie ręce, a ja wtuliłam się w jego tors. Czułam się przy nim dobrze. Zaczęło nas już coś łączyć, chociaż na początku nie chciałam, by do tego doszło. Teraz cieszę się, że mam go przy sobie.
    Mimo słów Zayna, ja i tak wiedziałam swoje. Ja jestem Ethel. I to mnie Juliet chciała przed czymś ochronić. Bo przecież tak o, by mnie nie oddała. Musiała mieć jakiś powód.
    Resztę wieczoru spędziliśmy w łóżku. Rozmawialiśmy o najróżniejszych rzeczach, jednak unikaliśmy tematu o którym wcześniej rozmawialiśmy. Później ponownie ze sobą współżyliśmy. Seks z Zaynem był naprawdę bardzo przyjemny. Jak na takiego twardziela był naprawdę bardzo czuły i delikatny. Uwielbiałam go za to. Już po 22 usnęliśmy w swoich ramionach.
    Śniło mi się, że mieszkam w tym domu. Widziałam siebie jako Juliet. Czasy niby nowoczesne, bo w końcu był dopiero rok 1994, jednak rodzice nie akceptowali wszystkiego co nowe, bardziej rozwinięte. Żyli jakby w swoich czasach, gdzie nie wiedzieli co to komórka lub komputer.
    Przechodziłam przez korytarz i ujrzałam Elizabeth wchodzącą do swojego pokoju. Miała kamienny wyraz twarzy, głowę wysoko uniesioną - oznaka dumy, w oczach miała jednak łzy. Za nią szedł ojciec. Wiedziałam co teraz będzie się działo. Każda z nas musiała przez to przechodzić...
    Przebudziłam się, bo poczułam na udzie dłoń, kierującą się ku górze. Zdenerwowałam się, bo od razu wiedziałam, że to Zayn. Nie wiedziałam jednak, że jest tak natarczywy i tak niewyżyty. Odwróciłam się w jego stronę, chcąc na niego nakrzyczeć, jednak w ostatniej chwili mnie zamurowało. Był obrócony do mnie plecami, spał jak zabity. Popatrzałam na swoją nogę. Dokładnie czułam tam czyjąś dłoń. A może mi się tylko zdawało, może to kołdra zsunęła mi się z nogi, dając mi takie odczucie.
    Tak czy siak, wtuliłam się w plecy Zayna. Wystraszyłam się, choć mogłam sobie to zdarzenie bardzo łatwo wytłumaczyć. Przypomniał mi się mój sen, przez co jeszcze mocniej przywarłam do ciała Zayna. Dawał mi uczucie bezpieczeństwa, nawet jak spał.

piątek, 19 października 2012

Rozdział V

*Niall*

    Wtargnąłem do swojego pokoju i zastałem tam wszystkich poza Zayn'em. On uwielbiał spać, więc pewnie gnije w łóżku. Wszyscy wpatrywali się we mnie - część z troską, część z gniewem. Harry należał do tej drugiej części, bo ledwo co zamknąłem drzwi, to wstał wydzierając się.
- Gdzieś ty człowieku był?! Już do reszty cię powaliło! Szukamy cię od 8, rozumiesz? 3 godziny! Może nam powiesz gdzie byłeś? - jak to...3 godziny? Przecież niedawno była 7! Wyciągnąłem z kieszeni telefon-który od początku naszego pobytu tutaj nie miał zasięgu- i spojrzałem na zegarek. Było trochę po 11, czyli rzeczywiście nie było mnie prawie 3 i pół godziny. Zastanawiałem się tylko, jak to możliwe...przecież TAM spędziłam może z 10 minut. A jednak trwało to dłużej...o wiele dłużej. Włosy na karku stanęły mi dęba, gdy tylko sobie wspomniałem o tamtym zdarzeniu.
    Harry niecierpliwie wpatrywał się we mnie, oczekując odpowiedzi. Odchrząknąłem.
- Pierw byłem coś zjeść, a potem...chodziłem po domu. - wydukałem unikając jego wzroku. Nie chciałem, by widział, że się denerwuje. Hazza jest typem człowieka, który wszystko potrafi wyczytać ci z twarzy.
- Kurde, Niall! Nie mogłeś dać komuś znać? Jaki ty jesteś czasem durny, ja pieprze... - pokręcił głową i usiadł na małym starym foteliku.
- Dobra, zejdź ze mnie. Nie jestem już dzieckiem, nie musicie się o mnie martwić. - westchnąłem głośno, już nieco wkurzony jego atakami. Dlaczego nie mogą dać mi po prostu spokój?
    Tym razem Bonnie podniosła się z łóżka i do mnie podeszła. Miała łagodny wyraz twarzy, lekko się uśmiechała. To w niej lubiłem, zawsze potrafiła poprawić mi nastrój. Ni stąd ni zowąd się do mnie przytuliła. Odwzajemniłem uścisk, chowając twarz w jej miękkich włosach.
- Ciesze się, że nic ci nie jest. - wyszeptała odsuwając się ode mnie. - Naprawdę się martwiłam. Harry ma rację, mogłaś dać komuś znać gdzie się wybierasz. Chociaż mógł powiedzieć to trochę łagodniej... - posłała mu gniewne spojrzenie, na co nasz przyjaciel tylko wzruszył ramionami. Bonnie była dla nas jak starsza siostra, na każdego miała pozytywny wpływ, każdy z nas ją szanował i grzecznie się jej słuchał.
- Po prostu się bałem, okej?... Sorry, stary. Ale jak zrobisz jeszcze jeden taki numer, to kurde już nigdy, przenigdy nie upiekę dla ciebie mojego zajebistego ciasta waniliowego! - wybuchnąłem śmiechem, słysząc jego groźbę.
- I co ciekawego widziałeś w tym megastarym, meganudnym, megawielkim domu, hm? - zapytał Louis, chcąc chyba zmienić temat na nieco luźniejszy. Jednak mnie to ani trochę nie rozluźniło, spiąłem się jak nie wiem co.
 - A to i owo. Nic ciekawego i godnego polecenia, naprawdę... - wzruszyłem ramionami, i w tej chwili wszedł do pokoju Zayn. Był w samych majtkach, i sennie pocierał dłonią oczy. Ziewając usiadł obok Bonnie i zaczął rozglądać się po pokoju.
- Co się stało? - zapytał w końcu tym swym akcentem, który uwielbiały wszystkie panienki.
- A no nic, duchy porwały Nialla. Niestety jest cały i zdrowy. - powiedział Liam, śmiejąc się. Och, Liam, gdybyś tylko wiedział ile w tym prawdy...
    Zayn skierował na mnie wzrok, chyba się trochę wystraszył... zresztą, ja tam nie wiem. Bonnie też się nieco zjeżyła na słowo "duch". Dobra, albo mam już jakieś halucynacje z głodu, albo po prostu już mi serio wali.
    Trochę jeszcze pogadaliśmy, potem wszyscy udali się do swoich pokoi. Wreszcie mam chwilę spokoju. Opadłem na łóżko, drżącymi wciąż dłońmi pocierając oczy. Nikomu nie życzę takiego przeżycia, nawet największemu wrogu. Chcę się stąd wydostać jak najszybciej.
    Poczułem, że ktoś siada obok mnie, więc skierowałem tam wzrok. Liam patrzył na mnie i czułem, że zaraz zada mi masę pytań. Chcąc go po prostu wyprzedzić, powiedziałem:
- Byłem na strychu. Liam, zanim ci to wszystko opowiem, to chcę ci powiedzieć, że nie oszalałem, nie mam halucynacji i nie zmyślam! - Liam jedynie skinął prawie niezauważalnie głową. Z zespołu to z nim najlepiej się dogadywałem, dlatego też mu chciałem jako pierwszemu o wszystkim powiedzieć. - Stało się coś dziwnego...to było straszne. - wziąłem głęboki wdech, Nie byłem gotów to wszystko mówić, ale teraz była najodpowiedniejsza chwila. - Znalazłem na strychu pamiętnik. Zacząłem go czytać... nie wiem dokładnie o co chodziło, ale tu działo się coś strasznego. Chyba...chyba ktoś kogoś zabił. Poza tym, gdy to czytałem...robiło mi się zimno, z każdą chwilą, z każdym słowem coraz bardziej. Zacząłem się bać, bo to nie jest normalne. Drzwi w pewnej chwili się zatrzasnęły, a ja zobaczyłem...- zawahałem się na chwilkę. Musiałem przypomnieć sobie co tak naprawdę widziałem. - był to cień jakieś dziewczynki.  - do oczu napłynęły mi zły, chciało mi się tylko płakać. Bałem się tego miejsca, tego wszystkiego. Ręce zaczęły mi się trząść i znowu ogarnęło mnie zimno.
- Co jest? Niall? - Liam zaniepokoił się, bo nie mówiłem dalej. Strach po prostu mnie sparaliżował. Nie chciałem przerabiać tego jeszcze raz.
Mamusiu...
    Pokręciłem głową. Nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie!
- Usłyszałem płacz, krzyk i zawodzenie małej dziewczynki. Otaczał mnie, dochodził z każdej strony... - postanowiłem jak najszybciej to dokończyć. Jestem z Liam'em, nic złego przecież się nie stanie.
    Tak jakby na potwierdzenie tego co powiedziałem Liam'owi, usłyszałem płacz. Popatrzyłem na niego - nic chyba do niego nie dochodziło, nic nie słyszał! Co ja takiego zrobiłem, że to coś tak mnie znienawidziło?
- Niall...mówisz poważnie? Bo wydaje mi się, że robisz sobie jaja...
- Co?! Spójrz na mnie! Czy wyglądam choćbym robił sobie jaja?! Liam, jestem przerażony, nie widzisz tego?! - zacząłem się wydzierać, chcąc przekrzyczeć ten cholery płacz dziecka, który właśnie ucichł. Na czole pojawił mi się lodowaty pot. Pięknie! Jeszcze zawał serca, by się przydał!
- Dobrze się czujesz? Niall, uspokój się. Boże, cały się trzęsiesz... Na strychu to wszystko się działo? I tam tak długo byłeś? - uwierzył mi. Nigdy by nie wypytywał o coś, co wydaje mu się głupotą wyssaną z palca.
    Potwierdzając kiwnąłem głową. Mimo iż zimno i te głosy ustąpiły, wciąż czułem ten cholerny lęk. Cieszyłem się, że Liam teraz o wszystkim wie i mnie być może pocieszy. A co najlepsze - namówi resztę, żebyśmy się stąd wynieśli.
 - No nic, musimy stąd wypieprzać - rzekł Liam.



*Harry*

    Z Niall'em było coś nie tak, wiedziałem to na pewno. Mógłby być niewiadomo jak dobrym aktorem, ja i tak bym zauważył, że coś nie gra. Unikał mojego wzroku i drżał, więc coś jest na rzeczy. A może coś zepsuł? Ukradł? Nie, on taki nie jest. Musiałem dowiedzieć się co się wydarzyło.
    Wróciłem do pokoju Niam'a. Niall leżał na łóżku, a Liam siedział na fotelu i wpatrywał się w swojego współlokatora.
- Mogę cię na chwilkę prosić? Mam sprawę. - popatrzyłem na Liama, a ten skinął głową i podniósł się z fotela. - Niall śpi? - zapytałem szeptem, gdy stał już obok mnie.
- Nie, ale lepiej zostawić go w spokoju. Chodź. - wyszliśmy przed drzwi pokoju.
- Coś jest nie tak z tym domem. Niall był na strychu i widział i słyszał dziwne rzeczy. - Liam mówił półgłosem, tak, by ten żarłok nas nie usłyszał.
- Wiedziałem. Wiedziałem, że coś jest nie tak. Na strychu, powiadasz? Musimy to sprawdzić, i to natychmiast. - musiałem to sprawdzić, taką mam naturę. Uwierzę, jak zobaczę. Liam jak zwykle tylko przytaknął, więc prędko poszliśmy szukać strychu.

- Cały Niall. - powiedziałem jak już staliśmy przed schodami na strych. - Wisi karta "nie wchodzić", a ten skubaniec musiał tam iść. - pokiwałem głową, uśmiechając się lekko. Ten chłopak naprawdę nie potrafi usiedzieć w miejscu i zawsze musi przysfażać nam jakieś kłopoty. No cóż, za to go w końcu kochamy.
- Wspominał coś o pamiętniku. Właśnie tego musimy szukać. Był na jakimś biurku. - Liam popatrzył na mnie, wchodząc już na schody.
- Spoko, rozejrzymy się trochę, jak coś będzie się dziać, to czym prędzej uciekamy. Chociaż wątpię, żeby tam coś było. - co jak co, ale w duchy to ja nie wierzyłem.
    Stanęliśmy przed zamkniętymi drzwiami strychu. Popatrzyłem na Liama, który miał niepewny wyraz twarzy. Nacisnąłem na klamkę i pchnąłem drzwi, które przeraźliwie skrzypiały. Było ciemno, jak w dupie u murzyna, inaczej nie da się już tego opisać. Dłonią szukałem jakiegoś załącznika, jednak nic nie wyczułem.
- Cholera nie ma światła... - szepnąłem, wciąż wodząc dłonią po ścianie. Poddałem się po chwili, wzdychając głośno.
    Zmrużyłem oczy, próbując cokolwiek dostrzec. Jak wiadomo to na nic się nie zdało, odczekałem chwilkę, aż oczy przyzwyczają się do ciemności. Dopiero wtedy postawiłem pierwszy krok do pomieszczenia. Było tak cicho, że słyszałem oddech Liama, który stał tuż obok.
- Tam jest chyba to biurko - Liam wskazał palcem gdzieś na środek pokoju. Dobrze, że był blady i było widać jego dłoń. Skierowaliśmy się w tamto miejsce, ostrożnie stawiając każdy krok.
- Powiedz mi, jak on niby tutaj widział jakieś cienie? Przecież tutaj panuje taka ciemność, że ciemniej to już chyba się nie da, co?
- Był przerażony, Harry. Z pewnością mówił prawdę. A może on znalazł załącznik do światła, miał latarkę, albo jest tu gdzieś jakieś zasłonięte okno... - odpowiedział Liam.
    Od razu rzucił mi się w oczy jasny pamiętnik leżący na ogromnym biurku. Liam podszedł do ściany i szarpnął za coś. Do pokoju wpadło jasne światło, więc musiało znajdować się okno za zasłoną. Niewielkie, jednak było widać już coś więcej. Otworzyłem pamiętnik na pierwszej stronie. Kartki były białe, a atrament niebieski, więc bez żadnego problemu mogłem przeczytać:
    Elizabeth Knowell
    Na kolejnej stronie nie pisało nic ciekawego, więc szukałem dalej. Zaciekawiły mnie wpisy, które znajdowały się już po środku.
    Strach - uczucie, które towarzyszy mi każdego dnia.
- Ja bym nie czytał tego na twoim miejscu. Niall mówił, że właśnie od pamiętnika to wszystko się zaczęło. Weźmy go lepiej do pokoju... - Liam stał tuż obok mnie i wpatrywał się we mnie badawczo. Ja jednak chciałem dalej czytać, co takiego może się stać?
- Nie wydurniaj się. Spójrz. - podsunąłem mu pamiętnik pod nos, jednak on odwrócił głowę, wbijając wzrok w kąt pokoju. - Zachowujesz się jak dziecko. - szepnąłem.
    Czytałem kolejne wpisy, któtkie i wszystkie na temat strachu, bólu i przygnębienia. Narwyraźniej działo się tutaj coś złego..
Czytając miałem wrażenie, że literki stają się coraz niewyraźniejsze, zaczynały się robić nieczytelne. Oderwałem wzrok od pamiętnika i rozejrzałem się. Czy po mojej lewej nie powinienen stać Liam?! Obróciłem się, szukając go wzrokiem.
- Liam? No weź nie rób se jaj!... Liam! - nie odpowiadał, a mnie ogarniał strach. Nie było go przy mnie.
    Pomieszczenie ciemniało, przez co zacząłem panikować. W końcu przed oczami miałem tylko ciemność. Oddychałem płytko i szybko, serce waliło mi jak młotem. Chciałem stąd wybiec, ale kompletnie nie wiedziałem w którą stronę się udać. Wpadałem i uderzałem się o przeróżne rzeczy, starając się znaleźć wyjście. Żałośnie wołałem o pomoc.
    Potknąłem się i upadłem na twardą i lodowatą podłogę. Ułyszałem jakiś chichot tuż przy uchu. Nie podniosłem się, kręciło mi się w głowie. Pocierałem oczy, chciałem coś zobaczyć, jednak na marne. Mój krzyk był nawet dla mnie nieznośny, umilkłem, jednak on dalej rozbrzmiewał w moich uszach, miałem uczucie, że zaraz pęknie mi czaszka.
Ktoś stał przy mnie, czułem jak podchodził. Miałem wrażenie, że specjalnie skacze tuż przy moim uchu, by tylko sprawić mi ból. Każdy najdrobniejszy szmer brzmiał dla mnie jak jakiś wybuch. Zacząłem się czołgać po podłodze, tylko by się stąd wydostać.Nie myślałem o niczym innym. Jednak ból mnie paraliżował, krzyczałem, bo nie mogłem inaczej. Oczy mnie piekły, jakby ktoś przyłożył mi do nich rozpalone kawałki żelaza. Nagle poczułem, jak od stóp do głów robi mi się zimno. Strasznie zimno.
    Cierp! Tak jak i my musiałyśmy cierpieć!
   Moje ciało wyginało się w łuk, wiłem się na tej cholernej podłodze. Drżące i lodowate dłonie przykładałem do oczu, miałem nadzieje, że to złagodzi ból. Czyjś przeraźliwy, opętany śmiech wbijał mi się w uczy. Szydził ze mnie, napawał się moim cierpieniem. Dlaczego nikt mnie nie słyszy? Dlaczego nikt mnie nie ratuje?
    Mam uczucie jakby to trwało wieczność. Wieczne męczarnie. Modliłem się, by to się już skończyło. Nie wytrzymywałem tego bółu, który robił się coraz mocniejszy.  Już nie tylko jedna para stóp stąpała mi nad głową, lecz kilka. Czułem je wokół siebie.
Ręce skierowałem z oczu na na uszy. Chciałem je zatkać, zasłonić, cokolwiek, by tylko nie było tak głośno. Poczułem na placach coś ciepłego i wilgotnego -  krew. Leciała mi z uszu, cieknąć na szyję. Byłem lodowaty, dlatego krew zdawała się być gorąca, wręcz parzyła.
Już nie uszami słyszałem co się dzieje. To tak jakby ktoś siedział mi w głowie i w niej wydzierał się jak głupi. A może to był mój krzyk? Nie dochodziło do mnie już nic. Miałem ochotę zwymiotować. Kto wie, może już dawno zwymiotowałem. Odczuwałem już tylko ból, i to w każdej partii ciała.
    Poddałem się. Nie robiłem już nic. Leżałem tak, cierpiąc jak nigdy dotąd, jednak nie walczyłem z tym już. Łzy ciurkiem ciekły z moich oczu, tak samo jak krew z uszu, ciało drżało z zimna, ze strachu. Oddech mi się urywał. Chyba już umierałem..
Jęknąłem głośno, ponieważ światło poraziło me oczy. Mrugałem chwilkę zanim pożądnie je otwarłem. Strasznie bolały, jednak wzrok powracał. Ciało drżało, jednak nie było już zimno. Uszy bolały -  słyszałem jednak swoje jęki. Leżałem wciąż na ziemi i wpatrywałem się w sufit. Nie mogłem się podnieść, bałem się, że jeśli to zrobię, wszystko zacznie się od początku.
    Nie wiem ile czasu minęło, aż wreszcie się podniosłem. Z małego okienka wciąż do pomieszczenia wpadało światło dzienne. Na resztkach siły wybiegłem stąd, a drzwi zatrzasnęły się za mną z hukiem, tak jakby ostrzegając mnie, abym już nigdy tam nie wracał.

poniedziałek, 8 października 2012

Rozdział IV

*Zayn*

    Przebudziłem się w nocy, słysząc skrzypienie drzwi. Podniosłem się i popatrzałem w tamtą stronę, drzwi wejściowe były otwarte na oścież. Zmarszczyłem brwi, wstając z łóżka.
- Boże Louis... - wymamrotałem wyglądając z pokoju na korytarz. Brak żywej duszy i grobowa cisza. Byłem jednak pewny, że to mój przyjaciel robi sobie znów jakieś żarty, podszedłem do drzwi jego pokoju, nasłuchując. Cisza. Ostrożnie nacisnąłem na klamkę i uchyliłem drzwi zaglądając do środka. Harry i Louis spali smacznie obok siebie na wielkim łóżku.
    Tak więc Niall - pomyślałem zamykając drzwi. Poszedłem do kolejnego pokoju. Ponownie przytykając ucho do drzwi, nasłuchiwałem. I ponownie napotkałem na ciszę. No dobra, było słychać ciche chrapanie Niall'a, ale nic poza tym. Dla pewności spoglądnąłem do środka, ale chłopcy spali i to w dość komiczny sposób. Liam na samym brzegu  z głową i ręką zwisającą znad łóżka. Niall postanowił położyć się na odwrót, tak, że miał nogi Liam'a prawie przy twarzy, resztą ciała leżał rozwalony na calutkim łóżku.Zachichotałem cicho i przymknąłem drzwi. Odwróciłem się, za moimi plecami stała Bonnie przyglądając mi się z podniesioną brwią. Niemal zawału dostałem. Musiałem zrobić naprawdę śmieszną minę, bo dziewczyna zaczęła się śmiać.
- Tak, bardzo śmieszne, że prawie serce mi stanęło.
- Gdybyś się nie szlajał w środku nocy, to nie miałbyś czego się bać. No a tak w ogóle to co ty robisz? - zapytała, zaglądając przez moje plecy na drzwi pokoju Niam'a.
- Nic. Sprawdzałem co robią chłopcy...lubią o tej porze robić psikusy innym. - Nie chciałem wspominać jej o otwartych drzwiach, bo na pewno nie mogłaby już spać, dlatego też wymyśliłem taką durną wymówkę. Na szczęście nie postanawiała wnikać w moje słowa. Wzięła mnie jedynie za rękę i zaprowadziła z powrotem do pokoju. Było w nim zimniej niż wcześniej... i to o wiele. Wcześniej śpiąc musiałem spychać kołdrę na bok, bo było tak ciepło. Teraz dostawałem gęsiej skórki z zimna. Popatrzyłem na Bonnie,nie sądzę, żeby cokolwiek zauważyła. Chuchnąłem, a z moich ust wydobyła się biała chmurka. Ogarnięty strachem rozejrzałem się po pokoju - okna były zamknięte, wszystkie drzwi też. Co do ku*wy? - nie wiedziałem jak to sobie wytłumaczyć. A może ja śnię?
    W mgnieniu oka wskoczyłem do łóżka okrywając się kołdrą. Bonnie wtuliła się we mnie, była przyjemnie ciepła. I mimo iż jej ciało było gorące, ja trząsłem się z zimna. Niestety nie udało mi się ogrzać.


*Niall*

    Jestem głodny - myślałem, spoglądając jak niebo rozjaśnia się za oknami. Wszystkie kanapki, które mieliśmy już wczoraj zjadłem, a teraz muszę głodować. Postanowiłem rozejrzeć się po hotelu za jakąś kuchnią, jadalnią, restauracją ,bufetem, a może nawet Nando's. Chociaż o tak wczesnej porze na pewno nie będzie jeszcze śniadania. Włożyłem na siebie spodnie dresowe i białą koszulkę. Nie wypada w samych bokserkach wychodzić z pokoju, chociaż tak byłoby wygodniej.
    Liam jeszcze spał, głowę mając prawie na podłodze. Śmieszył mnie ten widok, więc musiałem zrobić mu fotkę.
     Idąc korytarzem dokładnie przyglądałem się każdemu obrazowi na ścianie. Były to jakieś portrety, na każdym z nich było pełno kobiet, a tylko jeden mężczyzna. Wyglądał na jakieś 50- kilka lat, z wąsem, z poważną, niemal groźną miną. Kobiety były jednak młodsze, jedna trzymała na rękach małe dziecko - można było się domyślić, że to dziewczynka, ponieważ miała różowe ubranko.
    Przerażało mnie to miejsce... Ale byłem tak głodny, że mógłbym tutaj spędzić jeszcze kilka godzin, może nawet całą noc, byle tylko dostać coś do jedzenia. Na szczęście nie musiałem tyle czekać, bo schodząc na parter było czuć piękne zapachy przygotowywanego śniadania. Pokierowałem się zapachem i dotarłem do kuchni. Nie była ona taka jak w każdym innym hotelu, była to zwykła kuchnia, jaką można znaleźć w każdym domu. Zauważyłem na stole świeży chleb, szynki, sery i różnego rodzaju warzywa wyłożone na talerzykach, na kuchence w patelni była świeżo przygotowana jajecznica, która pachniała tak bosko... Widocznie właściciele tego miejsca przyszykowali to dla siebie. Nikogo na szczęście tutaj nie było, więc szybko podwędziłem kilka kromek chleba, i nawet nie smarując masłem nałożyłem na nie plasterki szynki, sera i tych innych dupereli. Wsadzając już jedną kanapkę do buzi, uciekłem z kuchni do pokoju.
    Zjadłszy już wszystkie kanapki, wciąż byłem głodny, ale musiałem wytrzymać już do tej 9 albo 10. Spojrzałem na zegarek. Kurde jest dopiero 7! Głodny nie usnę, więc muszę znaleźć jakieś zajęcie. W pokoju nie było co do roboty, więc postanowiłem troszkę pozwiedzać. Wyszedłem z pokoju i ruszyłem długim korytarzem przed siebie. Na samym końcu tego korytarza były kolejne schody w górę, jednak wejście wyżej było zakazane - tak pisało na kartce powieszonej tuż obok. Przygryzłem wargę, zastanawiając się co zrobić. Rozejrzałem się wokół, by upewnić się, że nikt mnie nie widzi i szybko wszedłem schodami na górę.  Tam zastałem tylko jedne drzwi. Modliłem się by były otwarte i nacisnąłem na klamkę. Bingo! Otwarły się, skrzypiąc cicho, przy czym ja się skrzywiłem, nie chciałem przecież, by ktoś się dowiedział, że tutaj jestem. Pomieszczenie za drzwiami było ogromne i bardzo ciemne. Małe okna były zasłonięte grubymi zasłonami, jednak poniektórym promieniom światła udało się tutaj dostać.
    Niepewnie i powoli wchodziłem do środka rozglądając się za jakimś źródłem światła. Po omacku macałem ściany obok drzwi, szukając załącznika. Na marne. Wzdychając głośno wchodziłem głębiej do pomieszczenia. Moje oczy powoli przyzwyczajały się do panującej tu ciemności.W końcu mogłem dojrzeć co dokładnie się tutaj znajduje - był to rzecz jasna strych. Pełno było tu kartonów, starych mebli, lustrer i różnych wielkości kufrów. Ciekawy podszedłem do pierwszego i go otwarłem. Nie było w nim nic, poza jakimiś starami dziewczyńskimi ciuszkami. Im głębiej wchodziłem, tym zimniej mi się robiło, ale byłem tak podekscytowany tą całą sytuacją, że nie mogłem po prostu zawrócić. Moim oczom ukazało sie wielkie biurko, leżały na nim jakieś książki, a ja chwyciłem pierwszą lepszą i otwarłem na byle której stronie. Jak się okazało nie była to książka tylko pamiętnik. Zacząłem czytać.
     Mam tego dość. Kiedy w końcu będę mogła spokojnie pójść spać? Kiedy w końcu będę mogła żyć normalnie..?
    Nic więcej nie pisało na tej stronie. Przewróciłem na następną, na samym środku pisało krótkie Znów. Marszcząc brwi przewracałem kolejne kartki, szukając czegoś dłuższego. Prawie na samym końcu znalazłem dłuższy wpis, pisało w nim: Dzisiaj skończymy z tym. Raz na zawsze. Pożałuje wszystkiego co nam robił. Wszystkiego... Boje się. A jeśli wróci...? Co wtedy poczniemy?   
    Gdy skończyłem czytać ostatnie słowo drzwi wejściowe zatrzasnęły się z wielkim hukiem. Pamiętnik wyleciał mi z rąk, sam niemal upadłem na ziemie. Podbiegłem do drzwi mocno szarpiąc za klamkę. Serce waliło mi chyba z 100 uderz na sekundę, i mimo adrenaliny, o prostu marznąłem...zamiast się pocić to zrobiło mi się niemiłosiernie zimno. Drzwi nawet nie drgnęły. Ogarnęła mnie panika, nie wiedziałem co robić. Obróciłem się, poszukując wzrokiem jakiegoś innego wyjścia, którego wcześniej nie zauważyłem. Na samym końcu strychu coś drgnęło. Zacisnąłem dłonie w pięść, powstrzymując ich trzęsienie się. Nawet nie wiem czy to z zimna czy ze strachu...
- Pomocy! Liam! Pomóżcie mi! Harry! Louis! Zayn! Jestem na strychu! Pomóżcie! - zacząłem wydzierać się w niebo głosy. Czułem, że ręce mi już zamarzają. Trząsłem się jak osika, i nie mogłem z tym nic zrobić. Ponownie zacząłem się drzeć, błagać o pomoc. Kątem oka zauważyłem sunący cień. Zbliżał się do mnie, jednak po chwili się stracił. Jak to możliwe żeby w ciemnościach widzieć cienie?! - pomyślałem spanikowany, nie ogarniając już niczego.
    Odsunąłem się od drzwi i pobiegłem do najbliższego kąta, w którym kucnąłem, chcąc się chronić, sam nie wiem przed czym. Cholernie się bałem, chciałem się stąd wydostać, znaleźć się jak najdalej stąd.
Pomóż mi! Mamo! To tak boli... Mamo! Pomóż mi, mamusiu!
    Wrzask małej dziewczynki otaczał mnie, obijał się o ściany niczym echo. Dochodził do mnie z każdej strony, ciągle się powtarzając. Trzęsącymi się rękoma ukryłem twarz, zatkałem uszy. Po policzkach płynęły mi lodowate łzy, czułem jak zamarzam. Wrzask, płacz i pisk dziewczynki nie ustępował, a mój szloch stawał się coraz głośniejszy. Nie chciałem się podnosić, nie chciałem widzieć tego cholernego cienia, nie chciałem widzieć nic. Chciałem już tu po prostu umrzeć, bo było to nie do zniesienia. Nie da opisać się tego strachu, tych emocji...
    W sekundzie wszystko ucichło.  Nie trząsłem się. Uniosłem głowę. Zasłony były odsłonięte, wpuszczając do pomieszczenia jasne światło. Od razu mój wzrok uciekł na drzwi. Były otwarte! Błyskawicznie stąd wybiegłem, nie patrząc za siebie, nie zamykając drzwi, nie zważając na to, że niemal spadłem ze schodów. Chciałem znaleźć się jak najdalej od tamtego przeklętego miejsca.